szukaj w portalu Rynek i Sztuka MENU
Galeria Stalowa „Fragments of Reality” Bożenna Biskupska

Wywiad z Dorotą Dolatą: każda sztuka jest ważna

24.07.2012

Wywiady

Tym razem redakcja portalu RynekiSztuka postanowiła przeprowadzić wywiad z Dorotą Dolatą – asystentką w galerii ARTYKWARIAT, doktorantką w Instytucie Kulturoznawstwa na poznańskim UAM-ie, która prowadzi zajęcia z rynku sztuki dla studentów. Przeczytajcie, co jako ekspert, ma do powiedzenia na temat sektora sztuki antykwarycznej w Polsce.

Źródło: Galeria Antykwariat

Źródło: Galeria Antykwariat

RynekiSztuka: Czy ARTYKWARIAT jest galerią popularną?

Dorota Dolata: Staramy się cały czas o tę popularność zabiegać. Pragniemy to czynić głównie  poprzez szeroko pojętą edukację. Jest to dla nas szczególnie ważne ze względu na profil galerii, która proponuje sztukę zachodnioeuropejska, właściwie niespotykaną w ofercie komercyjnej w Polsce. Nazwiska malarzy, których dzieła oferujemy, z założenia nie spotkają się z takim oczywistym zainteresowaniem jak nazwiska Kossaka czy Malczewskiego. Jednak można z tego faktu uczynić swoisty atut: otóż zauważamy, że jeśli ktoś zwraca uwagę na obraz, to nie kieruje się jedynie magią samego nazwiska, ale zwraca uwagę na formalne walory dzieła. W Polsce niestety bywa tak, że prace słabsze, ale opatrzone właściwą sygnaturą, lepiej się sprzedają niż dobre prace nieznanego artysty lub te o nieustalonym autorstwie. Mając na uwadze właśnie edukację, staramy się przynajmniej raz w roku zorganizować dużą, tematyczną wystawę (w tym roku była to porcelana Rosenthala, w ubiegłym: malarstwo holenderskie). Staramy się także pokazać, że w ofercie galerii są artyści, których dzieła w Polsce, przed II wojna światową, spotkać można było bardzo prestiżowych kolekcjach Przykładem może być kolekcja Atanazego Raczyńskiego, w której nie brakuje romantyków holenderskich. Jednak kolejne wojny i czasy PRL-u zablokowały, z oczywistych przyczyn, tę szansę podziwiania dzieł artystów zachodnioeuropejskich w naszym kraju. Oprócz wystaw proponujemy także cykliczne, otwarte „Spotkania ze sztuką”. Staramy się organizować je co miesiąc, prezentując zawsze pewien wybrany, wąski aspekt sztuki, reprezentowany przez nasze obiekty. Spotkania mają czasem także charakter wprowadzania do art bankingu czy problemu inwestowania w wybrany segment obiektów na rynku. Bywały też, nie mające takiej otwartej formuły, spotkania dla specjalistów z Noble Bank albo Credit Suisse. Mówiąc o szeroko pojętej edukacji, nie mogę nie wspomnieć o ARTlekcjch, którymi się zajmuję. Te zajęcia  przybierają raczej formę warsztatową, ale opartą są o to, czego brakuje w ofercie lekcji muzealnych. Zatem, na przykład, sztuka użytkowa tworzy niezwykłą okazję, aby omawiane obiekty nie tylko zobaczyć, ale i dotknąć, porównać itd. Ta forma edukacji młodzieży jest szczególnie wdzięcznym działaniem.

RiSz: Czy są może jakieś specyficzne szkoły czy artyści, którymi jesteście szczególnie zainteresowani jeśli chodzi o sztukę europejską?

Eugene Joseph Verboeckhoven, Źródło: Galeria Antykwariat

Eugene Joseph Verboeckhoven, Statek na wzburzonym morzu, Źródło: Galeria Antykwariat

DD: Reprezentujemy głównie twórczość artystów z Francji, Niemiec, Niderlandów. Mamy także  dzieła twórców brytyjskich. Marginalnie pojawiają się twórcy reprezentujący inne kraje europejskie. Jest też kilka nazwisk polskich artystów. Jest to zatem alternatywna propozycja  w stosunku do tego, co zazwyczaj prezentuje się w polskich galeriach sztuki przedwojennej. Znajdują się więc w ofercie ARTYKWARIATU twórcy, którzy na przykład pochodzili z Polski, ale później działali w Paryżu, jak Henryk Hayden czy okolicach Monachium – jak Otto Pippel. Do grona polskich artystów oferowanych przez galerię można zaliczyć także Władysława Czachórskiego. Natomiast szkoły europejskie, jakie proponujemy, to na przykład Francuzi, którzy są bardzo mocno reprezentowani przez krąg barbizończyków: Narcisse Diaz de la Peña, Karl Daubigny, Victor Dupré oraz Jules  Dupré. Inna reprezentatywną grupą, jednolitą pod względem stylistycznym, są romantycy holenderscy i belgijscy. Można powiedzieć, że z roku na rok, wskaźniki popularności tego typu sztuki rosną. Przekłada się to oczywiście na coraz wyższe notowania aukcyjne. Jeden z naszych najwartościowszych artystów to Eugène Joseph Verboeckhoven, czołowy XIX – wieczny animalista.

RiSz: Jakie nazwiska mogłaby Pani wymienić jako najbardziej niedoceniane (oraz przeceniane) przez rodzimych kolekcjonerów?

DD: Są przeceniani ci, których nazwiska pojawiają w skutek  pojawiania się pewnej mody (na grupę artystyczną czy konkretne nazwisko właśnie). Niechlubnym przykładem jest chociażby nazwisko Kossak. Co do Juliusza oraz Wojciecha nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z pracami rzeczywiście wartymi swojej ceny. Jednak w przypadku Jerzego,  możemy mówić głównie o działaniu magii tego nazwiska. To samo może dotyczyć tzw. monachijczyków. Ostatnio głośno mówi się o tym, że ci właśnie artyści byli typowymi „ofiarami” mody na pewną grupę artystyczną. Ceny niewyobrażalnie rosły, gdy panowali na rynku sztuki, teraz zaczęły znów maleć. Skończyło się zainteresowanie pobudzane przez głośne i wysokie sprzedaże, które niekoniecznie były powodowane wartościami estetycznymi dzieł. Takie „magiczne” nazwiska, jak Brandt czy Wierusz-Kowalski, sprawiały, że mniejszą wagę przykładano do wartości artystycznej dzieł. Obecnie korekta na rynku jest zdecydowanie bardziej widoczna i następuje powrót do realnych cen, jakie za dzieła monachijczyków można zapłacić. Pojawia się oczywiście pytanie, czy sama sygnatura wystarczy, żeby jakieś dzieło miało kosztować na przykład kilkadziesiąt tysięcy złotych? Z kolei wśród artystów niedocenianych w Polsce spotkamy wielu twórców europejskich. Wybitny badacz zjawiska kolekcjonerstwa, Tomasz F. de Rosset,  zauważył kiedyś nawet że określenie „sztuka obca”, nie występuje nigdzie indziej , tylko w Polsce. I ma ono negatywny wydźwięk.

RiSz: Sztuką Innego?

DD: No właśnie. Dlatego w naszej galerii wolimy mówić „europejska”. Pojęcie „sztuka obca” spotykane jest wciąż w polskich muzeach. To tak, jakby sztuka europejska była dla nas egzotyczna. Czas to zmienić: staramy się, żeby nazwiska dobrych artystów z Europy również się stały się popularne i żeby coraz mniej dziwili się polscy kolekcjonerzy sztuki, którzy do nas przychodzą, dlaczego dzieła tyle kosztują.

RiSz: Prowadzi Pani zajęcia z rynku sztuki dla studentów. Na czym opiera Pani swój program i co uważa za najważniejsze w edukacji pod tym kątem?

DD:Głównie na standardowych informacjach, które dotyczą segmentów, jakie rynek sztuki reprezentuje: aukcje, targi, kolekcjonerstwo… Jednak dla mnie ważne  jest przede wszystkim to, żeby poznawać rynek polski, a nie

G. Payen, La Place de Clichy, Źródło Galeria Antykwariat

G. Payen, La Place de Clichy, Źródło: Galeria Antykwariat

tylko mówić o najważniejszych sprzedażach i rekordach aukcyjnych na świecie. Z drugiej strony, wydaje mi się ważne, aby podkreślać, że rynek sztuki to nie tylko malarstwo. W Polsce to szczególnie widoczne, że ten segment dominuje nad innymi. Największą ofiarą tego zjawiska jest rzeźba, która w Polsce bardzo rzadko się pojawia i nie osiąga takich wyników, które obserwuje się na świecie (chociażby rzeźby Giacomettiego). Podobnie jest u nas z rynkiem fotografii, który jest wciąż jeszcze niedoceniany. Jeśli chodzi o sztukę użytkową, to  ważne jest z kolei, żeby uzmysławiać, że to jest segment rynku bardziej dostępny dla przeciętnego odbiorcy, niż malarstwo. Oczywiście możemy znaleźć przykłady przeczące tej tezie: na przykład zestawiając XVIII-wieczną filiżankę miśnieńską i niedrogi obraz. Wtedy mogą nam się te wartości wyrównać. Jednak generalnie sztuka użytkowa jest tańsza, bardziej dostępna, również ta kolekcjonerska. Takiego myślenia brakuje w tym zakresie  kształcenia. Brakuje mówienia o rzemiośle artystycznym i zaletach jego posiadania. Przechodzimy do kolejnego problemu: system edukacji szkolnej nie bierze pod uwagę takiej możliwości, że  uczeń jest potencjalnym odbiorcą sztuki czy przyszłym kolekcjonerem. Nie spotkamy takich zagadnień w podręcznikach zajmujących się wiedzą o kulturze czy historią sztuki.  Myślę, że dosyć istotne jest to, żeby podkreślać to, co się na rynku dzieje, nie tylko w związku z malarstwem. Inny ważny dla mnie aspekt  to docenienie w procesie edukacji lokalnego rynku. Skupmy się chociażby na  Poznaniu. Mamy tu tak atrakcyjne miejsca jak chociażby giełda antyków na terenie Starej Rzeźni. Trzeba o takich miejscach mówić, po to, by edukowanie na temat rynku sztuki nie skończyło na informacjach teoretycznych, ale żeby zahaczało również o praktykę. Żeby można było pójść, dotknąć, spotkać się czy zobaczyć to, co się dzieje w tym najniższym segmencie rynku, tak bardzo niedocenianym, czyli na tak zwanych  targach staroci czy giełdach antyków. Można pokusić się o stwierdzenie, że to jest  obszar, który w Polsce nie ma zbyt wysokiej oceny specjalistów czy kolekcjonerów. Bardziej wysublimowani uczestnicy rynku sztuki  oceniają go raczej negatywnie. Jednak na tym poziomie też obserwowane są pewne trendy i myślę, że jest ciekawie to badać. Analiza polskiego rynku antykwarycznego powinna więc zawierać informacje o giełdach i targowiskach antyków.

RiSz: Czy uważa Pani, że ważne jest uświadamianie młodych ludzi, wchodzących dopiero na rynek pracy o możliwościach inwestycji alternatywnych, które są reprezentowane przez rynek sztuki?

DD: To już się właściwie dzieje. Coraz częściej się podkreśla, że młodzi ludzie, koło trzydziestki, już mogą sobie pozwolić na pewne artystyczne inwestycje. Interesują się sztuką. W przypadku Polski widać bardzo silne zainteresowanie ludzi w tym wieku sztuką młodą i współczesną. Do nas należy to, żeby popularyzować tę przedwojenną. Zadanie polega też na tym, żeby spopularyzować  kolekcjonowanie sztuki użytkowej, czyli zadbać o to, żeby otaczanie się dziełami sztuki  nie ograniczało się tylko do zawieszaniu na ścianach obrazów. Żeby w życiu codziennym towarzyszyły nam obiekty czasami stuletnie, czasami nawet starsze, które mogą pełnić rozmaite funkcje – na przykład zastawy stołowe czy pojedyncze filiżanki. Myślę, że bardzo trzeba pamiętać o najmłodszych odbiorcach, mimo że w Polsce kolekcjonerzy to wciąż głównie przedział wiekowy 50+. Właśnie to chcemy podkreślać i inicjować,  wracając do działalności naszej galerii. Dlatego w zeszłym roku realizowaliśmy  projekt „Old Art & Design” – a więc sztuka dawna w nowych wnętrzach. Chcieliśmy pokazać, że można łączyć starą sztukę z wnętrzami designerskimi. Według mnie edukację trzeba zacząć jak najwcześniej, czyli już w tej edukacji artystycznej na poziomie szkolny, przynajmniej w liceum. To jest dosyć abstrakcyjne i niełatwe, bo przedmiot „wiedza o kulturze” zawiera w sobie wszystko: wiedzę o sztuce, muzyce, filmie czy teatrze. Za mało jednak dostrzegam tam aspektów samego  uczestnictwa w kulturze. A wiadomo, że ten, kto obcuje ze sztuką na co dzień  – czy to w muzeum czy galerii, łatwiej stanie się uczestnikiem kultury artystycznej i bardziej odczuje naturalną potrzebę otaczania się tą sztuką i posiadania jej na własność.

Rozmawiała: Sylwia Zabłocka

Portal RynekiSztuka.pl

szukaj wpisów które mogą Cię jeszcze zainteresować:

Dodaj komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Magazyn

Kursy online

Odwiedź sklep Rynku i Sztuki

Zobacz nasze kursy Zobacz konsultacje dla artystów

Zapisz się do naszego newslettera

Zapisując się na newsletter zgadzasz się z regulaminem portalu rynekisztuka.pl Administratorem danych osobowych jest Media&Work Agencja Komunikacji Medialnej (ul. Buforowa 4e, p. 1, p-2-5, 52-131 Wrocław). Podanie danych jest dobrowolne. Zgoda na otrzymywanie informacji handlowych może zostać wycofana w każdym czasie. Więcej informacji na temat danych osobowych znajduje się w Polityce prywatności.