W Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie jeszcze do 6 października możemy oglądać obszerną wystawę prac Jana Matejki z Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki im. B.G. Woźnickiego, Muzeum Narodowego w Warszawie oraz z kolekcji prywatnych.
Na wystawie pokazywane są również szkice Matejki, posiadające zupełnie inny charakter niż jego większe, skończone dzieła. W swobodnych rysunkach ujawnia się prawdziwy talent, który często kwestionowali przeciwnicy malarza. Widzimy w nich zmysłowość, szybkość, swobodę, które zanikają w nieco mniej ekspresyjnych, bo mocno dopracowanych obrazach.
Jak pisze współkurator, Bogusław Deptuła:
Matejko to oczywiście malarz naszej historii, którą oglądamy głównie jego oczami, dopasowując nasze wyobrażenia do tych stworzonych przez niego. Wielkie sceny historyczne jego autorstwa zdobią najważniejsze muzealne kolekcje naszego kraju i bardzo rzadko opuszczają swoje miejsca. Matejko to wielkie dzieła, wielka spuścizna, różnorodna i często zaskakująca. Patrząc na jego poważne obrazy, zapominamy, że miał on spore poczucie humoru, ujawniające się w drobnych szkicach i zapiskach, z których istnienia szeroka publiczność nie zawsze zdaje sobie sprawę. Te i wiele innych aspektów twórczości Matejki ujawnia prezentowany w Sopocie lwowski zbiór.
Należy zwrócić uwagę na religijność malarza. Jako głęboko wierzący człowiek tworzył wiele przedstawień świętych i Chrystusa. Tematem szczególnie bliskim artyście były też sceny powiązane z Zygmuntem Augustem i Barbarą („Twardowski wywołujący ducha Barbary przed Zygmuntem Augustem”).
Można by zapytać, dlaczego ta romantyczna i tragiczna miłość, wyjątkowa w całych dziejach naszych władców, aż tak pociągała malarza. Czyżby dochodziło tu do swoistej identyfikacji? Najwyraźniej tak musiało być: Teodora jako Barbara, Jan jako król Zygmunt August. Padło słowo „romantyczna”. Tak można postrzegać całą wizję dziejów Polski stworzoną przez Matejkę. I to też jeden z paradoksów jego życia i twórczości, która choć przypadła na czasy pozytywistyczne, to nie realizowała, w moim odczuciu, pozytywistycznych ideałów, a raczej zgłębiała i stawiała w centrum zainteresowania chwalebne momenty naszych dziejów – dowiadujemy się z tekstu kuratorskiego.
Udało się wzbogacić lwowską kolekcję, samą w sobie niezwykle różnorodna i ujawniającą wiele aspektów związanych z techniką i twórczymi poszukiwaniami Matejki, o dzieła z Muzeum Narodowego w Warszawie oraz ze zbiorów prywatnych.
Prawdziwym arcydziełem lwowskiej kolekcji pozostaje „Portret dzieci artysty”, żywy, obfity w formy, właściwie przesadny, ale portretowo doskonały. Profuzja wszelkiego rodzaju materiałów tkanych, haftowanych, koronkowych i wszelkich innych, wprost zapiera dech w piersiach oglądających. Symfonia faktur, form i powierzchni zapewne wiernie odpowiada temu, co znajdowało się w domu i pracowni malarza, ale przecież niełatwo jest uznać ów przepych za naturalny. Wyczuwa się tu pewną ostentację, zapis osobistego sukcesu, świadectwo zamożności, nawet jeśli przyjąć, że często w taki właśnie sposób wyglądały pracownie europejskich malarzy historii.