Falsyfikaty zalewają rodzimy rynek. Można je spotkać na targach staroci, w galeriach oraz na aukcjach. Jest ich tak wiele, że można już śmiało mówić o rozmiarach epidemii. Zdaniem ekspertów stanowią one obecnie ponad połowę rynku.
Głośnym echem odbiła się sprawa pewnego „marszanda” z Rybnika, który znalazł doskonały sposób, na to, by się wzbogacić. Założył galerię sztuki oraz dom aukcyjny, zorganizował licytację. W opisach atrybucyjnych można było znaleźć wielkie nazwiska – Schulz, Witkacy i Mucha. Cena wywoławcza jednego z obrazów przyćmiła wszystko, czego można było się spodziewać po nowo powstałym domu aukcyjnym – 200 tysięcy złotych za XIX –wieczny obraz – rzekomo – Fattoriego. Zdaniem ekspertów, może to być co najwyżej kopia malarstwa mistrza z tamtego okresu. Jeszcze gorzej sytuacja miała się z działami polskich artystów, którzy zostali wystawieni w Rybniku. Nawet laik potrafiłby zauważyć, że to nieudolne kopie. Jednak rybnicki „kolekcjoner” zatrudnił fałszywego eksperta, który chętnie podpisywał dokument: „wykazuje cechy autentyczności”.
Niestety, na polskim rynku nie jest to odosobniona sytuacja. Dlatego tak ważne jest, by rozróżniać pojęcie „kopii” oraz „falsyfikatu”. Ta pierwsza, sama w sobie może być prawdziwym dziełem sztuki, czasem prawie w ogóle nie odbiegającym od oryginału. Znana jest w tej kwestii sprawa van Meegerena, któremu nikt nie chciał uwierzyć, że „podrobił” dzieła Vermeera. Jednak na naszym rynku spotykamy się często zgoła odmienną sytuacją – zalewają go niedolne podróbki. Czasami fałszerz korzysta z kilku dzieł znanego twórcy, łączy je w całość i… już ma – nigdy nie odnalezione „oryginalne” dzieło. Falsyfikat z łatwością wypuszcza na rynek, czasem nawet zatrudnia „ekspertów”, którzy potwierdzają jego „autentyczność”.
Najczęściej podrabia się dzieła XIX i XX – wieczne. Jest to bowiem najłatwiejsze. Wiadomo, że trudniej jest wykonać falsyfikat starszych obrazów, nie tylko przez względy technologiczne. Dzisiejsi artyści napotykają często problemy z realistycznym przedstawieniem ludzkiej twarzy czy przyrody.
Oczywiście zdarzają się kopiści „z prawdziwego zdarzenia” i jest to proceder legalny. Można na to dostać nawet dokument. Jednak obecnie takich osób jest niestety jak na lekarstwo.
Oprac. Sylwia Zabłocka
Portal RynekiSztuka.pl