
W Polsce każdy może być ekspertem. Zwykle jest nim historyk sztuki, ale może nim zostać również miłośnik lub kolekcjoner twórczości wizualnej. Pomocny też bywa członek najbliższej rodziny artysty. Każdy z nich zapewne zetknął się z falsyfikatami. Wykształcony akademicko historyk sztuki zna wiele nazwisk, terminologię, określenia stylów, twórczość wielkich mistrzów. Jego przewaga jest niewątpliwa – umie poruszać się po bibliografii, wie gdzie znaleźć informacje. Ale czy potrafi on spojrzeć na dzieło analitycznie? Patrzenie na obiekt pod kątem analizy formalnej to zupełnie inne doświadczenie i odmienny sposób widzenia obrazów lub rzeźb niż wtedy, gdy oglądamy je w muzeach, zachwycamy się nimi czy kiedy przeprowadzamy analizę ikonograficzną. Analiza formy daje nam pierwszy sygnał, że mamy do czynienia z falsyfikatem.
Można powiedzieć, że falsyfikaty dzieł sztuki, w tym malarstwa, istniały od zawsze. We Wspomnieniach spisanych w 1950 roku przez malarza Alfonsa Karpińskiego znajdujemy akapit poświęcony rynkowi sztuki:
„Handlarzom sztuki należy się osobne wspomnienie. Były stare firmy, jak Horowitz (ojciec i syn), który jeszcze handlował z Wyczółem, Schmaus, i nowe jak Wojciechowski, Wawrzecki i inni. Pomagali artystom żyć, ale na nich dorabiali się kamienic. Handlowali też falsyfikatami Fałata, Axentowicza i innych. Moje falsyfikaty też się pokazały w handlu, wyłapałem kilka. Doszedłem, że w sklepie Wojtowicza sprzedają te falsyfikaty. Zaskarżyłem go i proces ….. przegrałem – Sąd orzekł, że właściciel sklepu nie jest obowiązany znać się na dziełach sztuki, któremi handluje”.
Ogólnie rzecz biorąc falsyfikaty malarstwa można podzielić na dwie grupy: prace, które nieudolnie naśladują dzieła podrabianego artysty oraz takie, które dzięki umiejętnościom fałszerzy, a także ulepszaniu techniki wykonania osiągają wyższy poziom rzemiosła. Pierwsze nie stanowią żadnej trudności, bo forma ich jest na tyle prymitywna, że można je od razu zdyskwalifikować. Druga grupa wymaga większej uwagi i właśnie tu przydaje się wiedza i umiejętność analitycznego widzenia. Falsyfikaty można także podzielić na falsyfikaty wybitnych malarzy, których twórczość jest opisana i udokumentowana oraz te, które naśladują malarzy średniej klasy, a tym samym są trudniejsze do rozpoznania. Zwykle też podejrzenia budzi sztuczne postarzenie odwrocia, na przykład pomazanie tektury herbatą czy kurzem.
Przy lepiej wykonanych falsyfikatach fałszerze zwykle używają starego podobrazia – przy obrazach olejnych jest to stara tektura, stare płótno i blejtram uzyskany ze zmycia wcześniejszego obrazu. Często też spotyka się deseczki tzw. spód starej szuflady, które mają udawać popularne w dziewiętnastym wieku podobrazia mahoniowe. Możemy spotkać pomalowaną litografię czy ilustracje z czasopism dziewiętnastowiecznych naklejone na starą tekturę, podmalowane farbami olejnymi udające oryginały. Do tego typu realizacji często dołączane są nalepki wystawowe, adnotacje własnościowe, stemple – wszystko fałszywe, bo i wszystko można podrobić. Możliwe jest także wyprodukowanie tzw. klakelury, czyli spękań płótna.
Decydując się na podróbkę znanego nazwiska fałszerze starają się malować temat zgodny z twórczością danego malarza. Tak na przykład przy falsyfikacie Meli Muter będą to pejzaże lub portrety, przy Alfonsie Karpińskim kwiaty, przy Wojciechu Kossaku koń i ułan, a Julianowi Fałatowi przypadnie pejzaż. Często też zapożyczają motywy z różnych oryginalnych obrazów podrabianego malarza i zestawiają je w jedną kompozycję. Zdarza się, że wzorują się na motywach pochodzących ze znanych obrazów, niekoniecznie tego właśnie autora. I tak zmodyfikowana kopia obrazu Józefa Pankiewicza (pejzaż ze snopkami) może być podpisana nazwiskiem Stanisława Kamockiego, zestawione dwa pejzaże leśne Iwana Szyszkina mają udawać Juliana Fałata. Bywa też że obraz nieznanego artysty (niepodpisany) okaże się podpisany znanym nazwiskiem. Dlatego zawsze analiza sygnatury jest konieczna. Tu także mamy różne możliwości – nowa sygnatura może być położona w miejscu starej, wcześniej usuniętej lub zamalowanej, ewentualnie może być tylko częściowo poprawiana, dopasowana do wybranego nazwiska. Jeśli obraz jest w całości świeżo malowany wraz z położoną przez fałszerza sygnaturą, lampa UV niewiele nam pomoże. Niezbędna będzie tu analiza formalna obrazu i analiza kształtu sygnatury oraz ogląd przez lupę, jak przebiega farba sygnatury w stosunku do podłoża. Aby uwiarygodnić obraz na odwrocie znajdziemy różne napisy potwierdzające fałszywe autorstwo. Usłyszymy też opowieści o „cudownym” odnalezieniu obrazu na strychu, przy śmietniku itp.
Fałszerzowi pomocna jest fotograficzna reprodukcja obrazu na płótnie; wystarczy ją częściowo podmalować i pokryć maskującym werniksem, a następnie oprawić w ramy w sposób, który uniemożliwia wyjęcie blejtramu z ram. Sprzyja mu też sposób oprawy obrazu; na przykład akwarele czy pastele oprawia się za szybą wyłapującą światło, która przesłania i spłaszcza obraz, a zaplecek jest tak ściśle zaklejony, aby badającemu odechciało się go otwierać. W każdym właściwie przypadku, jeśli sprawa nie jest całkowicie oczywista, należy skontaktować się z konserwatorem.
Tropienie fałszerstw to wyścig między umiejętnościami i możliwościami fałszerza a rzeczoznawcy. Na szczęście bardzo rzadko zdarza się fałszerz, którego talent dorównuje talentowi autorowi oryginalnego obrazu.
Irena Bal
Artykuł pochodzi z numeru 1 magazynu RiS.
