
Wciąż czekamy na ostateczne rozwiązanie sprawy, która okrzyknięta została największym rabunkiem ostatniej dekady. W nocy z 15 na 16 października 2012 roku z Holenderskiego Muzeum Kunsthal zniknęły obrazy wyceniane na milionowe sumy. W październiku tego roku do winy przyznał się jeden z sześciu oskarżonych Rumunów, Radu Dogaru. W kradzież zamieszanych było również pięć innych osób. Oto najnowsze doniesienia w tej sprawie.
We wtorek (19.11) rumuńska prokuratura wezwała do sądu oskarżonego Radu Dogaru, który przyznał się do dokonania rabunku z holenderskiego muzeum. Rumuński wymiar prawa i sprawiedliwości żąda dla złodzieja najwyższej możliwej kary. W przypadku rabunku na tak dużą skalę w Rumunii grozi mu maksymalnie 20 lat więzienia, jednak z racji tego, iż 16 października bieżącego roku 29-letni Dogaru przyznał się do winy, kara może zostać zmniejszona o jedną trzecią, zgodnie z rumuńskim prawodawstwem.
Taka opcja nie zadawala jednak prokuratorów, którzy starają się, by Dogaru uzyskał największą z możliwych kar za popełnione przestępstwo. Dogaru ukradł i przetransportował do Rumunii siedem obrazów, wśród których znalazły się dzieła takie jak: „Tete d’Arlequin” Pabla Picassa, „La Liseuse en Blanc et Jaune” Henri’ego Matisse’a, „Waterloo Bridge” i „Charing Cross Bridge” Claude’a Moneta i „Woman with Eyes Closed” Luciana Freuda. Wartość wszystkich obrazów wyceniana jest na miliony dolarów. W związku ze skalą kradzieży prokuratura wnioskuje, by wyrok podnieść o kolejne cztery lata, ze względu zarówno na okoliczności incydentu i wysoką wartość łupów. Jeśli taki wyrok dojdzie do skutku, Dogaru grozić może nawet 18 lat więzienia.
Sam oskarżony pozostaje jednak dobrej myśli. Sądzi, że wyrok zostanie zbalansowany i w więzieniu spędzi maksymalnie siedem lat. Jako argumenty mające działać na jego korzyść oskarżony podaje fakt, iż muzeum nie było dostatecznie dobrze strzeżone oraz iż nie chroni posiadanych przez siebie dzieł prawidłowo. Przypomnijmy, że w chwili przyznania się do winy Dogaru wyraził swoje zaskoczenie, iż z taką łatwością udało mu się ukraść oryginały dzieł. Do ostatniej chwili był przekonany, że kradnie falsyfikaty.
Dogaru podaje w wątpliwość także wartość dzieł. Twierdzi, iż nie została ona oszacowana ani potwierdzona przez niezależnych ekspertów, a „milionowe kwoty” na jakie szacuje się obrazy są jedynie wynikiem medialnej nagonki i niepotwierdzonych przypuszczeń.
Ostateczny wyrok sądu w tej sprawie poznamy jednak dopiero 26 listopada bieżącego roku.
W całej sprawie oskarżonych zostało łącznie sześć osób, w tym matka jednego ze złodziei, Olga Dogaru, która przechowywała skradzione obrazy w swoim domu. Stało się to powodem niepokoju śledczych, ponieważ podejrzewano, iż w celu zniszczenia dowodów podejrzana spaliła obrazy w rodzinnym piecu, by oczyścić syna z zarzutów. Choć tak się nie stało, prochy znalezione w piecu, po analizie przeprowadzonej przez ekspertów z Narodowego Muzeum Historii Rumunii okazały się być szczątkami trzech obrazów olejnych z okresu końca XIX wieku. W związku z tym wszczęto osobne śledztwo, które ma wykazać, czy nastąpiło ewentualne zniszczenie dzieła sztuki.
To, co nie przestaje jednak zadziwiać w tej niecodziennej historii, to czas trwania rabunku. Spektakularna kradzież trwała bowiem… trzy minuty. Żaden z oszacowanych na 18 milionów euro obrazów (24 miliony dolarów) nie został wyposażony w alarm, co potwierdziły władze holenderskie. Z pewnością rumuński skok przejdzie więc do historii jako jedna z łatwiejszych kradzieży sztuki, jakie kiedykolwiek miały miejsce.
Fot. Henri Matisse, „La Liseuse en Blanc et Jaune”, 1919. Źródło: Kunsthal Museum
Źródło: artdaily.com
Oprac. Eliza Ortemska
Portal RynekiSztuka.pl