
Jedne przypominają o bohaterach wojennych, inne emanują dosadniejszą martyrologią. Są też takie, które wydają się być stworzone idealnie dla celów fotografii turystycznej. I choć mijamy je każdego dnia, to uciekają naszej percepcji. Dziś przyjrzymy się rzeźbom plenerowym (w tym pomnikom), ponieważ są one – a przynajmniej powinny być – reprezentacją tego, co się w danym społeczeństwie dzieje. Jest to przecież publiczna deklaracja, wyraz potrzeb, obaw i czynów, które chcemy rozpamiętywać.
A ostatnie dziesięć, czy dwadzieścia lat to z punktu widzenia gospodarczego, doskonały okres aby wykosztować się na tego typu publiczne, ogólnopolskie dzieło sztuki. Takie, o którym będziemy ciągle pamiętać oraz z ochotą i wielokrotnie do niego wracać, aby się zatrzymać – jak przy dziele sztuki.

Spokojnie, to nie w Polsce. Lorenzo Quinn, Siła natury (2), Katar
Cudowne lata dwudziestolecia – tego międzywojennego – częstowały nas odważnymi eksperymentami z formą. Później nastąpił przekład myśli abstrakcyjnych na materiał plastyczny i nieskończone możliwości w kreowaniu przestrzeni wokół nas. A aktualnie, no cóż – sztuka rzeźbiarska odeszła do lamusa. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że realizacje na postumentach nie powstają. W przestrzeni większej lub mniejszej miejscowości lokalna prasa często odnotowuje incydent odsłonięcia rzeźby. Powiem więcej, tych okazji w ostatnich latach było tyle, że już możemy doszukać się pewnych tendencji, dających się pogrupować. To co? Zaczynamy.

To już w Polsce, ale projekt sprzed prawie 100 lat. Edward Wittig, Pomnik Lotnika, Warszawa
Opcja 1. Motyw przedstawienia czyli: to się podoba. Po co kombinować?
Sprawdzone pomysły, podpatrzone w innym mieście czy państwie to sposób na szybkie rozstrzygnięcie konkursu na rzeźbę miejską. Włodarze przy jego rozpisywaniu wiedzą czego chcą, zatem tylko niuanse decydują o wyborze projektu, bo wybór i tak będzie bezpieczny.
I oto (najczęściej) w ciągu ulic pojawia nam się „ławeczka”, tj. postać siedząca, przy której zawsze znajdzie się miejsce dla nas. Jeżeli się nie mylę, to w Łodzi często dochodzi do takich interakcji np. przy (w?) pomniku Juliana Tuwima, a dla chcących bardziej wczuć się w rolę bohatera rzeźbiarskiej opowieści mamy jeszcze Fortepian Artura Rubinsteina, Kufer Władysława Reymonta lub możemy zasiąść przy stole w towarzystwie łódzkich fabrykantów. Szaleństwo rzeźbiarskich siedzisk nie zatrzymało się jednak 20 lat temu w Łodzi, do rodziny “ławkowiczów” dołóżmy pomnik Henryka Raabego w Lublinie z 2012 roku i Mariana Pelczarza w Gdańsku z 2018 roku, a także wszystkie ławeczki Jana Karskiego.

Spocznij mój podróżniku. Władysław Reymont, Łódź; źr. https://tinyurl.com/y2umcz2f
Do opcji sprawdzonych pomysłów na uatrakcyjnienie przestrzeni miejskiej zaliczyłbym również podejście do pomnika upamiętniającego postacie o mniejszej estymie. Tutaj inicjatorzy często kuszą się o większą oryginalność. Królują więc przedstawienia lokalnych legend – Flisak nad Brdą w Bydgoszczy, latająca na miotle czarownica Katarzyna Włodyczkowa w Czeladzi. Czaderskie pomysły uzupełnia Bolek i Lolek w Bielsku-Bialej i Urwis z procą w Rzeszowie. Rzeźba pojedynku Bohuna z Wołodyjowskim – proszę bardzo, to w Starych Babicach. Same wspaniałe okazje do zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia z wakacji.

„Oho, już dusza szuka sobie drogi!” Walka Bohuna z Wołodyjowskim, Stare Babice; źr. Gazeta Babicka
Opcja 2. Forma przedstawienia, czyli: co plastyka ma na myśli
Rzeźby z kolejnej kategorii mniej szarżują wymyślnymi motywami, a stawiają na piękno postaci ludzkiej – w pełnym ujęciu lub w popiersiu. Jednakże, jeżeli już upamiętniać obywatela bez atrybutu (to dotyczy dzieł iście realistycznych), to wypadałoby stworzyć pracę, która sprawiałaby wrażenie wyjątkowej. W tych warunkach dochodzi do głosu zamysł artystyczny, modus i stylizacja. Pewne zabiegi stylistyczne otrzymał odsłonięty w 2014 roku pomnik Marii Skłodowskiej-Curie. Postawiono w nim na realistyczne ujęcie głowy, natomiast od linii szyi jej suknia i ręce potraktowano impresjonistycznym pomysłem na non finito. Brak opracowania dolnych partii rzeźby, tworzy delikatnie abstrakcjonizujący monolit, za którym można schować się przed wiatrem.

Trwała Maria Skłodowska-Curie, Warszawa; źr. https://tinyurl.com/y2qll5py
Nad plastycznym potraktowaniem formy główkowali się również wrocławianie w 2007 roku, kiedy ujawnił się im Bolesław Chrobry na dość niskim koniu. Miękkie, niepewnie zastosowane kształty budzą wśród gapiów skojarzenia z plasteliną. Inspiracją nie był jednak “Plastusiowy pamiętnik”. Ponoć forma taka była zabiegiem celowym – miała imitować(!) wielowiekowe trwanie rzeźby w tym miejscu i jej spatynowanie.

Bolesław Chrobry, Wrocław
Opcja 3. Postępowy monumentalizm czyli: energia miasta
Co większym miastom przestają wystarczać brązowe pomniki, na które nikt w miejskim zgiełku nie zwraca uwagi, a służą tylko odbębnieniu obchodów wszelakich rocznic. Powstał więc oryginalny pomysł na rzeźbę wizytówkę, monumentalny twór do utożsamiania z metropolią. Dzieło pokazujące postępowość lokalnej ludności.
Takiej idei przyświecało powstanie łódzkiego Jednorożca, który w dynamicznej pogoni zgubił resztę tułowia czy wielobarwnej Frygi odsłoniętej w 2015 roku w Szczecinie. Mnogość pozytywnie narastających (do życia w betonowej dżungli) barw zastosował również maestro Mendini w rzeźbie Arlekina stojącej od 2018 roku we Wrocławiu. Wszyscy twórcy postawili tutaj na tę oryginalną i wyłącznie daną, tylko temu jednemu miastu energię.

Superszybki jednorożec, Łódź; źr. https://tinyurl.com/y6bh9tgd
Spośród tylu opcji i rzeźb do wyboru nie mogę się zdecydować na tę, która byłaby ikoną, dziełem potrzebnym. I tak przypomniałem sobie o megalitycznym Chrystusie ze Świebodzina, ale mimo tego całego rozgłosu – czy ktoś o nim jeszcze pamięta? Może rzeźba w tradycyjnej formie jest już tylko romantycznym duchem i wymaga zastępowania instalacją przestrzenną w typie architektonicznym, jak wielkie czarne schody donikąd czy srebrzysta nawa od designera?
Moje oczekiwana względem rzeźby plenerowej to integracja i dialog utworu z miejscem oraz jego bywalcami. Aranżacja przestrzeni, przy której przyjemnie spędza się czas, a więc takiej, która podświadomie spełnia swoją powinność estetyczną. Realizacja, która nacieszy oczy i nakarmi swoimi znaczeniami. Dzieła sztuki, które będzie jej animatorem w przestrzeni publicznej, a nie obiektem do omijania.
il. góra: „Leżąca w słońcu”, rzeźba prof. Anny Rodzińskiej, fot. Urząd Miasta Poznania
Adam Radtke