Edward Dwurnik, twórca około 5 tysięcy obrazów i 10 tysięcy rysunków, to postać niemalże tak mocno legendarna, jak historyczna. Autor przebogatych widoków polskich miast, dokumentator wydarzeń społecznych, portrecista, weducista. Jego liczne prace prezentowane są w najważniejszych polskich muzeach i zagranicznych galeriach. Z uwagi na trwającą obecnie wystawę twórczości Edwarda Dwurnika w Krakowie warto przywołać jego życiorys i jego dzieła, szczególnie w kontekście polskiego rynku sztuki, który może tak samo mocno pokochać, jak i pogrążyć artystę.
Autostopem z Radzymina
W 1943 roku w Radzyminie, nieopodal Warszawy, przyszedł na świat wybitny malarz i grafik, Edward Dwurnik. Opowieść o nim należy zacząć w dość kanoniczny sposób, aby wszelkie mocniejsze doznania i emocje zarezerwować na przeżywanie kilkunastotysięcznego zbioru dzieł artysty. 1943 to rok, w którym historia, barwna niczym Podróże autostopem, bierze swój początek. Rok jej zakończenia jest szczęśliwie dla wszystkich nieznany.
W latach 1963-1970 Edward Dwurnik studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie na Wydziale Malarstwa, doświadczając tam również krótkiej przygody z katedrą rzeźby. W 1970 roku artysta obronił pracę dyplomową, co symptomatyczne, w pracowni profesora Eugeniusza Eibischa. Dziełem, otwierającym wrota do wielkiego świata sztuki współczesnej był cykl Dyplom. I ten właśnie cykl przyniesie nie tylko sławę i uznanie dla Dwurnika, ale w przyszłości najmocniej uderzy po kieszeni kolekcjonerów, mówiąc dowcipnie. W 2009 roku w polskim domu aukcyjnym Polswiss Art olejny obraz Dorota z rzeczonego cyklu Dyplom został wystawiony na licytację, za najwyższą do tej pory cenę wywoławczą za pracę Dwurnika, a estymacje cenowe wynosiły od 96 do 100 tysięcy złotych. Dla artysty sztuki współczesnej, dla artysty żyjącego, dla artysty, którego twórczość jest dość dobrze dostępna i powszechna to wynik bardzo godny.
Rok 1971 był czasem, gdy w Galerii Współczesnej w Warszawie, prowadzonej przez Janusza Boguckiego, odbyła się jego debiutancka wystawa. Artysta przedstawił na niej wczesne serie obrazów, między innymi pracę Różne błękity. Jednakże nie dyplom i nie debiutancka wystawa miała być owym zielonym światłem dla własnego rozwoju artystycznego.
Edward Dwurnik, artysta płodny, pomysłowy, kreatywny i lubiący nowatorstwo, już w 1966 roku rozpoczął swój pierwszy i realizowany do dziś cykl malarski Podróże autostopem. Nie wszyscy świadomi są tytułu, pod jakim zebrano niezliczoną ilość pejzaży miejskich, jednakże nie ma w Polsce kolekcjonera czy galernika, który nie znałby czy nie posiadał w swych zbiorach tych charakterystycznych wedut, przedstawiających miasta polskie z perspektywy lotu ptaka. Weduty zatłoczone i głośne, w których, kto wie, można odnaleźć siebie? Ten ważny cykl malarski jest obecny bardzo mocno na polskich aukcjach sztuki współczesnej.
Te, które osiągnęły najwyższe wyniki, to między innymi Płock 1980 ocenie wywoławczej rzędu niemal 14 tysięcy złotych, Gliwice 1988 sprzedane za 11 500 złotych czy Lądek Zdrój, który w 2011 roku został sprzedany w DESIE za 20 tysięcy złotych.
Podróże autostopem przedstawiają konkretne polskie miasta, choć to nie wierna topografia i detale architektoniczne były celem artysty. Uwagę na obrazach Dwurnika kradną majestatyczne pomnik i monumentalne budowle, które zawsze pewnym niesamowitym zbiegiem okoliczności znajdują się w centrum kompozycji. Owe ”centra” miejskich panoram to często symbole władzy totalitarnej, z którą w swoim życiu musiał mierzyć się „XX-wieczny Canaletto”. Jednakże nie są to absolutnie widoki propagandowe, czy też wyzute z barwności posępne opowieści o przeszłości. To świat widziany oczami artysty, który zdaje się oczy te pożyczył od…
Epifaniusz Drowniak i Edward Dwurnik
Pod tą zbieżnością inicjałów kryje się niesamowita historia relacji Mistrza i Ucznia. Epifaniusz Drowniak był właśnie Mistrzem dla Dwurnika. Z twórczością Nikifora współczesny grafik spotkał się osobiście latem 1965 roku na wystawie w Kielcach. Pod wpływem prac prezentowanych na ekspozycji Dwurnik wykonał Rysunek nr 1. Jak sam przyznawał od tego momentu, od 13 czerwca 1965 roku, jego działalność artysty sztuk wizualnych w ogóle się rozpoczęła. Wspaniałą reprezentacją twórczości inspirowanej malarstwem Nikifora są obrazy Międzylesie z 1964 roku, Kościół Karmelitów z 1966 roku oraz Warszawa Międzylesie z 1967 roku, który w 2011 roku został wystawiony na aukcję w Rynku Sztuki za 3 800 złotych.
„Nikifor był moim najważniejszym mistrzem, właściwie jedynym. (…) Do dzisiaj ilekroć wychodzę w plener lub maluję akwarelką, mam przed oczami tamtą wystawę. Miałem problem po ukończeniu Akademii, właściwie już podczas trwania studiów, bo wszyscy malowali mniej więcej tak samo, rysowali tak samo (…). Mieliśmy zawężone horyzonty i równie nieciekawe perspektywy. (…) I właśnie wtedy pomógł mi Nikifor. (…) Osobiście poznałem go w 1966 lub 1967 roku, bo przyjechał na Akademię, a właściwie przywieźli go szarą warszawą. (…) To fakt, że starałem się wtedy malować trochę jak Nikifor, ale to był jedynie przewrotny rozpęd we własnym kierunku. Tak więc to raczej dowcip z tym moim Nikiforem. Niemniej wtedy był dla mnie bardzo ważny, wskazał mi drogę.”
(źródło: Edward Dwurnik Krótka historia mojego malarstwa)
Sportowcy, religia, miasto, portrety
Edward Dwurnik nie jest na pewno twórcą monotematycznym. Spektrum motywów, jakie prezentowane są na płótnach i kartonach sygnowanych jego nazwiskiem jest szerokie. Dowodzi to, iż jest zarówno doskonałym obserwatorem codzienności, jak i bezkompromisowym głosem w dyskusji o polskości. Bo Dwurnik maluje to, co zna najlepiej i to, na czym zależy mu z pewnością najbardziej. Zależy mu na pewnej paradoksalnej sprawie- pragnie odczarować stereotyp Polaka, umieszczając go w ramach krzywego zwierciadła. Z tej przewrotności mogły zrodzić się cykle lat 70.-90. Robotnicy i Sportowcy. Kim są bohaterowie owych malowanych opowieści? Szarzy, zwykli- niezwykli obywatele Polski Ludowej. Tytułowi Sportowcy to, według słów artysty palacze popularnych wówczas papierosów „Sportów” lub też po prostu mistrzowie w dyscyplinie przepychania się łokciami. Sportowcy to przedstawiciele mętnego marginesu społecznego pod postacią rolników, żołnierzy, prostytutek i innych typów osobowości, będących „wizytówką” czasów minionych w dziełach Piękna krowa z 1973 roku, Srajbabka z 1974 roku i Biurwy z 1983 roku. Dla kolekcjonerów o turpistycznych zamiłowaniach Dom aukcyjny Rempex w 2002 roku przygotował ofertę, wystawiając na aukcję obraz Bar Saski z cyklu Sportowcy za cenę wywoławczą 13 tysięcy złotych. To sygnowane dzieło z autorską pieczątką nie znalazło jednak odważnego nabywcy.
Nie tylko alkoholikom i babciom klozetowym Edward Dwurnik poświęcał papier i farby. Bardzo poruszającym cyklem w jego twórczości jest Cykl X, czyli Krzyż. Ten zbiór ośmiu olejnych obrazów o tematyce chrześcijańskiej, dokładnie pasyjnej, jest dramatyczną wizualizacją męki Chrystusa w XX-wiecznej rzeczywistości. Nic nie umknie wrażliwemu oku artysty, który umęczone ciało Zbawiciela umieszcza w dobrze znanych sceneriach miejskich skwerów, parków i placów budowy. Edward Dwurnik nie poświęcał w swoim dorobku artystycznym zbyt wiele miejsca twórczości o tematyce religijnej, stad są one dużą rzadkością w galeriach i salonach aukcyjnych. Tym bardziej ich posiadania wyróżnia nie tyle samego twórcę, ale również wysmakowanego kolekcjonera.
Dwurnikowe miasto to również Warszawa z 1981 roku. Malarz zawarł w niej proroczą wizję stanu wojennego ogłoszonego 13 grudnia tamtego roku. W zimowej scenerii stolicy umieścił apokaliptyczne dla owego czasu symbole wron na śniegu, zasieków i czołgów na opustoszałych ulicach. Dwurnikowa Warszawa to także stolica kwitnących lat 90., w której sieć wplecione są antyestetyczne postaci, groteskowo ujęte sceny z życia publicznego i ważne zabytkowe budynki- niemi świadkowie wydarzeń. Dwurnikową Warszawę na polskim rynku sztuki najpełniej reprezentuje obraz niemalże reportażowy Pielęgniarki na Sowiej (Warszawa, Mariensztat) z 2000 roku, który na zeszłorocznej aukcji w Ostoyi osiągnął cenę 18 tysięcy złotych ! To, co z pewnością podnosi nie tylko prestiż dzieł, ale również ich estymację cenową są własnoręcznie wykonywane na odwrocie obrazów przybitki autorskie i opisy tworzone przez samego Edwarda Dwurnika. Kolekcjoner ma zatem szansę wniknąć nie tylko w dłoń, ale również umysł twórcy…
Każdy szanujący się artysta pragnie zaprezentować siebie w sztuce portretowej. Jest ona nie tylko argumentem, potwierdzającym umiejętności artysty w pracy z fizjonomią ludzką, ale także możliwością dotarcia do ukrytych zakamarków duszy. Tak mówią. Czy tak jest u Edwarda Dwurnika? W Cyklu XIV Portrety, zarówno członkowie rodziny malarza, jak i postacie kultury polskiej, nie są idealizowanymi wizerunkami z symbolicznym aparatem atrybutów. To „pięknie brzydkie” portrety, które operują nie tylko żywą barwą, ale również tekstem. Tekstem, który w dosadny sposób opisuje portretowaną postać. To, co porusza w sztuce portretowej Dwurnika to z pewnością uderzające Picassowskie błękity i hieratyczne krzesła o ekspresjonistycznym rodowodzie. Czy artysta świadomie czerpie ze zdobyczy dawnych mistrzów i wplata je we własne kompozycje?
Co zostało z dzieł dawnych mistrzów?
Obserwując dzieła pędzla Dwurnika ma się nieodparte wrażenie masowości i podejmowania cytatów malarskich z obrazów dawnych mistrzów. Korespondencja prowadzona jest jednak subtelnie, a podczas wymiany dochodzi do zaprezentowania własnych wizji i teorii widzenia dawnych zjawisk. Bo jak inaczej wytłumaczyć pracę Dwurnika z 2010 roku pod tytułem Bitwa pod Grunwaldem czy Hołd Pruski? Zestawienie prac Edwarda Dwurnika ze sztandarowymi obrazami Jana Matejki stanowi okazję do przemyślenia, jak przy pomocy malarstwa budujemy postrzeganie siebie jako Polaków.
Malarstwo Dwurnika w konfrontacji z obrazami Jana Matejki puentuje rodzime mity narodowe. Odmiennie od krakowskiego artysty XIX-wiecznego artysta współczesny nie stawia na piedestale dumy narodowej i chlubnych wydarzeń. Swoje „matejkowskie” sceny sytuuje w szarej rzeczywistości, w codziennej miazdze, gdzie nie ma miejsca na dumę i glorię. Polska według Edwarda Dwurnika nie ma jeszcze bohatera…
Edward Dwurnik należy do nielicznych malarzy współczesnych podejmujących zagadnienia historyczne. Historia nie jest jedynym tematem w jego sztuce, niemniej pojawia się aż w dwustu obrazach i w paru tysiącach rysunków. Wie, że historia go ukształtowała, zdeformowała, zdemoralizowała, uwzniośliła i zrobiła z nim mnóstwo rzeczy, na które nie miał wpływu. Stąd obecność na aukcji w 2011 obrazu z 2007 roku Wąwóz Królowej Jadwigi, który znalazł właściciela za kwotę 6 tysięcy złotych.
Gdzie jeszcze?
Dla spragnionych przebogatej spuścizny Edwarda Dwurnika miejscem wartym odwiedzenia jest kilka warszawskich galerii, gdzie prezentowane są, z możliwością zakupienia oczywiście, w zasadzie dzieła ze wszelkich powstałych do tej pory cyklów malarskich artysty. Dominują jednak weduty z serii Podróże autostopem, ale zjawisko to wytłumaczyć można przede wszystkim najdłużej prowadzonym cyklem twórczym przez malarza, jakim są miejskie pejzaże. Ponadto przemawia przez nie czysty pragmatyzm, szeroki wybór formatów, „niewinny” temat widoków miejskich jest odpowiedni zarówno dla ambitnego mieszkańca ciasnej kamienicy, jak i kolekcjonerów, którzy pragną zapełnić swoje wnętrza z rozmachem.
Zaś miłośnikom przestrzeni muzealnych warto wiedzieć, iż dzieła Edwarda Dwurnika prezentowane są w polskich kolekcjach, między innymi w Muzeum Narodowym w Warszawie, Muzeum Narodowym w Krakowie i Poznaniu, w Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie i Radomiu i Muzeum Sztuki w Łodzi. Europa Zachodnia prezentuje ouvre Dwurnika na przykład w wiedeńskiej Albertinie czy w Gemaldegalerie Neue Meister Albertinum w Dreźnie.
Paulina Barysz
RynekiSztuka.pl