Kiedy dwa lata temu Sebastian Krok wygrał Grand Prix 43 Biennale Bielska Jesień w środowisku artystycznym zawrzało. Jego najnowsza wystawa „Mentalne Pearl Harbour” to ostra jazda po bandzie percepcji widza. Kim tak naprawdę jest artysta, który twierdzi, że każdy pozytywny bohater kultury masowej ma w sobie coś… z Jezusa Chrystusa. Z Sebastianem Krokiem rozmawiała Renata Kluza – właścicielka Galerii Konkluzja.
Renata Kluza: Pierwsze wrażenie eksplozja koloru, błysk neonu. W samym centrum wystawy umieszczasz mieniący się wszystkimi kolorami nieba i tęczy samochód marki BMW. Od razu nasuwa się skojarzeniu z rzeźbą „ Koń ” czeskiego artysty Davida Černego, która jest bezpośrednią parodią najsłynniejszego praskiego pomnika Josefa Václava Myslbeka. Obie przedstawiają św. Wacława na koniu. Mariusz Szczygieł w swojej książce pt. „Zrób sobie raj” dzieło Černego opisuje następująco: „Symbolowi narodowemu zdechł koń. Święty siedzi okrakiem na jego brzuchu. Poza tym wszystko jest identyczne jak na właściwym pomniku. Trup konia, zawieszony za nogi u sufitu ma wywalony jęzor. Ale – jak podkreślano na inauguracji – jedzie się dalej.” Jaką rolę odgrywa kolor, a jaką neon w Twoich pracach?
Sebastian Krok: Przyjmując, że jednym ze współczesnych polskich „symboli” narodowych jest samochód marki BMW, można znaleźć pewną analogię w mojej pracy „UFO” i pracy Davida Černego „Koń”. On odniósł się do absurdu, który jest bliski Czechom, rodakom Szwejka. Stworzony przez Jaroslava Haška „Dobry wojak Szwejk” wyłuskuje absurdy rzeczywistości, by za pomocą sprytu przekuć je na swoją korzyść. Polacy nie są narodem aż tak zdystansowanym do samych siebie. Polacy są krajem Kmicica narwanego zagończyka, przedkładającego działanie nad myślenie. Są nabuzowani. I do tego chciałem nawiązać tworząc pojazd „UFO”, podświetlony ledami, wygląda jakby dopiero co wylądował i objawił się jako stan umysłu współczesnej Polski. Krzyczące ferie barw, atakuje swoim stanem świadomości, rozedrganym, gotowym by się ścigać. Jak Kmicic na dzikich polach, tak Polak z gorącą głową goni po miejskich ulicach, po autostradach. By oddać ten stan ducha, często wzmacniany psychodelikami i stymulantami, użyłem mocnych i wyrazistych kolorów. Zestawiłem je w w ten sposób by stworzyć świat, który jest hiperbolą świata, który nas otacza, stworzyłem jego turbo wersję.
R.K: Oglądając po raz pierwszy Twoje prace nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że są to obrazy – artefakty, wchodzące w dialog z kulturą masową. Pamiętam dokładnie jedną z trzech wyróżnionych prac Gran Prix 43 Biennale Bielskiej Jesieni – „Welcome”, przedstawiającą uchodźców wyskakujących z pontonów u brzegów Europy, która od razu skojarzyła mi się z oglądaną w tym samym czasie w Narodowej Galerii w Pradze wystawą Ai Weiweia „Law of the Journey”. Do czego tym razem zaprasza nas praca „You are wellcome”, zaprezentowana na wystawie „Mentalne Pearl Harbour” w Galerii Bielskiej BWA, którą kurator wystawy Stach Szabłowski określił mianem „Jezusa Najwyższego na Świecie”?
S.K: Jezus nigdy nie był dogmatyczny. Przyjmował wszystkich. Nie wykluczał, dlatego maska, której użyłem do stworzenia „You are welcome” pochodzi z Mercedesa „Okulara” niegdyś synonimu luksusu, obecnie samochodu dostępnego niemal dla każdego przeciętnego chłopaka z bloku. Pasy, na których umieściłem postać Jezusa, są niczym ze sportowych samochodów, bo Jezus jest jak bohater z filmów akcji jeżdżący takimi samochodami, nie da się go zniszczyć, zawsze podnosi się by wygrać. Do tego jest mądry jak mistrz Yoda z Gwiezdnych Wojen. Każdy pozytywny bohater kultury masowej ma w sobie coś z Jezusa Chrystusa. Stworzył on pierwszy przekaz formy otwartej, stając się jednocześnie tym przekazem, w którym każdy jest w stanie odnaleźć coś dla siebie i jest przyjmowany niezależnie od statusu intelektualnego, czy majątkowego. Pomalowane przeze mnie maski również niosą przekaz formy otwartej, stając się pracami wychodzącymi poza mury galerii czy muzeum, gdyż odnoszą się do świata ulicy, społeczeństwa i polskiej rzeczywistości, której częścią jest Najwyższy Jezus na Świecie. Co stawia, przed Polakami naprawdę bardzo wysoką poprzeczkę.
R.K: Czym jest więc polskość dla Sebastiana Kroka?
S.K: Polskość jest wypadkową wielu narracji często się znoszących ale współistniejących i nakładających się na siebie. Obecnie dochodzi do sytuacji, gdy mit Star Trek’a nakłada się na mit Żołnierzy Wyklętych. A postacie wirtualne, czy fikcyjne działają na równych prawach z religią czy mitami narodowymi. Polskość to te niemożliwe do współistnienia światy, których tworzy się coraz więcej. Myślę, że to dobrze, bo dochodzi do fermentu tożsamościowego, intelektualnego, coś się dzieje, buzuje, tworzy. A każda siła, która coś buduje jest wartością dodaną. I myślę, że polskość można traktować jako wartość dodaną. A przynajmniej chcę w to wierzyć. Pomimo agresji, która czasami tej polskości towarzyszy.
R.K: No właśnie. Na jednej ze swoich prac – „Funky Partizana” – zestawiłeś dwa sztandarowe przedstawienia: znany z serialu Star Trek statek kosmiczny Enterprise oraz popularne przedstawienie Żołnierzy Wyklętych. Co jest wspólnym mianownikiem dla tych dwóch odległych światów?
S.K: Oba światy są światami mitów. Statek kosmiczny Enterprise stworzony na potrzeby serialu fantastycznonaukowego stał się częścią kultury masowej. To samo dzieje się obecnie z mitem Żołnierzy Wyklętych, są oni eksploatowani bardzo mocno w serialach, filmach, pojawiają się na koszulkach, muralach, stając się częścią mitu narodowego wchodzą do polskiej kultury masowej. Zlewają się w świadomości w jedną masę.
R.KR: Nawiązujesz do koncepcji teorii formy otwartej, której twórcą był Oskar Hansen. W jej myśl dzieło sztuki powinno być gotowe, aby odnaleźć się w nowych okolicznościach, w nowym czasie, w nowej relacji ze zmienną rzeczywistością, tak, aby odbiorca sam mógł dokonać indywidualnej interpretacji.
S.K: Nie chcę by moje prace odwzorowywały rzeczywistość, a wchodziły z nią w relacje. Stawiam pytania, nie dając odpowiedzi. Chcę, by odbiorca sam wyciągnął refleksję. Konkluzją formy otwartej są też materiały, na których maluje. Używane pościele, czy maski samochodowe budują kontekst – odnoszą się do: ciała i społeczeństwa, człowieka i świata przez niego stworzonego.
R.K: 3 listopada miała premiera limitowanej kolekcji „MARKERAD” – Virgil Abloh x IKEA. Twórca definiuje ją jako „dodawanie kreatywnego akcentu do anonimowych przedmiotów.” W dobie art brandingu – jak myślisz – czy i jeśli tak, to gdzie leży granica otwartego dzieła sztuki?
S.K: Każdy chce mieć coś, co będzie się wyróżniało w jego otoczeniu, nada przestrzeni znamiona indywidualności, a kontakt z dziełem sztuki daje taką możliwość. Obcując z nim – wzbogaca odbiorcę, a i przestrzeń zaczyna nabierać nowych znaczeń. Nie do końca rozumiem logikę kupowania rzeczy sygnowanych z Ikei, czy innego supermarketu. To tak jak kupowanie butów sygnowanych przez Micheala Jordana w nadziei, iż będziemy dzięki nim skakać wysoko i rzucać do kosza jak Micheal Jordan. Sygnowanie mebli, czy butów to tylko zabieg marketingowy, żerujące na potrzebie indywidualności, którą mają dać nam „markowe” produkty. Jednak obcowanie ze sztuką wychodzi poza to pojmowanie, jest nie tylko czymś innym, ale jest też czymś więcej.
R.K: Jak postrzegasz rolę artysty we współczesnym świecie?
S.K: Ja jako artysta jestem zanurzony w rzeczywistości, w której żyje. Ważne jest dla mnie, by świat, który mnie otacza rezonował ze mną i w mojej twórczości. Dodatkowo jest to dla mnie ważne gdyż, bez społeczeństwa – ja jako jednostka – czuje, że tracę swoje człowieczeństwo. Dlatego istotne jest dla mnie, by jako artysta włączać się w otaczającą nas rzeczywistość, czerpać z niej i pokazać mój punkt widzenia, ale oczywiście nie chcę wypowiadać się za wszystkich.
R.K: Twoją twórczość docenili jurorzy 43 edycji Biennale Bielska Jesień przyznając Ci Gran Prix, wcześniej zostałeś laureatem Pierwszego Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Pięknych i Designu FISAD w Turynie. Co na codzień zmieniły w Twoim życiu te nagrody?
S.K: Te dwa wyróżnienia bardzo mnie ucieszyły, bo potwierdziły moje przeczucia, którymi kierowałem się w swojej twórczości. Dały też przekonanie że warto wciąż podejmować dialog z tradycyjnym rozumieniem malarstwa. Patrząc w nowy sposób nie tylko na jego formę, ale też na jego istotę. To przekonanie o słuszności własnej intuicji jest dla malarza bardzo ważne.