
Dziś o Leonie Wyczółkowskim możemy bez obiekcji powiedzieć, że jestem jednym z najważniejszych twórców epoki młodopolskiej. Był postrzegany jako twórca wszechstronny zarówno w sposobach podejmowania tematu jak i doboru technik. Widzimy w nim malarza – wybitnego reprezentanta nurtu realizmu – oraz grafika, zwanego „Rembrandtem litografii”.
Wiemy wiele o drodze jego artystycznego wykształcenia, od warszawskiej Szkoły Rysunkowej, przez Akademię Sztuk Pięknych w Monachium po Szkołę Sztuk Pięknych w Krakowie. Związany był z Lwowem, Warszawą, Ukrainą, Poznaniem oraz Bydgoszczą; w miejscach tych pozostawił po sobie ślad działalności artystycznej, akademickiej lub kolekcjonerskiej. Wyczółkowski ulegał kolejno wpływom realizmu, impresjonizmu, modernizmu, symbolizmu, postmodernistycznego realizmu, by po latach zająć się prawie wyłącznie grafiką. U schyłku swego życia miał powiedzieć, że sztuka jest najwyższą religią. Przyglądając się bliżej sztuce tego twórcy wydaje się, że wierzył w wielu bogów.
Leon Wyczółkowski, by stać się artystą totalnym, „artystą ekskluzywnym” jak określiła go Danuta Muszanka, przeprawiał się przez całe swoje życie przez przeróżne drogi artystycznej inspiracji, także tej płynącej z zewnątrz. Owe podszepty w twórczości Wyczóła odpowiadały wielu współczesnym artyście nurtom, dzięki którym stawał się on wizualnie ambitnym i ciekawym profesjonalistą, ale także nie tracącym nic ze swej indywidualności adeptem. I tak drogę artystycznych poszukiwań rozpoczęły obrazy o tematyce romantycznej, buduarowo-salonowej, będącej dla Wyczółkowskiego przede wszystkim źródłem utrzymania; później pojawiło się malarstwo plenerowe, w którym ukraińskie Podole i Tatry stały się niewyczerpanym źródłem inspiracji, następnie graniczący z akademizmem i archeologią historyzm, motywy japonizujące, impresjonistyczne, czy wreszcie swobodnie kształtowane portrety przyjaciół malarza.
Pierwszą inspiracją artystyczną Leona Wyczółkowskiego stało się malarstwo Wojciecha Gersona. Gdzie i kiedy nieokrzepły jeszcze artysta nasiąkał tym rodzajem sztuki? Od 1869 roku w warszawskiej Klasie Rysunkowej Szkoły Rysunku i Malarstwa prowadzonej pod kierunkiem Wojciecha Gersona, pedantycznego realisty, Aleksandra Kamińskiego, patrioty i portrecisty oraz Rafała Hadziewicza, zapatrzonego w sztukę Rafaela. Malowane wówczas przez Wyczóła obrazy nie miały szans nie przypominać swoją stylistyką prac jego nauczycieli, definiujących się w głównej mierze przez historyzm. Tym nie mniej mistrzowie ci, sami wyrośli na akademickim kształceniu, zdołali przekazać swojemu uczniowi wartość i rolę rysunku w komponowaniu dzieł. Inny, równie wybitny jak Wyczółkowski uczeń Gersona, Józef Chełmoński tak wspominał wspólnego mistrza: „Przy wykładach swoich zaszczepiał Gerson wzniosłe wyobrażenia o powołaniu artysty, który, według jego pojęcia, powinien być jakby kapłanem i apostołem swoich idei w sztuce, ma dla niej być gotowym do wszelkich ofiar. Nietrudno zrozumieć, że takie wyobrażenie o sztuce, o zadaniu artysty budziły w uczniach jego najgłębsze uszanowanie do tego świętego powołania, którego zadanie polegać miało na tworzeniu dzieł ściśle podobnych do wewnętrznych zachwytów, będących jakby uzmysłowieniem duszy zaczynającej żyć w obrazie. Jakże długa wydawała się nam ta drabina, po której szczeblach do nieba idziemy! Niebem tym były jakieś wyżyny doskonałości w naszej sztuce, wyżyny wiecznie niedościgłe” (A. Ligocki, Józef Chełmoński. Album, Warszawa 1983). Sam młody Wyczółkowski wspominał, że: „[Gerson] kazał nam malować wszystko, wszystko bez wyjątku: ziemie, kamienie, niebo, trawy, drzewa, wszelkie zwierzęta, nawet drobne, jak żaby, owady. Zalecał, aby nie opuszczać żadnej sposobności nastręczającej się do studiowania z natury, tak w stanie spokoju, jak i w stanie ruchu; kazał notować liniami chmury poszarpane przez wiatr podczas nadciągającej burzy, falowanie zbóż, ubrania poruszane ruchem nóg ludzi biegnących” (A. Bernat, Leon Wyczółkowski (1852 – 1936), Warszawa 2006).
W Monachium, gdzie w latach 1875-1877 Wyczółkowski kontynuował naukę artystyczną w Akademie der Bildenden Kunste, również pozostawał pod wpływem malarstwa historycznego. Niebagatelny wpływ na kształt tego środowiska miała tradycja monachijskiego kształcenia malarzy. Założycielom tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych przyświecało bowiem przekonanie, że sztuka może i powinna podnosić poziom wiedzy, kształtować moralność i narodową świadomość. Czas, w którym Wyczółkowski przybył na studia do Bawarii pełen był jeszcze ducha historyzmu w wydaniu malarza Karla Piloty’ego. Do uczelnianych kolegów Wyczóła w tym czasie należeli także m.in., Julian Fałat, Tadeusz Ajdukiewicz, Franciszek Żmurko, Wojciech Kossak i Maurycy Gotlieb, którzy podobnie jak on wybrali do nauki pracownię Alexandra Wagnera. Zgodnie z akademickim kanonem Wyczółkowski doskonalił się w technologii materiałów malarskich, malowaniu z natury oraz rysunku opartego na pracy z żywym modelem. Jednakże styl, w jaki polscy koledzy-artyści uprawiali malarstwo nie pobudzało Wyczółkowskiego. Motywy nastrojowego pejzażu, kozackie patrole czy wiejskie orszaki nigdy później nie znalazły się na jego płótnach. Nie chcąc wpasować się w monachijską tendencję artystyczną, nie zagościwszy na tamtejszym rynku sztuki, artysta wyjechał pospiesznie do Krakowa. Można stwierdzić, że gdyby Wyczółkowski trafił do Monachium wcześniej, gdy jasnymi gwiazdami byli tam bracia Gierymscy oraz eksperymentujący Józef Brandt, historia jego kariery malarskiej mogłaby potoczyć się inaczej i choć młody artysta bardzo szybko uciekł z Monachium, z tego okresu można odnotować wybitne dzieło, jakim było portretowe studium Włoszki wykonane w 1876 roku. W obrazie tym udało się twórcy zawrzeć elementy, które najchętniej przyswajał podczas zagranicznych studiów – korelację pomiędzy światłem i kolorem. Dlaczego zatem młody artysta, który tak wcześnie zdradzał swoją słabość do impresjonizmu powrócił do Krakowa i wstąpił do pracowni Jana Matejki?
Wyczół trafił do „majsterszuli” Jana Matejki, który skutecznie ugruntował fascynację Wyczółkowskiego malarstwem historycznym. Przypominając sobie całokształt twórczości malarza trudno uwierzyć w to, że nurt historiozofii tak silnie na niego oddziaływał. Dowodem tego zamiłowania było stworzenie przez niego w pierwszych latach XX wieku niezwykłego cyklu, będącego ostatnim hołdem wobec Matejki i malarstwa historycznego. Był to „Skarbiec Wawelski”, cykl obrazów wykonanych pastelami, przedstawiający zabytki skarbca katedry wawelskiej. Seria ta powstała z powodu zainteresowania artysty restauracją Wawelu, prowadzoną wówczas przez Zygmunta Hendla i dziś uchodzi nie tylko za wybitną spuściznę artystyczną, ale także solidny wkład w ilustrowaną inwentaryzacją wawelskich zabytków. Zainteresowanie Leona Wyczółkowskiego Wawelem nie było przypadkowe. Ze względu na to, że Polska znajdowała się wciąż pod zaborami, Polacy pragnęli przywrócenia miejscom szczególnie związanym z ich państwowością godnego znaczenia. Na Wawelu stacjonowało austriackie wojsko, lecz w latach 80. XIX wieku rozpoczął się proces przywracania wawelskiemu wzgórzu jego dawnej funkcji, zapoczątkowany odnowieniem katedry. Choć zamek miał być przeznaczony na rezydencję cesarską, rozpoczęto proces zwracania Wawelu Polakom, który trwał od 1904 do 1911. Leon Wyczółkowski wpisał się w koncepcję budowania narodowej tożsamości, idąc tym samym śladem dawnego mistrza; śladem dawnego mistrza Wyczółkowski wybrał metodykę pracy, polegającą na pracy ze źródłami historycznymi. W 1882 roku inwentaryzacja „Pamiątki narodowe” autorstwa księdza Ignacego, ilustrowana przez Ludwika Łepkowskiego posłużyła malarzowi jako obiektywne źródło do przeanalizowania stanu najcenniejszych zabytków skarbca wawelskiego, To, co czyni z cyklu Wyczóła wybitną realizację to nie tylko fakt przedstawienia materialnego dziedzictwa historycznego, ale również obudowanie go wysmakowanym walorem plastycznym.
Leon Wyczółkowski to także symbolizm. Przeniknął on na jego płótna z uwagi na ścisłe kontakty towarzyskie z Jackiem Malczewskim oraz Witoldem Pruszkowskim; grono symbolistów mocno stymulowało wyobraźnię artysty. Nie bez znaczenia pozostaje fakt fascynacji malarstwem Arnolda Böcklina, szwajcarskiego prekursora symbolizmu. Zachwyt nad symbolistyczną ikonografią Wyczół łączył także z polską poezją romantyczną Juliusza Słowackiego, Zygmunta Krasińskiego oraz Antoniego Malczewskiego. Korespondując pomiędzy obrazem a słowem, Wyczółkowski stworzył intrygujące dzieło „Alina”, które trawestowało jednocześnie motyw z „Balladyny”, a także sięgało do tradycji prerafaelickiej Ofelii Johna Everetta Millais`a. Owe podszepty symbolizmu nie orbitowały jedynie wokół pewnej fikcji wyobraźni – ogromne znaczenie odegrał także symbolizm religijny, będący pokłosiem głębokiej przyjaźni z Adamem Chmielowskim. To on otworzył Wyczółkowskiego na konwencję religijną. Z tego czasu pochodzą dwie osobliwe prace, które udowadniają silny związek artystyczny pomiędzy Wyczółem a Adamem Chmielowskim: „Głowa Chrystusa” z lat 1882-1883 i „Krucyfiks wawelski” z 1896 roku. Obie realizacje obrazują głębokie misterium miłości, które Wyczółkowski bez wątpienia zaczerpnął z mistycznego malarstwa Chmielowskiego, późniejszego Brata Alberta.
Ta recepcja osiągnięć modernizmu nie przeszkadzała artyście w prowadzeniu twórczości również pod kątem komercyjnym, gdy malował portrety kobiece oraz odtwarzał sceny rodzajowe z życia salonów, burżuazji. Wiele w nich było ze sztuki belgijskiego artysty Alfreda Stevensa, akademika, malarza salonowego oraz Augusta Renoir’a. Wyczółkowski na tle bogatych mieszczańskich wnętrz przedstawiał postaci noszące wytworne stroje, uczestniczące w typowych dla wyższych sfer rozgrywkach – podczas gry na fortepianie, śpiewie lub kontemplowaniu dzieł sztuki. Doskonale wyczuwał profil obyczajowy i estetyczny ówczesnej socjety, wprowadzając do tychże kompozycji jasne, subtelnie zestawiane barwy okraszone dynamicznymi rozwiązaniami kompozycyjnymi.

Leon Wyczółkowski, Portret kobiety z różą, 1885, Muzeum Okręgowe w Bydgoszczy im. Leona Wyczółkowskiego
Malarstwo Wyczółkowskiego jest sumą oddziaływań towarzyskich i płynności europejskich trendów artystycznych. Około 1898 roku pod wpływem Juliana Fałata i Feliksa Jasieńskiego, a także w zetknięciu z szalejącą w Europie modą na sztukę japońską, malarz rozpoczął okres poszukiwań oraz twórczych eksperymentów. Artysta przebywający w Paryżu u schyłku XIX wieku miał wiele sposobności, by zetknąć się ze sztuką japońską, która królowała na salonach i w prywatnych kolekcjach. Była ona wówczas dostępna powszechnie również dla plastyków, bowiem wydawano w Europie wiele wzorników, albumów z reprodukcjami, na których można było poznać niezwykłą sztukę Katsushiki Hokusaia i Utagawy Hiroshiegego. Wyczółkowski pierwszych spotkań ze sztuką Dalekiego Wschodu doświadczył podczas kilku pobytów w Paryżu na kolejnych Wystawach Światowych w latach 1878, 1889 i 1900; wtedy też rozpoczął kolekcjonowanie obiektów dalekowschodnich: ceramiki, brązów, kimon, tkanin, drzeworytów, jedwabi, papieru. „Tym, co zachwycało europejskich twórców w sztuce japońskiej, był nowy sposób postrzegania i ujmowania rzeczywistości i odbicie tego w komponowaniu jej obrazów. Wyrażało się to – z jednej strony – poprzez oszczędność środków wyrazu, umiejętność syntetyzowania i upraszczania form, stosowanie płaskich plam i giętkich dekoracyjnych linii, a więc poprzez wyrafinowaną prostotę i naturalność. Z drugiej strony – służyło temu budowanie harmonii poprzez układy asymetryczne i kadrowanie obrazów w taki sposób, aby uzyskać wycinek większej całości. Uzyskiwano to między innymi przez umieszczanie jakiegoś szczegółu na pierwszym planie lub obcięcie przedmiotu, w wyniku czego powstawał tak zwany ciasny kadr. Nowatorska była organizacja przestrzeni w obrazie, na przykład stosowanie różnych punktów obserwacji oraz wydobycie malarskiej roli pustej przestrzeni. Odkrywcze było także notowanie w obrazach nietrwałych i ulotnych zjawisk przyrody, wynikające z pokory i czci Japończyków wobec Natury” (Małgorzata Paszylka- Glaza). Wyczółkowski poddając się fascynacji japonizmem wprowadzał do swoich dzieł owe nowatorskie motywy, kolory. Inspiracje te najlepiej uwidoczniły się w kompozycjach kwiatowych, martwych naturach i pejzażach m.in. we wspaniałym cyklu pasteli tatrzańskich z lat początku XX wieku. Szczytowym osiągnięciem japonizmu w polskim malarstwie stał się portret Feliksa Jasieńskiego, wielbiciela sztuki japońskiej, wykonany w 1911 roku przy wykorzystaniu atłasowego kaftanu w typie manpao, oryginalnej tkaniny przywiezionej z Dalekiego Wschodu. W zbliżonej konwencji Wyczółkowski stworzył swój autoportret, tym razem w chińskim kaftanie longpao.

Leon Wyczółkowski, Portret Feliska Jasieńskiego w błękitnym kaftanie, 1911, Muzeum Narodowe w Krakowie
Wyczółkowski to wreszcie impresjonizm, na uznanie którego wpłynął nie tylko pobyt w Paryżu, co na Ukrainie. Konfrontowanie się z realizmem światłocienia i barwami w naturalnej otwartej przestrzeni Podola pozwalało na indywidualną interpretację stylu. Wyczółkowski znał osiągnięcia Claude Moneta i sumiennie wykorzystał paryską lekcję o impresjonizmie, gdy komponował luministycznie, kontrastowo, z nasyceniem. Inspiracji dostarczyli mu Rosa Bonheur i Jean-François Millet, ale też Max Liebermann. Płótna i pastele z Huculszczyzny interpretować można nie tylko jako kooperację realizmu z impresjonizmem, ale także jako poszukiwania wykraczające do fowizmu czy teorii sztuki Paula Cézanne`a, którego Wyczółkowski przeżył o trzydzieści lat. Leon Wyczółkowski sam mówił: „Artyści u nas nie potrafią patrzeć na naturę; kilometry chodzą i nic nie widzą, a tymczasem na każdym kroku jest piękno. Jestem dzieckiem lasu” (źródło: wyczolkowski.pl).

Leon Wyczółkowski, Leon Wyczółkowski, Wiosna – wnętrze pracowni artysty (Wiosna w Gościeradzu), 1933, Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy
il. góra: Leon Wyczółkowski, Orka, 1892, Muzeum Narodowe w Krakowie
Paulina Adamczyk
szukaj wpisów które mogą Cię jeszcze zainteresować:
to cię powinno jeszcze zainteresować:
19.09.2012 / Magazyn