szukaj w portalu Rynek i Sztuka MENU
Galeria Stalowa „Fragments of Reality” Bożenna Biskupska

Jak oglądać obrazy abstrakcyjne? Mark Rothko

25.09.2019

Magazyn, Poradnik

86,9 milionów dolarów. Tyle w 2012 roku na aukcji w Christies zapłacono za obraz “Pomarańczowe, czerwone, żółte” Marka Rothko. Pobito wtedy rekord aukcyjny – nigdy wcześniej nikt na świecie nie kupił droższego obrazu. Inne sprzedano za 81, 66 czy 50 milionów dolarów. Jak to się stało?

Dlaczego obrazy składające się z kilku, najczęściej trzech lub czterech plam barwnych osiągają takie ceny? Sława? Nazwisko? Biografia, w której pojawiają się: ucieczka do USA, antysemityzm, długa droga ku karierze, a finalnie – samobójstwo? A może tajemnicę skrywają tylko i wyłącznie jego obrazy – hipnotyzujące, barwne, ekspresyjne płótna? Z okazji 116 urodzin malarza próbujemy znaleźć odpowiedź na to nurtujące pytanie.

Mark Rothko, „Orange, Red, Yellow”, 1961, sprzedany za 86 mln

Fotografia z 1952 roku przedstawia malarza w pozycji nieruchomej, jedynie kilkanaście centymetrów przed namalowanym przez siebie dziełem. Dziełem sporym, bo przynajmniej dwa razy od niego większym. Mark Rothko stoi, trzyma papierosa w dłoni i po prostu na nie patrzy.

Key Bell Reynall, Mark Rothko przed No. 25, 1951, ok. 1952 r. (fragment), źr. Łukasz Kiepuszewski, „Artysta jako widz. Studium dwóch przypadków”

Z bliska – tak miały być oglądane jego obrazy. 18 cali, czyli 45 centymetrów to maksymalna odległość, na jaką widz powinien się od takowego oddalić. Interesujące, ponieważ płótna Marka Rothko mają zwykle pokaźne wymiary, takie jak 236.2 x 206.4 cm (““Pomarańczowe, czerwone, żółte”) czy 239.4 x 175.9 cm (“No.10”). Z jakiego powodu mielibyśmy nie chcieć zobaczyć ich w całości, obejrzeć pełnego zarysu kompozycji barw, które malarz z taką pieczołowitością i namysłem zestawiał ze sobą?

Żeby zrozumieć odpowiedź na to pytanie, najpierw musimy przypomnieć sobie, co w ogóle leży u podstaw malarstwa abstrakcyjnego. Dlaczego odrzucono formy przedstawiające i całe bogactwo, jakie dają nam kształty, rozpoznawalne sylwetki kobiet, mężczyzn, kwiatów, zwierząt czy krajobrazów? Całą obfitość kontekstów kulturowych, społecznych, politycznych? Stało się tak, ponieważ część artystów uznała, że figuratywność wcale nie jest nam potrzebna, bo sama barwa i forma może u oglądającego wywoływać emocje – od prostej, niewinnej przyjemności wizualnej aż po potężne doznania – ekstazę, przerażenie, katharsis. Sam fakt zestawienia żółci z oranżem czy czerni z granatem potrafi otworzyć drzwi ku naszym przeżyciom, wspomnieniom, nadziejom czy lękom. I w każdym z nas będzie to coś innego – bo abstrakcja sama odpowiedzi nie daje, ona jedynie zadaje pytania.

Mark Rothko, „No. 3/No. 13”, 1949

To dlatego często mówi się o osobach, które przed dziełami Marka Rothko wybuchają płaczem. Jego obrazy wychodzą bowiem poza obszar płótna, rozgrywają się przede wszystkim głęboko w nas. Nie wolno nam się od nich oddalić, nie, jeżeli chcemy doświadczyć tego, co proponuje nam artysta. Dzieło, mimo że twórca namalował je raz, tworzy się po tysiąckroć, w świadomości każdego, kto go ogląda. Powinno zajmować całą przestrzeń naszego widzenia, rozciągać się po horyzont. Być bezkresne, nieskończone.

45 cm to także odległość, z jakiej sam malarz obserwował płótno, kiedy je zamalowywał – długość zgiętej w łokciu ręki. Bardzo ważne dla Marka Rothko było to, że możemy obserwować mechanikę ruchu jego dłoni, zmieniającą się dynamikę kładzenia plamy. Mamy szansę odkryć fizyczną wręcz obecność pędzla – wtedy materia farby staje się niemal żywa.

Mark Rothko, „No. 10”, 1958, sprzedany za 81 mln dolarów

Trudno się zatem dziwić, że Mark Rothko irytował się, kiedy sztuce nadawano wymiar konsumpcyjny, przemysłowy. Nie znosił pop-artu, zerwał nawet współpracę z kolekcjonerem i galerzystą Sidneyem Janisem, gdy ten zorganizował wystawę w tym modnym, nowym ówcześnie nurcie. Wpadł też we wściekłość, kiedy dzieła, które namalował dla hotelu Four Seasons, zawisły tam tylko jako elementy dekoracji, dopełnienie przestrzeni, co gorsza – przestrzeni restauracji. Anulował kontrakt i zabrał stamtąd wszystkie swoje płótna. 

Mark Rothko, „White center”, 1950, sprzedany za 75 mln dolarów

Mark Rothko łącząc ze sobą barwy, misternie konstruował doznania. Ci nieliczni zatem, którzy są w stanie pozwolić sobie na nabycie jego dzieła, kupują nie efektowny, spektakularny element wystroju, a raczej mistyczne przeżycie, którego mogą doświadczać za każdym razem obcując z dziełem.

Wystawa obrazów Marka Rothko w Wiedniu skończyła się niedawno – 30 czerwca. Większości z nas tym razem zapewne nie udało się zobaczyć ich osobiście, czyli tak naprawdę – zobaczyć w ogóle. Skazani jesteśmy na namiastkę – złożone z pikseli fotografie lub drukowane reprodukcje o wymiarach nieprzekraczających kilkudziesięciu centymetrów. Cóż, być może Rothko zawita jeszcze kiedyś do Warszawy lub w inne nieodległe od nas okolice. Być może następnym razem się uda.

Jeżeli chcecie bliżej przyjrzeć się biografii artysty zapraszamy do naszego artykułu „Mark Rothko na rynku dzieł sztuki”

il. góra: źr. Brittanica

Magdalena Nawrocka

Rynek i Sztuka - logotyp

szukaj wpisów które mogą Cię jeszcze zainteresować:

to cię powinno jeszcze zainteresować:

24.06.2013 / Magazyn

7 komentarzy do “Jak oglądać obrazy abstrakcyjne? Mark Rothko”

  1. Przemysław Zawadzki

    Słabiutki tekst. Nie zbliża się nawet na 45 cm do istoty malarstwa abstrakcyjnego.

    1. Marek

      Wręcz przeciwnie, tekst jest skromny, trafiony w punkt. Artykuł, a raczej blur, nie dotyczy malarstwa abstrakcyjnego, lecz malarstwa Rothki.

  2. Marat Dakunin

    Dyletantowi się tekst podobał.

    1. Marat Dakunin

      Można gdybać na ile np. Kandinsky się zbliżył w „Duchowości w sztuce”. Wg mnie zbliżył się ale czytelnika oddalił lekko.

  3. Marysia

    Ogladać je tak, aby sprawiało nam to radość. Sama oglądam dużo malarstwa, w tym polskiego w mojej ukochanej galerii V.A. w Wysogostowie i to tam nabrałam największej wprawy w tym, aby cieszyć się tym, na co patrzę w galerii. Dużo by o tym gadać, lepiej się po prostu wybrać i zobaczyć.

  4. Anna

    we Wloszech ukazała sie książka
    Gregorio Botta Pollock il gesto e il respiro Rothko”

  5. Lisa

    Sorry not sorry, ale do mnie te jego „dzieła” jakoś nie chcą przemówić. Nie jestem fanką abstrakcji, ale są prace z tego nurtu, które faktycznie potrafią wzbudzić we mnie skrajne emocje. Obrazy Rothki się do nich nie zaliczają. Nie lubię go jako człowieka ani jako artysty. Zadufany w sobie buc, który brak talentu nadrabia wybujałym ego.

Skomentuj Anna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Magazyn

Kursy online

Odwiedź sklep Rynku i Sztuki

Zobacz nasze kursy Zobacz konsultacje dla artystów

Zapisz się do naszego newslettera

Zapisując się na newsletter zgadzasz się z regulaminem portalu rynekisztuka.pl Administratorem danych osobowych jest Media&Work Agencja Komunikacji Medialnej (ul. Buforowa 4e, p. 1, p-2-5, 52-131 Wrocław). Podanie danych jest dobrowolne. Zgoda na otrzymywanie informacji handlowych może zostać wycofana w każdym czasie. Więcej informacji na temat danych osobowych znajduje się w Polityce prywatności.