szukaj w portalu Rynek i Sztuka MENU
Galeria Stalowa „Fragments of Reality” Bożenna Biskupska

Prawo na rynku sztuki: O zakazie fotografowania w muzeach

10.10.2011

Prawo

Patron merytoryczny działu "Prawo na rynku dzieł sztuki"

Całkiem niedawno w niemal wszystkich mediach bezrefleksyjnie ogłoszono zwycięstwo: zakaz fotografowania w muzeach, a także pobieranie opłat z tego tytułu jest bezprawne. Tymczasem, jak to bywa przy przekazie medialnym, a także w prawie, skomplikowana problematyka prawa do wizerunku muzealiów została sprowadzona do chwytliwego hasła – „zabrania się zabraniać”. Wszystko za sprawą znanego już chyba wszystkim orzeczenia Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w Warszawie, który w dniu 5 marca 2010 r. uznał za klauzulę abuzywną następujący punkt regulaminu muzealnego: Zabrania się fotografowania i filmowania eksponatów oraz sal eksplozyjnych bez uzyskania pozwolenia dyrektora Muzeum. Fotografowanie możliwe jest po uzyskaniu zgody i uiszczeniu opłaty.

 Zacznijmy od tego, iż przeciwnicy jakichkolwiek „zakazów fotografowania” eksponatów w muzeach zgodnie powołują się na wynikającą z Konstytucji wolność korzystania z dóbr kultury. Konstytucyjne prawo dostępu do tychże dóbr kultury, jakkolwiek z zasady słuszne, nie wprowadza szczegółowych obowiązków, czy też zakazów, wyznaczając jednak istotne standardy dla całego systemu prawnego. W kwestiach szczegółowych należałoby się odwołać do przepisów ustawowych dotyczących ochrony zabytków, czy właśnie ustawy o muzeach, których uregulowania nota bene także akcentują zasadę upowszechniania i udostępniania eksponatów. Nie oznacza to jednak, iż prawo dostępu należy rozumieć w sposób absolutny, to jest, iż każdy zwiedzający w dowolnie wybranym przez siebie czasie, w nieograniczonym zakresie jest uprawniony do dostępu, a także korzystania z każdego eksponatu muzealnego. Istnieje bowiem szereg szczegółowych przepisów, które precyzują, na jakich zasadach prawo powszechnego dostępu do dóbr kultury jest realizowane.

 W powyższe wpisuje się właśnie sporny art. 25 ustawy o muzeach, który stanowi, iż muzeum pobiera opłaty za przygotowanie i udostępnianie zbiorów do celów innych niż zwiedzanie, w szczególności za kopiowanie, sporządzanie reprodukcji lub fotografii, przygotowywanie zbiorów do wypożyczenia oraz ich wypożyczenie. W dalszej części przepisu wskazano, iż wysokość opłat ustalana jest przez dyrektora muzeum, który w uzasadnionych przypadkach może ustalić opłatę ulgową lub zwolnić z opłaty. Zgodzić się należy, co nie bez przyczyny podkreślają obydwie strony sporu, iż ustawowe sformułowanie nie jest precyzyjne, dając w istocie szerokie pole do różnorakich interpretacji.

 Zakładając choćby minimalny racjonalizm ustawodawcy przy tworzeniu prawa, z przepisu jasno wynika, iż w określonych sytuacjach muzeum jest uprawnione do pobrania opłaty za fotografowanie eksponatów muzealnych. Z pewnością dotyczy to sytuacji, gdy muzeum podejmie pewne dodatkowe czynności, inne niż standardowe przygotowanie zwykłej ekspozycji do zwiedzania, jak chociażby wyjęcie eksponatu z gabloty, zamontowanie dodatkowego oświetlenia, zabezpieczeń, czy też sprowadzenie obiektu z magazynu. Więcej kontrowersji wzbudza jednak zagadnienie pobierania opłat za wykonanie fotografii na standardowej ekspozycji stałej lub czasowej, a także związane z tym ewentualne pobieranie dodatkowej opłaty.

 Z teoretycznego punktu widzenia powyższe zagadnienie zostało niejako ostatecznie rozstrzygnięte wspominanym już wyrokiem sądowym, z którym nie sposób polemizować. Praktyka natomiast może okazać się nieco bardziej skomplikowana. W pełni zgodzić się należy, iż przywoływane orzeczenie sądowe posiada tzw. „skutek rozszerzony”, co oznacza, iż wywiera skutek nie tylko wobec stron postępowania, ale także wobec osób trzecich. Zakaz używania cytowanego wyżej postanowienia w regulaminach muzealnych dotyczy nie tylko literalnej jego wersji, lecz także wszelkich tożsamych co do treści klauzul. Powstaje jednak wątpliwość, które z klauzul w regulaminach muzeów posiadają tożsamy charakter z zakwestionowaną sądownie. Zauważyć wystarczy, iż zakazana klauzula sformułowana została w tzw. sposób negatywny, to jest, iż fotografowanie jest zabronione. Może pojawić się jednak wątpliwość o tożsamość klauzuli sformułowanej w tzw. sposób pozytywny, z której wynikałoby, iż wykonanie fotografii jest dozwolone, ale pod warunkiem uzyskania zgody, czy też pobrania opłaty. Niezależnie jednak od odpowiedzi na powyższe wątpliwości pamiętać należy, iż interpretacja klauzul umownych nie może być dokonywana jednostronnie przez potencjalnego fotografika, a w przypadku odmowy muzeum, nawet prawnie oczywiście nieuzasadnionej, pozostaje nic innego jak droga sądowa.

 Kolejna kwestia prawna, która tylko z pozoru pozostaje zupełnie jednoznaczna, dotyczy problematyki praw autorskich. W szczególności jak mantra powtarzany jest argument, iż w związku z upływem siedemdziesięcioletniego terminu, co do zasady liczonego od śmierci twórcy, autorskie prawa majątkowe do eksponatów wygasły. Nie zapominać jednak należy, iż na wystawach eksponowana jest także sztuka współczesna, gdzie posiadające niebagatelne znaczenie zagadnienia autorsko-majątkowe nadal pozostają aktualne. Dalej, w ramach autorskich praw osobistych twórcy istnieje pojęcie tzw. prawa do integralności dzieła, co w uproszczeniu obejmuje zakaz ingerencji w jego formę i treść. Zakaz naruszenia integralności obejmuje nie tylko oryginalny egzemplarz dzieła, ale dotyczy także wszelkich jego reprodukcji, w tym fotograficznych. W przypadku tzw. fotografii dokumentacyjnej, wiernie odtwarzającej wygląd dzieła, nie dojdzie do naruszenia prawa do integralności. Problem zaktualizuje się w przypadku dzieł wykonanych nieprawidłowo, chociażby nieostrych, czy niewłaściwie skadrowanych.

 Nie zawsze także muzeum, jako podmiotowi eksponującemu dany obiekt, przysługuje prawo własności. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której artysta, kolekcjoner, czy też inne muzeum wypożyczające dany eksponat, nakłada pewne ograniczenia w jego dysponowaniu, chociażby w zakresie reprodukowania wizerunku. Zbytnim uproszczeniem byłoby także twierdzenie, iż fotografie eksponatów służą jedynie celom prywatnym i naukowym. Niejeden muzealnik spotkał się z sytuacją, gdy wizerunki obiektów zostają wykorzystane dla celów komercyjnych, a nawet zdarzyło się, że muzeum został zaproponowany zakup albumu z reprodukcjami ich „własnych” obiektów.

 Niezależnie od tego należy wspomnieć o istnieniu, nie wskazanego jednak bezpośrednio w przepisach, tzw. prawa związanego z wyglądem rzeczy. W dużym uproszczeniu, oznacza to, iż właścicielowi rzeczy, w tym wypadku muzeum, służy – z wyłączeniem innych – prawo do czerpnia korzyści wynikających z wyglądu dzieł, ich wizerunku. Konstrukcja powyższego prawa oparta jest na prawie własności, istniejąc niezależnie od autorskich praw majątkowych. Zgodzić się należy, iż właściciel w zasadzie nie może zabronić utrwalania publicznie wystawionego dzieła w celach niekomercyjnych, to jest pamiątkowych, naukowych, czy sentymentalnych. Jednak w przypadku nierzadkich wcale sytuacji, gdy osoba trzecia uzyskuje korzyść majątkową z wizerunku cudzego dzieła sztuki, można byłoby rozważać problem naruszenia analizowanego prawa.

 Kolejne zagadnienia, które skrzętnie zostają usunięte poza dyskurs zakazu fotografowania w muzeach, to problemy związane z ochroną konserwatorską obiektów. Nie znajdzie się chyba żadna osoba, nawet nie związana ze światem muzealników, która popierałaby używanie lamp błyskowych wbrew zakazom konserwatorskim. Abstrahując od trudności związanych z wyegzekwowaniem zakazu, nie sposób zauważyć, iż absolutne dozwolenie fotografii może nieść ze sobą także negatywne skutki. Podobnie, na co w swoim oficjalnym stanowisku powoływało się Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pozostaje problem bezpieczeństwa zbiorów, w związku z możliwością wydostania się tzw. informacji wrażliwych, dotyczących systemów alarmowych, układu kamer czy pomieszczeń.

 Abstrahując od rozważań prawnych, istnieje obawa, iż muzea będą wycofywały część zbiorów do magazynów albo w ramach „rekompensaty” za opłaty dotyczące fotografowania podwyższą cenę biletów. Nie jestem zwolennikiem tego typu rozwiązań, ale też nie uznaję automatycznej riposty, iż w muzeach w Londynie czy Paryżu takie problemy nie istnieją. Należy bowiem z przykrością stwierdzić, iż stan zbiorów, system zabezpieczeń i zakres dofinansowania zagranicznych placówek nijak nie koresponduje ze standardami polskimi.

 Wracając jednak do orzeczenia, zauważyć także należy, że uznanie klauzuli dotyczącej zakazu fotografowania jako abuzywnej oznacza, iż relacja muzeum – zwiedzający zinterpretowana została jako przedsiębiorca – klient. Tymczasem istnieje wątpliwość, która została dostrzeżona także przez orzekający sąd, czy muzeum, z zasady prowadzące działalność odpłatną jako dodatkową, jest takim przedsiębiorcą, a co dalej za tym idzie czy regulamin muzeów posiada charakter tzw. wzorca umownego, stosowanego także wobec konsumentów w szeregu innych komercyjnych usług. Tego typu wątpliwości o charakterze prawnym i faktycznym można byłoby mnożyć dalej.

 Teoretycznie odpowiedź na wszystkie powyższe pytania zawarta została w obszernym pozwie wytoczonym właśnie przeciwko Muzeum Regionalnemu im. Dzieci Wrzesińskich we Wrześni. Automatycznie nasuwa się pytanie, dlaczego akurat w tak prestiżowej i ważnej dla muzealników sprawie pozwano malutkie, regionalne muzeum, jeszcze nie zreorganizowane po pożarze w maju 2009 r. Odpowiedź przychodzi wprost od samego autora pozwu, którego słowa pozwolę sobie zacytować za Gazetą Wyborczą: szukałem miejsc, gdzie robienie zdjęć jest uzależnione od zgody dyrektora. Nie chciałem składać pozwu przeciwko Wawelowi, bo już wyobrażałem sobie piekło, które by się rozpętało, gdyby krawaciarz z Warszawy pozwał polską ikonę. Miałbym przeciwko sobie największe krakowskie kancelarie. Uznałem, że ten sam cel osiągnę, znajdując sobie słabszego przeciwnika.

Przyznaję, że znalezienie słabszego przeciwnika wykonane zostało mistrzowsko, nie zgodzę się jednak, żeby było to specjalnie chwalebne, przynajmniej w moim odczuciu. Pomijając aspekty etyczne takiego działania, które pozostają sprawą indywidualną każdego człowieka, mnie jako czynnemu zawodowo prawnikowi nie przyszłoby nawet na myśl, aby w taki sposób zdobywać przewagę w sądzie. Jaki był cel produkowania pozwu, pełnego – zdaniem autora – wyszukanych konstrukcji prawnych, stanowiących wyżyny erudycji prawniczej, aby następnie wytoczyć powództwo przeciwko dyrektorowi małego muzeum. Jak przyznaje dyrektor muzeum we Wrześni nie miał możliwości finansowych na zatrudnienie prawnika, a sam nie był nawet w stanie podjąć merytorycznej polemiki.

 Mimo wszystko oczekuję, iż autor pozwu konsekwentnie pozwie kolejne większe muzea, wszak wobec już zapadłego wyroku, zakwestionowanie tożsamych zapisów regulaminowych będzie zwykłą formalnością. Osobiście w pewnym sensie żałuję, iż prawnicy większego muzeum czy też jedna z tak „strasznych” dla autora pozwu kancelarii krakowskich nie zostali zaangażowani w sprawę. Dzięki temu poznalibyśmy szerszy prawny punkt widzenia, a tym samym bylibyśmy bliżej rozstrzygnięcia, czy też poznania istotnych dla rynku muzealnego i sztuki zagadnień.

 Nie pozostając gołosłownym publicznie deklaruję, iż każde małe muzeum, które będzie miało podobny problem prawny jak placówka we Wrześni może liczyć na moją pomoc pro bono w tym zakresie. Ważniejsze dla mnie bowiem od sukcesu medialnego jest wyjaśnianie problemów prawa sztuki, zaś od zwycięstwa wolę równą walkę, nawet gdy jest czasem zakończona gorzko smakującą porażką. Obawiam się także, iż kwestia zakazu fotografowania, nawet przy respektowaniu zapadłego wyroku, co oczywiście nie powinno budzić dyskusji, pojawi się w innej, zmienionej formie. Nie sposób bowiem zamknąć złożoności prawa muzealnego w jednym wyroku, gdyż ze swej istoty problem prawny jest wieloaspektowy, o czym w tej sprawie chyba zapomniano. Już na sam koniec – tak, jestem za możliwością wykonywania fotografii w muzeum, nie jestem natomiast zwolennikiem absolutyzowania tego prawa za wszelką cenę.

Informacje prawne zawarte w na niniejszej stronie nie stanowią porady prawnej, posiadając jedynie charakter ogólnoinformacyjny, w tym o zakresie działalności autora. Przed podjęciem jakichkolwiek działań prawnych niezbędne jest uzyskanie pomocy prawnej dostosowanej do indywidualnego stanu prawnego i faktycznego.

Autor: Piotr Łada

O autorze

Piotr Łada

Adwokat, członek Izby Adwokackiej w Warszawie, absolwent prawa na Uniwersytecie im. Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie. Jego zainteresowania zawodowe, także z racji ukończonych magisterskich studiów kulturoznawczych na specjalizacji promocja i krytyka sztuk plastycznych, obejmują zagadnienia prawa własności intelektualnej. Ekspert z zakresu prawa sztuki, obecnie studiuje na magisterskich studiach uzupełniających na kierunku historia sztuki Uniwersytetu Warszawskiego. Znawca problematyki z zakresu prawa autorskiego w kulturze, przeprowadził szereg wykładów i szkoleń. Autor artykułów eksperckich między innymi w „Rzeczpospolitej”, „Gazecie Finansowej” i „Dzienniku – Gazecie Prawnej”. W magazynie „Sztuka.pl” oraz kwartalniku „Artysta i Sztuka” prowadzi stałe rubryki, w których koncentruje się na zagadnieniach prawnych kultury i sztuki. Prowadzi indywidualną kancelarię adwokacką w Warszawie: Kancelaria Adwokacka Piotr Łada, ul. Krakowskie Przedmieście 8/4, 00-325 Warszawa, http://ladalegal.pl, piotr@ladalegal.pl, tel. 505 418 884

szukaj wpisów które mogą Cię jeszcze zainteresować:

3 komentarzy do “Prawo na rynku sztuki: O zakazie fotografowania w muzeach”

  1. Michał Kosiarski

    Panie Mecenasie,

    Jako autor pozwu przeciwko muzeum we Wrześni z uwagą przeczytałem Pana tekst. Mam do niego kilka uwag:
    1. Pisze Pan, że „pamiętać należy, iż interpretacja klauzul umownych nie może być dokonywana jednostronnie przez potencjalnego fotografika, a w przypadku odmowy muzeum, nawet prawnie oczywiście nieuzasadnionej, pozostaje nic innego jak droga sądowa”. Droga sądowa w tym przypadku nie jest jedynym wyjściem. Nie jest też wyjściem najskuteczniejszym – chodzi zwłaszcza o czas postępowania (mniej więcej 1,5 roku w pierwszej instancji, kilka miesięcy w drugiej), co może przeciągnąć sprawę o dwa lata. Jest to więc mało skuteczne rozwiązanie. Są inne, w tym zwłaszcza wniosek o wszczęcie postępowania wyjaśniającego przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
    2. Pisze Pan, że „nie zapominać jednak należy, iż na wystawach eksponowana jest także sztuka współczesna, gdzie posiadające niebagatelne znaczenie zagadnienia autorsko-majątkowe nadal pozostają aktualne”. W innym miejscu dodaje Pan: „ nie zawsze także muzeum, jako podmiotowi eksponującemu dany obiekt, przysługuje prawo własności. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której artysta, kolekcjoner, czy też inne muzeum wypożyczające dany eksponat, nakłada pewne ograniczenia w jego dysponowaniu, chociażby w zakresie reprodukowania wizerunku”. Pełna zgoda. Myślę jednak, że możliwe jest generalne zniesienie zakazu fotografowania, a wprowadzanie go tam tylko, gdzie jest uzasadniony, np. na sztuce współczesnej. Moim zdaniem nie musi być w muzeach dychotomii – albo zakaz na wszystko albo na wszystko zgoda na fotografowanie.
    3. Prawa do integralności dzieła nie można sprowadzać ad absurdum, a odnoszę wrażenie, że próbuje Pan to robić pisząc: „Zakaz naruszenia integralności obejmuje nie tylko oryginalny egzemplarz dzieła, ale dotyczy także wszelkich jego reprodukcji, w tym fotograficznych. W przypadku tzw. fotografii dokumentacyjnej, wiernie odtwarzającej wygląd dzieła, nie dojdzie do naruszenia prawa do integralności. Problem zaktualizuje się w przypadku dzieł wykonanych nieprawidłowo, chociażby nieostrych, czy niewłaściwie skadrowanych”. Takie postawienie sprawy w zasadzie wykluczałoby 99,99% zdjęć, również tych wykonywanych do albumów przez tzw. profesjonalistów.
    4. Pisze Pan: „Zgodzić się należy, iż właściciel w zasadzie nie może zabronić utrwalania publicznie wystawionego dzieła w celach niekomercyjnych, to jest pamiątkowych, naukowych, czy sentymentalnych. Jednak w przypadku nierzadkich wcale sytuacji, gdy osoba trzecia uzyskuje korzyść majątkową z wizerunku cudzego dzieła sztuki, można byłoby rozważać problem naruszenia analizowanego prawa”. Oświadczam, że nigdy nie broniłem swobody robienia zdjęć w celach innych niż zwiedzanie i dozwolony użytek przewidziany w prawie autorskim. Tylko takiego zakresu dotyczył mój pozew. W zakresie komercyjnego użytku, możliwości pobierania za niego pieniędzy i ewentualnych zgód dyrekcji na robienie takich fotografii nigdy nie miałem wątpliwości, że art. 25 ustawy o muzeach daje takie możliwości placówkom muzealnych. Nigdy z tym ograniczeniem nie walczyłem i walczyć nie będę, rozumiem go i będę go bronił.
    5. Pisze Pan, że „kolejne zagadnienia, które skrzętnie zostają usunięte poza dyskurs zakazu fotografowania w muzeach, to problemy związane z ochroną konserwatorską obiektów”. Nie mogę się zgodzić z tą tezą. Przykład wymiany korespondencji z muzeum w Kozłówce (dokumenty dostępne na moim profilu na FB) pokazuje coś wręcz przeciwnego. Muzeum przysłało mi analizę konserwatora zabytków. Wynika z niej m.in., że fotografowanie z użyciem flesza może szkodzić obiektom, ale nie zawsze. Upraszczając – są np. limity czasu „fleszowania” obrazów rocznie, które pozostaje bez wpływu albo z dalece ograniczonym wpływem na dzieło sztuki. Pragnę też zaapelować do Pana (oraz do innych internautów), aby – jeśli dysponują jakimiś ekspertyzami ws. szkodliwości fotografowania z użyciem flesza – podzielili się nimi ze mną, a poprzez mnie, także z opinią publiczną, turystami i fotografami. Byłby to cenny przyczynek do dyskusji. Co do zasady jestem bowiem racjonalistą, sceptykiem i niewiernym Tomaszem. Dam się jednak bez problemu przekonać obiektywnym wynikom i analizom,
    6. Problem bezpieczeństwa zbiorów, w związku z możliwością wydostania się tzw. informacji wrażliwych, dotyczących systemów alarmowych, układu kamer czy pomieszczeń też się przewija w dyskusjach. Niestety, zmartwię Pana, złodzieje jakoś lubią włamywać się też do placówek gdzie jest całkowity zakaz fotografowania i on nie przeszkadza im w rozpracowaniu obiektu,
    7. Podzielam Pana opinię, że „istnieje obawa, iż muzea będą wycofywały część zbiorów do magazynów albo w ramach „rekompensaty” za opłaty dotyczące fotografowania podwyższą cenę biletów”. Na szczęście dotychczas w przypadkach muzeów, które zniosły zakaz się to nie potwierdziło (nie znalazłem sygnałów, aby gdzieś tak rzeczywiście się stało). Ponadto myślę, że np. złotówka lub dwie różnicy w cenie nie zniechęcą nikogo, kto przejechał czasem setki kilometrów, od zobaczenia ciekawych zbiorów. Nie wylewajmy więc dziecka z kąpielą,
    8. Twierdzi Pan, że „istnieje wątpliwość, która została dostrzeżona także przez orzekający sąd, czy muzeum, z zasady prowadzące działalność odpłatną jako dodatkową, jest takim przedsiębiorcą, a co dalej za tym idzie czy regulamin muzeów posiada charakter tzw. wzorca umownego, stosowanego także wobec konsumentów w szeregu innych komercyjnych usług”. Nie wiem, na jakiej podstawie wywnioskował Pan, że sąd ma w tej mierze wątpliwości. Nie ma przecież pisemnego uzasadnienia wyroku, a treść pozwu jest jednoznaczna – stałem na stanowisku, że muzeum jest w tej mierze przedsiębiorcą (opartym na bogatym orzecznictwie SOKiK i UOKiK), a regulamin jest wzorcem umownym (też przytoczyłem w tej mierze jednoznaczne orzecznictwo sądowe i poglądy doktryny). Pana twierdzenia w tej mierze są więc – moim zdaniem – całkowicie gołosłowne i nieuzasadnione. No chyba, że dysponuje Pan jakimś nieznanym mi dokumentem pochodzącym od sądu w niniejszej sprawie – będę wtedy wdzięczny za jego udostępnienie,
    9. Pisze Pan, że „znalezienie słabszego przeciwnika wykonane zostało mistrzowsko, nie zgodzę się jednak, żeby było to specjalnie chwalebne, przynajmniej w moim odczuciu, (…) mnie jako czynnemu zawodowo prawnikowi nie przyszłoby nawet na myśl, aby w taki sposób zdobywać przewagę w sądzie. Jaki był cel produkowania pozwu, pełnego – zdaniem autora – wyszukanych konstrukcji prawnych, stanowiących wyżyny erudycji prawniczej, aby następnie wytoczyć powództwo przeciwko dyrektorowi małego muzeum”. Panie Mecenasie! Przecenia mnie Pan. Wytaczając pozew przeciwko muzeum byłem tylko skromnym magistrem prawa, jeszcze przed aplikacją radcowską. Przeciwnika wybrałem więc skromnie, nie myślałem, że podda się w zasadzie walkowerem. Jedną z przyczyn wyboru Wrześni był precyzyjny regulamin muzeum, jakiego nie miał Wawel. Co do chwalebności – przyznam, że wolę działać skutecznie i szybko, niż bawić się w być może prestiżowe, ale długotrwałe spory sądowe z np. Wawelem. Może za dużo się czytałem Sun Tzu i Clausewitza. Jedną z podstaw skutecznego ataku jest zaskoczenie i uderzenie w słabe miejsce przeciwnika, tam, gdzie się tego nie spodziewa. „Honorowo” z Wawelem walczyła Wikipedia, która przez kilka lat bezowocnie wymieniała pisma z dyrektorem Wawelu i Ministrem Kultury. Honor jak widać kosztuje – czas, pieniądze, nerwy. To właśnie te biurokratyczne przepychanki zainspirowały mnie do użycia skuteczniejszej broni sądowej. Nigdy nie twierdziłem, że mój pozew to wyżyny erudycji prawniczej, nie mnie to oceniać. Celem pozwu było przekonanie do moich argumentów prawnych sądu, a nie muzeum. Ono i tak – nawet gdyby było pod wrażeniem moich argumentów – nie mogło uznać powództwa, aby to wystarczyło do rozstrzygnięcia sprawy (stanowi o tym odpowiedni artykuł w k.p.c.)
    10. Oczekuje Pan, że konsekwentnie pozwę kolejne większe muzea, „wszak wobec już zapadłego wyroku, zakwestionowanie tożsamych zapisów regulaminowych będzie zwykłą formalnością”. Tu muszę Pana zawieść. Otóż obawiam się, że nie jest to zwykła formalność, a pozew do SOKiK tylko pozornie jest dobrą bronią. Chodzi przede wszystkim o czas (obie instancje to prawie dwa lata). Po drugie – jak dotychczas nie ma potrzeby pozywania muzeów. Kilkadziesiąt z nich zniosło zakazy w zeszłym roku zaraz po nagłośnieniu wyroku w mediach. Kilkanaście następnych po interwencjach turystów i fotografów. Osobiście wystąpiłem do trzech placówek (Muzeum Okręgowe w Sandomierzu – zniosło zakaz, Kozłówka – zniosła zakaz, Wawel – czekam na stanowisko dyrektora). Pozew – z wyżej podanych przyczyn – byłby więc ostatecznością, gdy zawiodą inne argumenty.
    Na koniec – wypada mi w pełni podzielić Pana konkluzję. Ja też „jestem za możliwością wykonywania fotografii w muzeum, nie jestem natomiast zwolennikiem absolutyzowania tego prawa za wszelką cenę”. Dlatego m.in. poprzez Facebooka prowadzę akcję społeczną nie tylko za otwieraniem muzeów na fotografów, ale też uświadamianiem turystów, samonarzucaniem ograniczeń (brak fleszy, statywów, zakaz fotografowania urządzeń zabezpieczających, respektowanie zakazu fotografowania niektórych zbiorów wymagających szczególnej troski). Wzorem takiej akcji jest wrześniowa kampania w sprawie Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. Muzeum uznało argumenty wynikające z wyroku SOKiK i ograniczyło zakaz fotografowania do niezbędnego minimum. Kozłówka jest świetnym przykładem kompromisu pomiędzy turystami a muzealnikami, może być modelem dla innych. W przypadku Wawelu nie chodzi o nic więcej – gdyby dyrekcja Wawelu zgodziła się na taki sam mądry kompromis jak Kozłówka, to bym był zadowolony. Jednak Wawel – uzasadniając zakaz fotografowania – „troszczy się” o turystów twierdząc, że w żadnej sali zamkowej nie da się zrobić dobrego zdjęcia bez flesza. Argumentacja ta (na oficjalnym profilu Zamku na FB!!!) została słusznie wyśmiana przez fotografów i turystów, także przeze mnie. Można bowiem wymieniać argumenty, dyskutować, ale trzeba zachować trochę elementarnego szacunku dla dyskutanta.
    Pozdrawiam serdecznie
    Michał Kosiarski, Warszawa

  2. Ewa i Marek Wojciechowscy

    Szanowny Panie Mecenasie,

    Wszystkie dokumenty Pana Michała Kosiarskiego można znaleźć może nieco szybciej także na naszym blogu we wpisach:
    1-Kozłówka: http://www.tripsoverpoland.eu/blog/2011/09/10/zakazy-fotografowania-w-niektorych-muzeach-ciagle-zywe-pomimo-wyroku-sadu-ochrony-konkurencji-i-konsumentow/

    2-Wawel: http://www.tripsoverpoland.eu/blog/2011/09/30/muzeum-zamek-krolewski-na-wawelu-ignoruje-wyrok-sadu-ochrony-konkurencji-i-konsumentow-w-sprawie-zakazu-fotografowania-w-muzeach/

    Tam też znajdzie Pan naszą argumentację i prośby do muzeów o jasne i precyzyjne ustalenia zasad gry, a raczej obsługi turystów w zakresie możliwości fotografowania, a także późniejszego legalnego wykorzystania wykonanych fotografii.
    Z punktu widzenia zwykłego turysty, zapewne nie zawracającego sobie głowy wieloma ustawami (o muzealnictwie czy prawie autorskim), najkorzystniej byłoby gdyby w świecie muzeów obowiązywały przejrzyste i publikowane w Internecie, a nie za każdym razem ustalane indywidualnie, zasady wykonywania fotografii i ich późniejszego wykorzystania. Jednak np. Kozłówka w komentarzu do naszego wpisu tutaj: http://www.mmlubartow.pl/artykul/kozlowka-zdobyta-przez-fotografow-regulamin-zmieniony-429094.html zwraca nam uwagę, że „Tablica komentarzy do artykułu nie jest właściwym miejscem na tego typu rozmowy i dziwnie pojęte „negocjacje”. Zapraszam Państwa do osobistego kontaktu z Administracją Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. Każdy kto zechce zwrócić się z zapytaniem na dowolny temat zostanie zawsze życzliwie potraktowany i udzielona mu zostanie wszelka potrzebna pomoc. „ – a więc nie za bardzo chce przystać na przejrzystość i otwartość w tym zakresie, choć być może istnieją bardziej złożone przypadki udostępniania wnętrz i zbiorów, kiedy takie indywidualne ustalenia są konieczne. Ale nam chodzi o zwykłego, przeciętnego turystę, który być może nawet przypadkiem trafia do muzeum i chciałby przy tej okazji legalnie zrobić zdjęcia (bez flesza) i potem równie legalnie je wykorzystać.

    Z Pana długiego wywodu nie płynie dla takiego turysty żaden pozytywny przekaz, poza pewnie częstym wśród prawników, trendem do komplikowania spraw, wykazywania obiektywnych przyczyn niemożliwości powiedzenia wprost tego czego oczekiwałby czytelnik takiego artykułu jak ten napisany przez Pana, podpisanego jeszcze danymi o wielu publikacjach i adresem kancelarii adwokackiej dla wzmocnienia efektu profesjonalizmu.

    Prosimy więc w imię tego profesjonalizmu o stworzenie takiego spisu zasad dla polskich muzeów, które jasno i precyzyjnie uregulują problemy poruszane zarówno na naszym blogu, jak i podane skrótowo powyżej. Nam – zwykłym turystom – wystarczyłoby określenie np. kwoty płaconej za tzw. licencję legalności wykorzystania fotografii na stronach internetowych (co jest obecnie bardzo popularne i setki tysięcy blogów publikują fotografie z przeróżnych obiektów), czy też w artykułach prasowych czy wielu innych rodzajach publikacji (filmy, gry, prezentacje multimedialne, itp.). „Dozwolony użytek” należałoby także precyzyjnie zdefiniować – tu pole do popisu dla Pana i wielu innych ekspertów. Turysta często nieświadomie robi zdjęcia, a potem czasem po kilku latach stwierdza, że skoro jest np. wiele serwisów społecznościowych w Internecie to może warto tam opublikować swoje zdjęcia, zakłada bloga – podobnie, tworzy własną stronę komercyjną – przecież zdjęcia są jego to dlaczego ma ich tam nie publikować… Proszę pomóc nam, turystom-internautom, legalnie robić i publikować zdjęcia, a nie starać się – bo taka wydaje się wymowa Pańskiego artykułu – ograniczać dostęp do naszych wspólnych zasobów muzealnych.

    Czytaliśmy uważnie Pana artykuł i wydaje nam się, że głównym powodem do napisania go nie była chęć merytorycznego ustosunkowania się do problemu, ale dość jałowa i nieciekawa polemika z Panem Michałem Kosiarskim, któremu coś jednak udało się zrobić dla m.in. turystów. Pan teoretyzuje na temat zapisów prawnych bez jakiejś społecznej myśli i przydatności, a w imię przeciwdziałania komuś, kto zrobił coś pozytywnego dla społeczeństwa, choć być może przeciw skostniałym instytucjom muzealnym.

    serdecznie pozdrawiamy
    Ewa i Marek Wojciechowscy

  3. Piotr Łada

    Witam Państwa,

    Z zainteresowaniem przeczytałem Państwa wpisy, choć argumentacja, którą Państwo przedstawiliście jest mi w większości znana. Każda dyskusja na ten temat jest z pewnością pożyteczna, choć mam wrażenie, iż sprawa w mediach została przedstawiona dość jednostronnie, stąd też artykuł, który w zamiarze miał uwypuklić inne aspekty problematyki.

    Pozdrawiam serdecznie,

    Piotr Łada

Skomentuj Ewa i Marek Wojciechowscy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Magazyn

Kursy online

Odwiedź sklep Rynku i Sztuki

Zobacz nasze kursy Zobacz konsultacje dla artystów

Zapisz się do naszego newslettera

Zapisując się na newsletter zgadzasz się z regulaminem portalu rynekisztuka.pl Administratorem danych osobowych jest Media&Work Agencja Komunikacji Medialnej (ul. Buforowa 4e, p. 1, p-2-5, 52-131 Wrocław). Podanie danych jest dobrowolne. Zgoda na otrzymywanie informacji handlowych może zostać wycofana w każdym czasie. Więcej informacji na temat danych osobowych znajduje się w Polityce prywatności.