szukaj w portalu Rynek i Sztuka MENU
Cracow Art Week Krakers

„Szufladkowanie i nadawanie etykiety nie ma znaczenia w czasach pełnego synkretyzmu” – rozmowa z Violą Tycz

15.04.2016

Aktualności

Do 4 maja w Galerii Stalowa w Warszawie trwa retrospektywna wystawa prac Violi Tycz. W rozmowie z portalem rynekisztuka.pl artystka zdradza jakie doświadczenia czerpała ze stypendium Fundacji Joana Miro, na czym polega jej międzydyscyplinarność i dlaczego jej malarstwem interesuje się Henry Klein, profesor z Los Angeles.

Rynekisztuka.pl: Wystawa „Pożąda/nie” trwająca aktualnie w warszawskiej Galerii STALOWA ma charakter retrospektywny. Jak odnosisz się do takiego rodzaju przeglądowego podsumowania? Czy ta konkretna prezentacja stanowi dla ciebie koniec jakiegoś etapu w dotychczasowej twórczości? Jakie prace możemy zobaczyć na wystawie w STALOWEJ?

Viola Tycz: Anita Wolszczak, która szczęśliwie zgodziła się zostać kuratorem wystawy, zaproponowała taki charakter wystawy, żeby można było prześledzić ścieżkę ewolucji mojej twórczości malarskiej na przestrzeni kilkunastu lat. To ciekawe podejście, bo pozwala przeanalizować, co jest clue mojej pracy, co stanowi jego trzon, główne zagadnienia. I to jest, myślę, wartość dodana tego podsumowania. Wystawa w Galerii STALOWA nie jest końcem etapu, tylko właśnie szansą prześledzenia „toku myślenia twórczego”, swoistym „w drodze”. Mam szansę przyglądnięcia się Violi Tycz z dystansem i rozliczenia, co poszło dobrze, a co warto poprawić. Rodzaj rachunku sumienia. Zresztą, sądzę, że każda wystawa, zarówno retrospektywna, jak i tematyczna, pozwala zweryfikować dotychczasową pracę.
Na wystawie w Galerii STALOWA można zobaczyć najwcześniejszy cykl malarski, powstały jeszcze na studiach, pod tytułem PIKSELOZA. Nazwa cyklu wzięła się stąd, że chcąc zmierzyć się z drukarką atramentową, zamieniłam swoją rękę w maszynę – cieniutkim pędzelkiem, punkt po punkcie, tworzyłam realistyczne, fotograficzne przedstawienia, które były humorystycznym dialogiem z tematami słynnych obrazów z historii sztuki – na przykład „Śniadanie na trawie” było przedstawieniem młodych ludzi palących marihuanę, trawkę, „Ostatnia wieczerza” odbywała się w McDonald’s etc.
Kolejnym fragmentem cyklu malarskiego na wystawie jest „Dziecko/dorosły” – wielkoformatowe prace, które powstały w konwencji streetartu – wyplotowane fotografie uzupełniłam mazakami, highlighterami, akrylowymi farbami, tym wszystkim, co miałam pod ręką. Powstał dość surowy, punkowy cykl krytykujący współczesność. Wszędobylskość mediów, ekranów przedstawiłam w obrazie „TV SCREEN” – przed olbrzymim, pustym ekranem siedzi zahipnotyzowane dziecko, „W zoo”, gdzie małpy obserwują ludzi a ludzie małpy. Cykl powstał dzięki stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Młoda Polska” w 2007 roku.
Ostatni etap twórczości przypada na lata 2010-2016. Początkowo był to etap oczyszczania materii malarskiej z dekoru, brudu, tekstur, malarskości. Zainspirowana działaniami młodych architektów, zapragnęłam tworzyć obrazy sterylne, czyste i minimalistyczne. Powstał cykl „Oczyszczenie” – cienki kontur, graficzny styl, minimalizm kolorystyczny. To działanie umożliwiło penetracje od etapu „carte blanche” malarskiej materii. Cykl był na tyle frapujący, że sprzedał się w całości. Niektóre obrazy osiągały bardzo wysokie noty na polskim rynku sztuki. Ten cykl otworzył pole dla kolejnych, minimalistycznych prac „Nimfomanki”,
„M&G”, „Dla Christiana Grey’a”. Już wtedy podkradałam się do koloru, ale robiłam to bardzo ostrożnie – od pojedynczej plamy – intrygi, po coraz śmielsze uzupełniane palety barw, aż wreszcie eksplozji barw w cyklu rozwarstwiania owych, czyli „Częstotliwości”. Zatem, wystawa pokazuje dość dynamiczny rozwój mojej twórczości.

Jesteś stypendystką Fundacji Joana Miro, dzięki czemu miałaś możliwość spędzić czas i tworzyć w Hiszpanii, w atelier graficznym Miro. Co oznacza dla Ciebie to doświadczenie? Co wyniosłaś z tego stypendium?

Dzięki stypendium miałam możliwość otrzeć się o legendy historii sztuki. Właściwie poznałam nie tylko atelier mistrza, ale również dom, rodzinę, współpracowników i atmosferę, w jakiej tworzył Joan Miro. Przede mną stypendium otrzymała Yoko Ono, której wystawa była eksponowana w nowoczesnym budynku z salami ekspozycyjnymi na terenie posiadłości Miro. Tam też miała miejsce moja wystawa indywidualna, po zakończeniu pracy warsztatowej. Doświadczenie ogromnie ważne, bo uczące szacunku do warsztatu, doskonałego wykonania, dbałości o materiały, detale. W ASP raczej panowała nonszalancja w tej materii, wynikająca, bardzo często, z uwarunkowań ekonomicznych. W Fundacji mogłam nie tylko przebierać w rodzajach najwyższej jakości papierów czerpanych, ale również dobierać narzędzia – maszyny, prasy, plotery, drukarki. Po wykonaniu prac, mogłam dobrać ramy, które w przypadku tej realizacji, były dość nietypowe, bo różnej szerokości. Cykl grafik nosił tytuł „Puzzle4you” i składał się z kwadratowych, klockowych prac układanych według własnej fantazji, na ścianie. Za każdym razem kompozycja zmieniała się – raz układała się w symbol swastyki, innym razem była jedną linią. W Fundacji poczułam, co to znaczy profesjonalizm, poważne podejście do sztuk wizualnych. Była to pierwsza moja praca, która została wyeksponowana na najwyższym poziomie. To było ważne, bo nauczyło mnie szacunku do mojej pracy, wykonania i warsztatu po prostu.

Jesteś artystką międzydyscyplinarną, tworzysz malarstwo, grafiki, prace video, instalacje. Metodologiczne zróżnicowanie jest coraz bardziej wyraźne w młodej polskiej sztuce, stanowiąc po części wynik pojawienia się nowych kierunków w edukacji artystycznej, jak np. kierunku intermediów. Skąd u Ciebie – jako artystki wykształconej przecież w zakresie grafiki – ta potrzeba różnicowania środków wypowiedzi artystycznej?

Właśnie z edukacji wynika moja interdyscyplinarność – dostałam się na ASP na kierunek najbardziej oblegany, czyli malarstwo, a po roku, zorientowałam się, że malować mogę również na grafice, która dała mi możliwość kształcenia się w zakresie multimediów. Te multimedia w owym czasie były bardzo pociągające, bo dopiero tworzył się przedmiot. Pierwsze PCty godzinami renderowały krótkie realizacje wideo. Ale frajda poznawania programów do obróbki wideo była wielka. Ciągle pojawiało się coś nowego. Komputery były coraz mocniejsze, coraz szybsze. Praca nad montażem nie zajmowała już całych nocy. Stąd możliwość dopełniania wypowiedzi artystycznej coraz nowocześniejszymi formami. Praca dyplomowa „CYBERNETYCZNI” była w pełni interdyscyplinarna, bo zawierała multimedia, instalacje i grafiki. Po skończeniu ASP zaczęłam prowadzić pracownię multimediów i wideo w Wyższej Szkole Fotograficznej we Wrocławiu i jeszcze bardziej związałam się z multimediami.

Jaką rolę w Twojej twórczości odgrywają działania performatywne? Wydaje się, że ich wyrazem są krótkometrażowe filmy, zaprezentowane wśród prac malarskich podczas wystawy w STALOWEJ…

Działania performatywne to raczej margines mojej twórczości, choć słusznie zauważyłaś, ze wideo spełniło taką rolę w mojej twórczości. To rodzaj odkrywania prawdy o rzeczywistości – „Piękni mężczyźni” to temat metroseksualności męskiej, „Kobiety z wąsikiem” znów mówią o problemach gender, „Sound system” to zapis akcji z BWA Zielona Góra, gdzie urządziłam clubbing i zarejestrowałam nalot młodzieży na szacowną bułę. Sądzę, zatem, że to kontrabanda i właśnie opisywanie świata stało u podstaw moich działań performatywnych.

Twoje malarskie prace pozostają bardzo mocno skorelowane z grafiką, wyraźna jest w nich estetyka plakatowości czy niemal fotograficzna precyzja. Jak jeszcze twoje przywiązanie do grafiki przekłada się na pracę w medium malarskim?

Graficzność w ogóle leży, jak się wydaje, u podstaw współczesnych wypowiedzi malarskich. Wpływ multimediów właśnie leży u podstaw takiego wyboru stylistyki. Ekrany emitują bezustannie przekazy graficzne. Trudno, żyjąc w takich czasach, nie nasiąknąć tą estetyką, nie dotknąć prawdy o naszych wizualnych, obrazkowych czasach. Graficzność jest wielce widoczna w street arcie. Właściwie, nie wyobrażam sobie tworzenia współczesnego malarstwa bez tej tkanki – ona jest wszędobylska. Moje prace malarskie można nazwać graficznymi i grafiki malarskimi. Szufladkowanie i nadawanie etykiety nie ma, jak sądzę, znaczenia w czasach pełnego synkretyzmu, gdzie jedna stylistyka miesza się z drugą. To rodzaj scretchingu, jak robią to DJje w klubach – motywy przenikają się, tematy mieszają, a techniki uzupełniają – miszmasz.

W twoich obrazach, szczególnie tych wykonywanych na przestrzeni kilku ostatnich lat, czytelna jest relacja z twórczością Agaty Bogackiej, która ponad dekadę temu zadebiutowała serią mocno graficznych, syntetycznych obrazów będących rodzajem pamiętnika. Reprezentujecie to samo pokolenie artystek, łączy was podobne podejście do sposobu obrazowania, ale także – jak się wydaje – podobny stosunek do zagadnienia podmiotowości w sztuce. Czy punktem wyjścia dla twoich obrazów również pozostają emocje i doświadczenia życia codziennego?

Można wymieniać wielu artystów działających w tej konwencji, jak choćby Artura Trojanowskiego, ale jak rozumiem, Agata Bogacka, jest najlepiej rozpoznawalną artystką, stąd to porównanie. Ja sama nie widzę zbyt wielu podobieństw do jej twórczości, oprócz formalizmów, typu: konturowość, ograniczanie barw do szarości. Ja mocno kadruję swoje przedstawienia – staram się, poprzez niwelowanie, zbudować niedopowiedzenia, intrygę. Najlepiej odczytał te moje intencje prof. Henry Klein, profesor z Los Angeles, który, zacytuję: „Jestem zainteresowany ideami, a sztuka figuratywna jest, według mnie, nadal całkiem realnym wehikułem dla idei. Jestem po prostu podniecony prowokacyjną sztuką wykonaną manifestacyjną formą wizualną. Twoje prace są takie, ale nie są uwięzione tradycyjnymi technikami graficznymi. Raczej pozwalasz nowym technikom graficznym rewitalizować stare. Wydajesz się stosować sztukę figuratywną jako nośnik ambiwalentnej psychologii lub wieloznaczeniowości. Jakakolwiek jest Twoja intencja, wydajesz się być chętna do ukazywania wystarczającej dwuznaczności w Twoich pracach, aby zachęcić swoich odbiorców do partycypowania ich własnych doświadczeń na polu dwuznaczności. Dlatego też Twoja sztuka ciekawi mnie (…)”.

Technika jaką się posługujesz w akrylowych obrazach takich jak „Na krawędzi RGB”, „Moja tęcza II” czy „Pole karne” pozwala na uzyskanie efektu płaskości, syntetyczności i idealnej gładkości. Czy mogłabyś przybliżyć nam sam techniczny proces powstawania obrazu?

Proces zawsze zaczyna się od rysunku, który nanoszę na płytę HDF, która nieprzypadkowo stała się podłożem – idealnym, gładkim, pozbawionym chropowatości płótna. Następnie, pozbywam się nadmiaru linii z rysunku, redukuję go do kilku podstawowych form geometrycznych. Rozkładam szarości do odpowiedniego stosunku mocniejszych i słabszych odcieni, a następnie, kilkukrotnie maluję tę samą plamę, aby idealnie pokryć podłoże. Staram się, aby plama miała jakość wydruku, była równomiernie rozłożona, niczym z drukarki. Nie pozwalam sobie na swobodne maźnięcia pędzlem. Obowiązuje surowa dyscyplina kompozycji. Następnie, decyduję, w którym miejscu ma się pojawić kolor, gdzie będzie najbardziej intrygującą plamą, gdzie postawi pytanie i co z tego wyniknie. Pracę kończę wtedy, gdy obraz zaciekawia mnie. Werniksuję całość, bo akryl, niestety, jest matowy i nie daje takiego nasycenia koloru, jaki życzyłabym sobie.

Na tle twojego bogatego dorobku malarskiego ciekawie zaznaczają się prace video oraz instalacje, które raczej odchodzą od stylistyki, którą stosujesz w tzw. mediach tradycyjnych. Co ma decydujący wpływ na wybór danego środka twórczej ekspresji?

Trudne pytanie. Sama nie wiem. To jest intuicja raczej, taki błysk świadomości, co najlepiej będzie oddawało moje doznanie w danej chwili.

Nadrzędnym motywem twojej twórczości jest człowiek, jego cielesność, emocje, pragnienia, ale także międzyludzkie relacje. Gdzie należy szukać odniesień dla tej tematyki – w twoim najbliższym otoczeniu czy też jakichś bardziej arealnych, fikcyjnych obszarach?

Jedno i drugie. Bardzo często umawiam się na sesje fotograficzne z osobami, które chciałyby stać się modelami moich obrazów, ba, często są to kolekcjonerzy, którzy pragną stać się tematem moich prac. Zamawiają jeden, dwa albo i dziesięć obrazów z sesji, która jest początkiem pracy nad cyklem. Zawsze jest to ciekawe spotkanie z ludźmi, którzy dają mi inspirację. Bardzo często wyobraźnia wykracza poza realne przedstawienie, zaczyna się zmyślanie pewnych sytuacji, które nie miały nigdy miejsca. To najciekawsze, zalążek czegoś nowego. Często, przypadkowo napotkana fotografia w Internecie daje impuls do działania. Albo film, kadr. Właściwie, nie ma momentu, w którym moja wyobraźnia nie wchłaniałaby bezustannie motywującej mnie rzeczywistości – czy to będzie Internet, fotografia, sesja, czy film. Wszystko może stać się tkanką twórczości, o ile sygnał będzie na tyle silny, żeby mnie zainteresował.

Jak zatem w epoce przenikniętej dyskursem posthumanistycznym czuje się artystka skupiająca się na człowieku i stawiająca go w centrum swojego zainteresowania?

Artystka czuje się częścią posthumanistycznych czasów – postmodernistycznych estetyk, graficznych ekranów, mobilnych informacji. Człowiek jest najważniejszym tematem moich prac – bo jest mną. To, jak zmienia się pod wpływem współczesności, jego relacje z innymi. Jak z humanoida, który jest wytworem natury, przeszedł do formy przejściowej, która nie może wrócić na łono przyrody, bo nie przetrwałaby, ale nie jest jeszcze modyfikowana genetycznie w stopniu, który umożliwiałby, na przykład, egzystowanie w wirtualnej rzeczywistości. Ale jest na drodze do doskonałości, przepoczwarza się, dostosowuje się, ewoluuje w formę humanoida elektronicznego, podłączonego do sieci. Coraz bardziej samotnego wśród tysiąca znajomych na Facebooku. Ten człowiek przeszedł ewolucję i jest w punkcie fascynacji nowymi możliwościami technicznych wynalazków. Odszedł od natury, choć nadal pragnie być jej częścią. To science fiction, które staje się Realem. To futuryzm, który na naszych oczach staje się teraźniejszością.
Obserwacja tych zmian jest dość frapującym zajęciem artystki czasów posthumanistycznych.

Teraz mamy retrospektywną, podsumowującą wystawę „Pożąda/nie” w Galerii STALOWA. A jakie są Twoje kolejne, artystyczne plany na przyszłość? Czy możesz zdradzić nad czym teraz pracujesz?

Obecnie skupiam się na kolejnym cyklu obrazów, który, być może zostanie zaprezentowany w USA w przyszłym roku. Nie będę wchodzić w szczegóły, bo to bardzo wczesny etap, ale sądzę, że uda się. Będą to obrazy przedstawiające klony ludzi – z jednej matrycy powstaną zróżnicowane typy ludzkie, podobne do siebie w stopniu najwyższym, ale spełniające różne role. Te klony będą tatuowane w bardzo specyficzny sposób, niejako znakowane dla identyfikacji.
Inne projekty, ze względu na brak środków na ich sfinansowanie, muszą być odłożone w czasie. Niestety, żyjemy w trudnych czasach, w kraju, który nie rozpieszcza artystów. Instytucje kultury mają małe budżety, które wydają na te same nazwiska, albo liczą na to, że artysta sam sfinansuje wystawę. To bulwersujące i nie dające perspektyw na lepsze jutro. Na szczęście, istnieją instytucje na świecie, które poważnie podchodzą do kultury.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

szukaj wpisów które mogą Cię jeszcze zainteresować:

Dodaj komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Magazyn

Kursy online

Odwiedź sklep Rynku i Sztuki

Zobacz nasze kursy Zobacz konsultacje dla artystów

Zapisz się do naszego newslettera

Zapisując się na newsletter zgadzasz się z regulaminem portalu rynekisztuka.pl Administratorem danych osobowych jest Media&Work Agencja Komunikacji Medialnej (ul. Buforowa 4e, p. 1, p-2-5, 52-131 Wrocław). Podanie danych jest dobrowolne. Zgoda na otrzymywanie informacji handlowych może zostać wycofana w każdym czasie. Więcej informacji na temat danych osobowych znajduje się w Polityce prywatności.