„Sztuka sama w sobie jest kuracją, inspiracją i lekarstwem dla duszy” – rozmowa z Małgorzatą Turewicz-Lafranchi
13.04.2016
Aktualności, Wywiady
W krakowskiej Galerii Zderzak trwa wystawa zbiorowa zatytułowana „Apteka leków gotowych”. Wśród zaprezentowanych prac pojawiły się dzieła autorstwa Małgorzaty Turewicz – Lafranchi. Artystka w rozmowie z portalem rynekisztuka.pl zdradza co ją inspiruje, jaka jest tematyka jej prac i w jaki sposób odnoszą się one do krakowskiej wystawy, która w założeniu jest wyjściem naprzeciw zamiłowaniom społeczeństwa polskiego do kuracji parafarmaceutykami.
Redakcja rynekisztuka.pl: Pani prace znajdują się w ważnych kolekcjach muzealnych w Polsce, w instytucjach takich jak Zachęta, Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku czy Muzeum Narodowe w Szczecinie, nie często jednak wystawia Pani swoje prace na wystawach w kraju. Czy rynek zachodni jest bardziej otwarty na prezentację dzieł, które Jolanta Ciesielska określiła kiedyś jako „obiekty-monady”?
Małgorzata Turewicz – Lafranchi: Przez ostatnie 20 lat moje życie prywatne koncentrowało się w Ticino i z tego powodu tam też wystawiałam.
Polska publiczność była zawsze otwarta na moje prace, ale kontakty trzeba pielęgnować, a to czasem trudne na odległość. Rynek zachodni jest niewątpliwie bardziej złożony i obfity, otwarty na różnorodne tendencje, posiada również swoją długą tradycję.
Bierze Pani obecnie udział w grupowej wystawie zatytułowanej „Apteka leków gotowych”, odbywającej się w krakowskiej Galerii Zderzak. Problematyka ekspozycji oscyluje wokół zagadnienia parafarmaceutyków i zamiłowania społeczeństwa do kuracji – w jakim sposób Pani realizacje odnoszą się do tej problematyki?
Sztuka sama w sobie jest taką kuracją, inspiracją i lekarstwem dla duszy, pewnym rodzajem gimnastyki duchowej. Artysta przenosi odbiorcę w świat swoich idei i emocji. Indukuje w nim nowe nieznane przeżycia i pobudza drzemiącą w każdym fantazje.
Tworzone przez Panią obiekty stoją zazwyczaj na pograniczu rzeźby i instalacji i raczej trudno o ścisłą klasyfikację, która ustaliłaby ich jednoznaczny status. Kilka lat temu przykłady Pani dzieł analizowane były w publikacji „Siedem przestrzeni”, omawiającej stan polskiej sztuki instalacji lat 90. Jak odnosi się Pani do to takich kategorii i na ile medium determinuje sposób Pani pracy?
Lubię dialog pomiędzy obiektami, tworzę też chętnie serie, obiekty oparte na wspólnym zamyśle i powinowactwie formalnym. Są to może bardziej zbiory obiektów niż instalacje.
Przy okazji wystawy w galerii Zderzak w 2002 roku powiedziała Pani: „(…) ważny jest dla mnie ruch i dźwięk, dlatego pracuję z metalami. Stanem właściwym dla metali jest stan ciekły, ruchliwy, który jest im dany we wnętrzu ziemi. My oglądamy jej jakby zamrożone”. Podobnie o pracy z ołowiem mówił kiedyś Marc Quinn, w rzeźbach którego wyraźne jest zainteresowanie fizyką i logiką nauki. Są to wątki, które odnajdują ujście także w Pani działalności twórczej…
Interesuje mnie fenomenologiczne podejście do materiału, jego właściwości determinują w dużym stopniu formę. Każdy materiał ma swoją ulubioną formę, do której dąży.
Lata 90. to ważny moment dla kształtowania się wizualnego języka i stylu Pani prac. W tym samym czasie działają artyści z kręgu New British Sculpture (wśród nich m.in. Alison Wilding), aktywni są wciąż twórcy związani z postminimalizmem, a na artystycznej scenie pojawia się np. Rachel Whiteread. Pani wczesne prace tożsame z ówczesną wrażliwością artystyczną miały charakter niezwykle aktualny. Jak duży wpływ miały te światowe tendencje na Pani twórczy rozwój?
Czuję naturalne powinowactwo z tendencjami redukcyjnymi i minimalizmem. Odkąd pamiętam zachwycaly mnie formy proste i geometryczne harmonie, jako dziecko układałam kompozycje z patyczkow do liczenia i postrzegalam otaczającą mnie rzeczywistość jako fraktalną.
Zazwyczaj pracuje Pani w trudnych rzeźbiarskich materiałach takich jak stal, miedź czy mosiądz, w efekcie końcowym obiekty sprawiają jednak wrażenie lekkich, przenośnych i efemerycznych. W jaki sposób osiąga Pani rodzaj antytezy, dysharmonii i napięcia między materiałem i ostateczną formą dzieł?
Staram się ujawniać przepuszczalność materii, stany „pomiędzy „, nieokreśloność, niedopowiedzenie, względność stanów materii, delikatną siłę, działania subtelne, pozorność przeciwieństw.
Swoje prace nazwała Pani kiedyś „rysunkami w przestrzeni”, jednocześnie często podkreśla się alchemiczny wymiar Pani twórczości. Czy uprawianie rzeźby lub sztuki w ogóle to rodzaj alchemii?
Obiekty sztuki to jakby zamrożone emocje, klucze do innych światów, alchemia odbywa się w naszej podświadomości i przeobraża świadomość.
Co zwykle przedstawiają Pani rzeźby? Ma Pani jakiś ulubione tematy, do których nawiązuje, często powraca?
Relacje międzyludzkie , stany ducha, wspomnienia z dzieciństwa – to moje ulubione tematy.
Teraz wystawa w Zderzaku… Jakie są Pani artystyczne plany na najbliższą przyszłość?
Na początku czerwca zbiorowa wystawa w plenerze w Ticino – pokażę tam pracę „Billboard” z 2005, potem w Warszawie, w Galerii Propaganda wystawa indywidualna, a na niej najnowsze prace. Po wakacjach wystawa w Lugano, pokaz prac z ostatnich 10 lat, w rożnych technikach. Planujemy też z Galerią Zderzak wystawę, w której zaprezentuję miedzy innymi moje starsze prace – tempery na papierze i płótnie z lat 80 – tych, taki przegląd mojej twórczości w zarysie.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Fotografia (góra): Wernisaż wystawy prac Małgorzaty Turewicz-Lafranchi, fot. Z. Sałaj