szukaj w portalu Rynek i Sztuka MENU
Van Gogh

Mitologia Markusa Rothkowitza

13.06.2013

Magazyn

Warszawę ogarnęła prawdziwa „rothkomania”. Mija tydzień od otwarcia wystawy obrazów Marka Rothki z Narodowej Galerii Malarstwa w Waszyngtonie w Muzeum Narodowym w Warszawie, a frekwencja odwiedzających ekspozycję jest więcej niż znaczna. W mediach krążą fotografie z wernisażu i zdjęcia kolejek, jakie ustawiają się do muzealnych kas, a katalog towarzyszący wystawie rozchodzi się na pniu. Obrazy Marka Rothki prezentowane będą w stołecznym muzeum do września i można sobie jedynie wyobrazić, jak ogromnym zainteresowaniem wystawa będzie cieszyła się w zbliżających się wakacyjnych miesiącach. Od strony ekonomicznej i kulturalnego „bywania” jest to zjawisko fantastyczne. Jednak sam Mark Rothko spuściłby ze smutkiem i rozczarowaniem głowę w dół…

Mark Rothko w swoimi studiu na West 53rd Street, około 1953 roku , fot.  Henry Elkan,  źródło: National Gallery of Art w Waszyngtonie

Mark Rothko w swoimi studiu na West 53rd Street, około 1953 roku , fot. Henry Elkan, źródło: National Gallery of Art w Waszyngtonie

Sala wspomnień

Przebywanie w samotności na wystawie, jakiejkolwiek, jest luksusem. Hedonistycznym cielesnym luksusem obcowania z ciszą i materialną formą. Luksus jest luksusuem dlatego, bo rzadko się zdarza. Wędruję więc oczami wyobraźni i pamięci po wystawie przy delikatnych nutach „rothkowego” Mozarta i zwiedzam.

Pierwsza sala ekspozycji w Muzeum Narodowym jest swoistą salą wspomnień wypełnioną przedmiotami dotykanymi dłońmi artysty. Dla wyznawców idolatrii artystów ta sala jest niezwykle ważna. Surowe, mechanicznie białe i zimne gabloty z duża serdecznością zapełnione są kolekcją poezji hebrajskiej, zdjęć, płyt i książek, którymi przez lata otaczał się Mark Rothko. Możemy zatem zobaczyć sentymentalne widoki rodziny malarza, jak i jego samego. Od razu nachodzi do głowy pytanie- kim byłby Mark Rothko, gdyby przyszedł na świat w majętnej rodzinie o carskich koneksjach? Nie byłby tym surrealistycznym, ekspresyjnym, a zarazem melancholijnym człowiekiem, jakim uczyniła go łotewska wieś. Pochodzenie żydowskie będzie dla przyszłego amerykańskiego malarza traumą i komplikującym życie dziedzictwem, które paradoksalnie otworzy Rothkowitzowi drzwi do świata nieznanej przygody w nieznanej przestrzeni. Kim zatem był Markus Rothkowitz nim stał się Markiem Rothko? Był urodzonym w 1903 roku najmłodszym z czworga dzieci Anny Gołdy i Jakuba Rothkowitza, prostej i szanowanej rodziny żydowskiej zamieszkałej w niewielkim Dźwińsku. Ojciec Markusa był aptekarzem, człowiekiem, który z uporem i konsekwencją nie piął się po szczeblach kariery i bogactwa. Jakub Rothkowitz był zagłębionym w lekturze Dostojewskiego inteligentem, który wpajał swym dzieciom wartość wiedzy i własnej godności. Zasłuchany w opowieści ojca Mark Rothko wyrośnie na Mądrale, który jako dorosły Mędrzec koić będzie samego siebie muzyką Mozarta i Bacha, literaturą greckich tragedii, dramatów Szekspira i apokaliptyczną filozofią Nietzschego. Intrygująca jest jedna z ostatnich książek w gablocie, która ma być poplamiona farbą włąśnie amerykańskiego abstrakcjonisty.

Wystawa prac Marka Rothki w Muzeum Narodowym w Warszawie, fot. Paulina Barysz

Wystawa prac Marka Rothki w Muzeum Narodowym w Warszawie, fot. Paulina Barysz

Nieopodal na jasnej ścianie wybija się niewielkich rozmiarów rycina, ukazująca autoportret Rembrandta. Dla osoby nieznającej twórczości i inspiracji Marka Rothki obiekt ten może być (nie)śmieszną pomyłką, którą należy czym prędzej zgłosić kuratorowi. Tym czasem jest to świadomie umieszczone świadectwo wzorów, za jakimi podążał malarz. Rembrandt fascynował Rothkę. Rembrandt był wcześniejszym wcieleniem Rothki. Czuł się z nim mentalnie związany, może nie tyle pod względem techniki pracy czy tematów, ale z uwagi na metodę pracy twórczej. Każdy z nich tytaniczną pracą i własnym zaangażowaniem dochodził do mistrzostwa, pokonując przeciwności losu. A przeciwności losu pojawiły się, gdy Rothko miał zaledwie dziesięć lat. Dynamicznie zmieniająca się sytuacja polityczna związana z nastrojami antysemickimi i nasilającymi się pogromami Żydów na Wschodzie wygania rodzinę dźwińskich Żydów za ocean, do Portland. To Ameryka ma być nadzieją dla tysięcy Żydów na lepszy i bezpieczniejszy żywot dla nich samych i ich dzieci. Lecz Ameryka bardzo szybko pokazała swoją odmienną, antysemicką, urodę. Mark Rothko został niejako zdradzony przez swoją drugą ojczyznę, gdy z dużymi obostrzeniami zostaje przyjęty ma uniwersytet w Yale z uwagi na swoje żydowskie pochodzenie. To wykluczenie i niemożność symbiotycznego pożycia ze sobą, z rówieśnikami, z Ameryką staje się dla początkującego malarza-humanisty traumą, którą będzie próbował przepracować w swoim realistycznym ekspresjoniźmie. Następuje Exodus Marka Rothki do Nowego Yorku.

Kolekcja płyt Marka Rothki, fot. Paulina Barysz

Kolekcja płyt Marka Rothki, fot. Paulina Barysz

Surrealistyczny ekspresjonizm

W 1923 roku młody Mark Rothko przybywa do mekki modernizmu, więc i ja podążam jego śladami po muzealnych galeriach. Widzę obrazy niewielkich rozmiarów, swoiście bezimienne. Bo to tytuł „Bez tytułu” jest najczęściej nadawanym tytułem przez Marka Rothkę swym dziełom. Pojawiają się także tytułu będące numerami, a to ma być celowym nawiązanie do wątku muzycznego, a konkretnie zapisu nutowego, które podobnie jak malarstwo istnieje na pewnym poziomie abstrakcji i tajemniczości przemiany w materię.
Nie wszyscy są w stanie przebić się przez te wytwory talentu artysty. Ne jestem pewna, czy mnie udała się ta dywersja. Wiem jedno. To, czego Mark Rothko pragnął najbardziej miało być zaistnieniem, by jego obrazy zmuszały do myślenia, by służyły poruszaniu najgłębszych, a  zarazem tych pierwotnych odczuć- lęku i smutku. To, czego malarz nigdy usłyszeć od oglądającego nie chciał to były słowa zachwytu, tego estetycznego zachwytu, które wypowiadane jest tym pretensjonalnym wydechem. Obraz, zarówno Rothki jak i kogokolwiek innego, nie może być piękny. Bycie pięknym to dla obrazu największa porażka. Estetyczne podobanie się obrazu jest niebezpiecznie bliskie kulturze popularnej, a to zdaniem Rothki było nie do pogodzenia w przypadku jego twórczości.

Mark Rothko, Bez tytułu, 190-1941, źródło: National Gallery of Art, Waszyngton

Mark Rothko, Bez tytułu, 190-1941, źródło: National Gallery of Art, Waszyngton

Malarstwo figurowe Marka Rothki jest mocno dychotomiczne i widać to już na przykładzie zaledwie kilku obrazów prezentowanych w Muzeum Narodowym. Artysta poprzez obserwację bada ludzkie zachowania, niepokoje, przyzwyczajenia, by potem z dużą dozą tragizmu i dramatu odmalować je na swoich kompozycjach. By owe rozdwojenie jaźni bohaterów obrazów Rothkowitza rozpoznać należy wpierw dowiedzieć się, iż uczucie przypadło w udziale samemu twórcy. Rozdarty pomiędzy pragnienia a potrzeby dnia codziennego i zmaganie się z własnym nieprzystosowaniem do środowiska zaczyna posiadać dwa oblicza. Tym powszednim uniformem jest twarz ponura, poważna, pozbawiona poczucia humoru, zaś pogodne oblicze Marka Rothki ujawnia się na… spotkaniach z żydowskimi dziećmi podczas zajęć z rysunku i rzeźby, jakie prowadził malarz na nowojorskim Brooklynie. Tam, otoczony Swoimi, mógł pozwolić sobie na bycie sobą i zrzucenie maski smutnego człowieka. Może te surrealistycznie przepołowione postacie pędzla Marka Rothki z lat 30. i 40. są autobiograficznym zapisem zagubionego człowieka „bez tytułu” ?

Wspaniałą kompozycją, przyciągająca wzrok swoją dosłownością formy jest „Fantazja w metrze”, która dla mnie na tej wystawie jest niejako czerwonym światłem, które zwiastuje nadciągające pełne dramatyzmu malarstwo abstrakcji. Paradoks, który trudno wytłumaczyć, a jednak ta mleczno-szara kompozycja, ukazująca codzienne poczucie nieszczęścia i nieuchronnej rutyny zapowiada coś, co określa się niekiedy, jako pęknięcie.

Mark Rothko, Fantazja w metrze, 1940 rok, źródło: National Gallery of Art, Waszyngton

Mark Rothko, Fantazja w metrze, 1940 rok, źródło: National Gallery of Art, Waszyngton

Kwadratowe multiformy

Według słynnego krytyka sztuki, Harolda Rosenberga, Mark Rothko odszedł od malarstwa figuralnego z powodów emocjonalnych, związanych z traumą II Wojny Światowej, własnego pochodzenia i emigracji nim powodowanego. Po 1940 roku coraz częściej będziemy oglądać zatem abstrakcyjne kompozycje złożone z kwadratów, płynnych lini prostokątów w ciemnych lub jaskrawych barwach. Lata 40. musiały być rzeczywistym punktem zwrotnym w życiu artystycznym, jak i osobistym malarza, ponieważ wtedy też Markus Rothkowitz przeistacza się w Marka Rothko. Zapoznając się z dramatycznymi doniesieniami z frontu wojennego Rothko próbuje przyjąć nową tożsamość, która miałaby stać się dla niego ratującym łącznikiem pomiędzy spuścizną kultury europejskiej i żydowskiej, której wcale nie pragnie się wyprzeć. Wręcz przeciwnie. Kurator wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie, dr Marek Bartelik, wskazuje na pewnego rodzaju nawiązanie pomiędzy sztuką żydowską, a powstającymi abstrakcjami Rothki. Sama sztuka żydowska jest nieprzedstawiającą, nie można wszak przedstawić Boga. Tym, czym może stać się obraz to ikona.

Mark Rothko, Nr 2,1947 rok, źródło: National Gallery of Art, Waszyngton

Mark Rothko, Nr 2,1947 rok, źródło: National Gallery of Art, Waszyngton

Te słynne kwadraty są czymś do czego zapewne większość zwiedzających będzie kierowała swoje kroki, niecierpliwie przemierzając wcześniejsze galerie. A to nie tak ! Zgodnie z „rothkowskim” obyczajem należy usiąść na ławce i rozpocząć ceremoniał kontemplacji. Monumentalne kompozycje kwadratów nie miały być absolutnie wywrotową twórczością, ostrzem skierowanym w stronę agresywnej sztuki nowoczesnej współczesnej malarzowi. Zbyt wielki dramatyzm i przeżywanie towarzyszyły Rothce przy tworzeniu owych przestrzeni, by stały się one jedynie kontrowersyjną plamą barwną. Te sztandarowe kwadraty miały być intymnymi płaszczyznami, z których boleśnie i powoli wyłazi ból, skryty pod farbą. Malarstwo barwnych płaszczyzn, jak sale tę nazwali kuratorzy wystawy, przeżywamy w pretensjonalnym półmroku, który ma nam dopomóc w wydobyciu z siebie owej niezwykłości. Zapewne założenie malarza, kuratorów, jak i samych gości muzeum rozmijają się ze sobą, ale może to jest owym sednem sprawy, bo każdy widzi w multiformach coś innego. Rothko widział w nich ciężar historii ludzkości, inni reprezentację zmian w sztuce, kolejni wielkie pieniądze, a jeszcze następni osobisty dramat. Rothko tym nie mniej odczuwał satysfakcję, gdy słyszał, że jego malarstwo doprowadza do łez. Do dziś kolorowe multiformy pozostają doskonałymi aktorami, którzy wcielają się w swoje złożone role w zależności od okoliczności.

Podsumowania

Wchodząc do przedostatniej sali wystawy przechodzimy symbolicznie do sfery sacrum. Do strefy, która została zaaranżowana na wzór wielowyznaniowej kaplicy w Houston, która w 1970 roku okaże się być grobowcem Rothki postawionym za  jego życia. Houston będzie jego mauzoleum. Słowa mauzoleum, grobowiec nieodparcie kojarzą się ze śmiercią, niestety słusznie.

W 1964 roku para milionerów i filantropów, John i Dominique de Menil, przedstawili Rothce koncepcję wzniesienia kaplicy dla Uniwersytetu w Houston. Udział malarza w tym przedsięwzięciu polegał na stworzeniu cyklu dzieł do tego miejsca. Można zadać pytanie, czy ciężar i powaga miejsca, czy może jednak postępująca depresja i załamanie skłoniły artystę do namalowania czternastu ciemnych, niemalże czarnych płócien? Zbyt banalnym przecież byłoby porównanie czarny obraz- zwiastun samobójstwa. Jak w takim razie wytłumaczyć twórcę od nadciągającej katastrofy? Czy badaniem jak ciemne może być światło?

Mark Rothko, Bez tytułu, 1953 rok, źródło: National Gallery of Art, Waszyngton

Mark Rothko, Bez tytułu, 1953 rok, źródło: National Gallery of Art, Waszyngton

25 lutego 1970 roku asystent malarza odnajduje w pracowni Rothki jego martwe ciało. Rok później ekumeniczna kaplica w Houston zostaje otwarta.

Jaki jest XXI wiek dla Marka Rothki? Taki, jakiego artysta absolutnie by nie chciał widzieć. Pełen konsumpcjonizmu, walki o władzę, interesowności i żądzy pieniądza. Mark Rothko nigdy nie zabiegał by prezentować swe prace w muzeach czy renomowanych galeriach. Przerażał go tłum, głosy podniecenia i towarzystwo nowobogackich kolekcjonerów sztuki. Marzył o przestrzeni dla swoich obrazów, czyli o tym wszystkim, czego współczesny widz nie jest w stanie mu zapewnić. Warto zostawić Rothce więcej przestrzeni, bo im bliżej Rothki staramy się być, tym mniej widzimy jego samego.

Projekt lightbox’ów Nicholasa Grosspierre’a przedstawiające fotografie rodzinnego miasta malarza, Dźwińska, fot. Paulina Barysz

Projekt lightbox’ów Nicholasa Grosspierre’a przedstawiające fotografie rodzinnego miasta malarza, Dźwińska, fot. Paulina Barysz

Materiał chroniony prawem autorskim – wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie prawa w tym Autora i Wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione. Korzystanie z serwisu i zamieszczonych w nim utworów i danych wyłącznie na zasadach określonych w Regulaminie Korzystania z Serwisu. Zapoznaj się z regulaminem.

Paulina Barysz

Portal RynekiSztuka.pl

LOGO RiSi

szukaj wpisów które mogą Cię jeszcze zainteresować:

2 komentarzy do “Mitologia Markusa Rothkowitza”

  1. Marcela

    Tekst bardzo dokładnie analizuję wystawę, nie rozumiem tylko dlaczego półmrok, w którym prezentowane są obrazy abstrakcyjne artysty określony jest przez autorkę jako pretensjonalny ? W różnych źródłach znalazłam informację, że sam Rothko chciał by jego obrazy były prezentowane właśnie w półmroku, który sprzyja kontemplacji dzieł.

    1. Paulina

      Pretensjonalnym z uwagi na innowację, jaką taka ekspozycja wprowadzała. Dla odbiorcy ówczesnego i współczesnego powszednia ekspozycja dzieł była zupełnie inna, a ten odczuwalny półmrok ewidentnie wynikał z indywidualizmu malarza i jego podejścia do swoich prac. Nikt tak świadomie i właśnie pretensjonalnie, lecz w dość pozytywnym tego słowa rozumieniu, nie opracował dotąd „patrzenia” na obraz. Autorzy i projektanci wystawy musieli jedynie się z ową koncepcją artysty pogodzić:)

Dodaj komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Magazyn

Kursy online

Odwiedź sklep Rynku i Sztuki

Zobacz nasze kursy Zobacz konsultacje dla artystów

Zapisz się do naszego newslettera

Zapisując się na newsletter zgadzasz się z regulaminem portalu rynekisztuka.pl Administratorem danych osobowych jest Media&Work Agencja Komunikacji Medialnej (ul. Buforowa 4e, p. 1, p-2-5, 52-131 Wrocław). Podanie danych jest dobrowolne. Zgoda na otrzymywanie informacji handlowych może zostać wycofana w każdym czasie. Więcej informacji na temat danych osobowych znajduje się w Polityce prywatności.