Monte Carlo. Koniec lat 20-tych XX w. W oknie gabinetu siedziby niemieckiego magazynu „Die Dame” stoi jego właściciel. Znużony upałem obserwuje rozłożyste palmy, błękit nieba i biel eleganckiej architektury Hôtelu de Paris. Jego uwagę przekuwa niecodzienne zjawisko. Drogą, tuż przy Place du Casino jedzie z wigorem żółte Renault. Zatrzymuje się nagle, z głośnym piskiem opon, jakby jego kierowca właśnie w tej chwili zmienił zdanie co do miejsca postoju. Z samochodu wysiada kobieta. Robi to z wdziękiem, świadoma swej wyrafinowanej urody. Jest zjawiskowa. Wysoka i złotowłosa. Opalona i ogorzała od wiatru. Ubrana w szerokie spodnie w kolorze ochry, z najnowszej kolekcji Coco Chanel. Spowija ją żółty jedwabny szal, który nawiązuje do koloru samochodu. Kobieta przystaje na moment, poprawia rękawiczki i idzie przez plac energicznie, z wysoko podniesioną głową. Jej postać emanuje siłą, a twarz płonie blaskiem. Tak wygląda emancypantka. Kobieta, która sama siebie wiezie przez życie, stawiając mu własne warunki. Wydawca jest zauroczony. Wybiega na plac, dogania ją i proponuje „już i natychmiast” sesję fotograficzną. Kobieta podejmuje flirt, drocząc się z nieznajomym, po czym składa mu własną propozycję – zamiast fotografii, namaluje mu swój autoportret na okładkę magazynu.
Czy ta sugestywna historyjka jest subtelnie podłożoną ideą i elementem autokreacji, czy faktycznie właśnie tak rozpoczęła się wieloletnia współpraca malarki z wydawnictwem? Jest prawdą, częścią prawdy, a może sprytną konfabulacją? Faktem niezaprzeczalnym jest to, że autoportret Tamary Łempickiej „Tamara in a Green Bugatti” staje się najczęściej reprodukowanym i jednym z najbardziej rozpoznawanych dzieł artystki, ale również symbolem równouprawnienia kobiet. Pismo „Le Figaro” pisze: „Automobil (…) o wiele bardziej przysłużył się wolności kobiet niż feministyczne kampanie i bomby sufrażystek”. W tym czasie Łempicka realizuje kilka innych projektów dla „Die Dame” między innymi In the Middle of Summer (1928) i Zimowy Saint Moritz (1929). Prowizje komercyjne płyną wartkim strumieniem, a szeroka dystrybucja wzmacnia rozpoznawalność jej marki. Jednak Tamarze chodzi o coś zdecydowanie więcej. Często powtarza : „Podstawową zaletą artysty jest jego inteligencja”. Malując jedno ze swoich najważniejszych dzieł, wciela się w postać siedzącą za kierownicą sportowego Bugatti, samochodu o jakim marzyła, lecz którego nigdy nie miała. Postanawia przedstawić siebie jako kierowcę, brawurowo wkraczając w sferę dotychczas zdominowaną przez mężczyzn, stając się modernistyczną amazonką. Sposób przedstawienia wyraźnie odnosi się do ruchu futuryzmu, z jego fascynacją nowoczesnością, szybkością i kultem maszyny. Jest synonimem rytmu przemian XX-wiecznej cywilizacji ale niesie też inny przekaz. Posągowy profil postaci, ze starannie odmalowaną alabastrową cerą, ma siłę wyrazu starożytnych rzeźb. Wymowę tę wzmacnia zagęszczenie monochromatycznych elementów i wielka dbałość o detal. Być może jest rodzajem hołdu artystki dla sztuki renesansu. Obraz ma niewielkie rozmiary – zaledwie 35 na 27 cm, jest malowany nietypowo, bo na drewnianej desce. Czy intencją malarki było nawiązanie do sztuki pisania ikon? A może to zbyt dalece posunięta interpretacja. Na szczególną uwagę zasługuje jednak pewien szczegół. W dolnej części obrazu dostrzeżemy sygnaturę stylizowaną na zgeometryzowane logo. Litery „TJL” stanowią skrót od „Tamara Junosza Lempicka”. Intrygujące, dlaczego artystka, która podpisuje swoje prace jako „de Lempicka”, tym razem używa herbu należącego do jej męża Tadeusza. Herbu znajdującego się wśród siedemdziesięciu najstarszych polskich herbów szlacheckich. Intrygujące, dlaczego pozuje jako atrakcyjna i niebezpieczna femme fatale. Ze spojrzeniem z pod półprzymkniętych powiek rzuconym z wyzwaniem wprost w oczy widza, jakby z wyższością. A może i z dezaprobatą?
Sława jest sumą nieporozumień, jakie zbierają się wokół nazwiska. Rainer Maria Rilke
Tamara de Lempicka (Maria Gurwik-Gorska) dorastała pośród kulturalnych elit, ludzi zamożnych i wpływowych. Otrzymała staranne wykształcenie. Jej młode życie to nie tylko wielki posag, bale, recitale i koncerty w letniej siedzibie Romanowów ale przede wszystkim niekończące się godziny zajęć w renomowanej szwajcarskiej szkole, lekcje języków, rysunku i wizyty w najsłynniejszych galeriach sztuki. Stając się naocznym świadkiem i ofiarą bolszewickiej rewolucji, przeżyła osobisty dramat, który musiał pozostawić po sobie trwały ślad. Jej świat rozpada się po raz kolejny, kiedy na przełomie 1927 i 1928 r. porzuca ją mąż. Rzekomo ma dość jej romansów – zwłaszcza tego, po którym pamiątkę (ogromny topaz) nosi dumnie na palcu Tamara. Biorąc pod uwagę szerszy kontekst warto wspomnieć, że Tadeusz odchodzi do innej kobiety. Tamara ma wówczas 29 lat i od dekady mieszka w Paryżu.
To nie czasy belle époque. Paryż jest raczej schronieniem dla uciekinierów, ludzi zdeklasowanych i żyjących przeszłością, gdzie oficerowie pracują w fabrykach zaś arystokratki haftują bieliznę. Rodzina Łempickich, jaskrawo reprezentująca wszelkie cechy burżuazji, przybyła tu z Petersburga, uciekając przed represjami, mając za sobą więzienne traumy. Tamara panicznie boi się komunizmu. Kiedy mąż nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości i utrzymać rodziny (mieszkają w podrzędnym hoteliku wyprzedając biżuterię) Tamara rozstając się ze swym pierścionkiem zaręczynowym, postanawia odzyskać prestiż i pokazać światu swoją wartość. Zaczyna malować. Podejmuje studia w paryskiej Academie Ranson, u Maurice’a Denisa, który inspiruje ją dekoracyjnością form. „Rytmiczność i powściągliwość gestów”, podpatruje u drugiego ze swych nauczycieli. To w pracowni André Lhote’a nabywa rzadką umiejętność integrowania nowoczesnych sposobów obrazowania z wielką tradycją akademicką. Jest ambitna. Uważnie studiuje pojawiające się w sztuce nowe nurty – dadaizm, surrealizm. Chodzi na wystawy fowistów i abstrakcjonistów. A jednocześnie tęskni za ideami klasycznymi. Florenckie, rzymskie i weneckie dzieła sztuki jakie oglądała będąc nastolatką, rozbudziły w niej tęsknotę za tworzeniem czegoś większego i ważniejszego. Jest wrażliwa, zdolna ale też niebywale pracowita. Maluje stojąc za sztalugami po kilkanaście godzin dziennie.
To czas powojenny, okres wyjątkowego rozluźnienia obyczajowego. To też czas, w którym kupuje się pozycję społeczną. Rozmiar ma znaczenie – paryskie bogaczki zamawiają u Tamary portrety naturalnej wielkości. Zaledwie dwudziestoparoletnia malarka ze Wschodu staje się portrecistką Paryża. Tworzy coraz więcej, malując geometryzujące, jakby chromowane sylwetki swoich modeli. Patrzy na nich okiem rzeźbiarza i deformuje postaci pod wpływem emocji. Wypracowuje własny, niebywale sensualny język malarski, w którym łączy postkubistyczną stylizację, z formami budowanymi na uproszczonych bryłach komponowanych w porządku klasycznym. Stosuje czyste i świetliste barwy z pietyzmem dbając o szczegół. W promocji tej sztuki pomaga jej siostra, będąca w komisji przyjmującej prace na wystawę w Salonie Jesiennym w Paryżu. Ale również sam André Lhote patronuje pierwszym wystawom obrazów swej podopiecznej.
„Tamara de Lempicka (…) jest na tyle mądra, aby rozumieć, że jeśli kubizm dał artystom do ręki nowe środki wyrazu, to przedmiot przedstawienia pozostał ten sam. Ciało ludzkie, twarz ludzka, ludzkie radości i smutki są dla niej, tak jak były dla wielkich malarzy przeszłości, materiałem z którego powstaje wszelkie piękno sztuki. Ona nie ulega łatwej i niebezpiecznej pokusie sztuki czysto abstrakcyjnej. „Sztuka” – powiada Bacon – „to człowiek dodany do natury”. Co znaczy, że ludzki umysł i jego abstrakcyjne idee mają swoje miejsce w planie sztuki. Ale natura też musi być obecna. To natura, uporządkowana i sklasyfikowana przez umysł, jest tematem przedstawienia w każdego rodzaju sztuce. Tamara de Lempicka posiada zarówno umiejętności, jak i wrażliwość, i właśnie dlatego jest malarką, która dorównuje temu quattrocento.” Andre Maurois
Wokół cieszącej się coraz większą sławą malarki pojawia się coraz więcej spekulacji i plotek. Mówi się o jej powrotach nad ranem, o podkrążonych oczach i niezliczonych libacjach w jakich uczestniczy. O zbyt wielu kochankach i seksualnej rozwiązłości. Zarzuca się jej, że maluje lesbijki. Smutne, że ten ostracyzm jest wymierzony głównie w nią. Jej „Piękna Rafaela” dopiero współcześnie uznana zostaje za jeden z najważniejszych aktów XX wieku. Faktem jest, że Tamara prawdziwie kocha bohemę, ma silny charakter i władczość w donośnym głosie. Sztukę uwodzenia opanowaną do perfekcji, ale czy jest perwersyjna? Czy miesiącami nurza się w oparach alkoholu lub w ramionach przygodnych kochanków? Jeden z biografów [Grzegorz Musiał “Ja Tamara Powieść o Tamarze Łempickiej” Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2020 r.] podaje, że całe noce przesiaduje w Luwrze, gdzie dzięki przyjaźni z dozorcą, może przy lampkach i świecach odwzorowywać obrazy i rzeźby mistrzów. Być może dlatego w jej obrazach, oprócz silnych walorów dekoracyjnych wypełnionych wystylizowaną i manieryczną formą, dostrzeżemy też świadomy splot tradycji i modernizmu, które decydują o sile jej sztuki. Dobre malarstwo nie jest – jak zwykli sądzić ludzie – emocjami ale doświadczeniami.
„W obrazach Tamary de Lempickiej, jak zwykle w wielkiej sztuce, jest wspaniały smak, niekiedy wspaniały zły gust, ale nigdy dobry smak klasy średniej” Francoise Gilot
W połowie lat dwudziestych, wraz z rozkwitem estetyki Art déco, de Lempicka zostaje okrzyknięta królową tegoż nurtu. Mając zaledwie 28 lat dzięki ciężkiej pracy, talentowi i odwadze oraz swoistej arogancji, Tamara zarabia na swoich obrazach pierwszy milion dolarów i odzyskuje finansową niezależność. Okupuje to kryzysem w małżeństwie, które wkrótce skończy się rozwodem. Mierzy się również z nie zawsze przychylną krytyką, zawiścią „złą sławą” i depresją. Czy wtedy postanawia stworzyć siebie od nowa? Odzyskać swój szlachecki status?
„Czy jestem damą? – pyta swojego przyjaciela, włoskiego architekta Gina Puglisiego. – Nie! Jestem nieszczęśliwą istotą, udręczoną, bez ojczyzny, bez korzeni, zawsze samotną”
Twórca to człowiek o dalekim widzeniu, nigdy nie żyje życiem ludzi przeciętnych. Z biegiem lat staje się dojrzalszy i jeszcze bardziej twórczy, gdyż tak nadaje kształt swoim marzeniom. Rozważnie kreuje swój wizerunek antycypując przyszłe zdarzenia. Pisze swoją legendę, świadomie stając się lustrem dla świata w jakim żyje, jednocześnie malując jego konterfekty.
Nowe życie baronessy. Mówi się, że najlepsze prace Tamary powstają w Paryżu. Opuszcza go tuż przed wojenną zawieruchą, już jako baronowa Kuffner. Razem z mężem, który co prawda kupił sobie tytuł ale był również intelektualistą oraz doskonałym znawcą i kolekcjonerem sztuki, przenoszą się do Stanów Zjednoczonych w przededniu wybuchu II wojny Światowej. Tamara porzuca libertynizm i maluje postaci świętych oraz portrety zakonnic, jakby szukając głębi i duchowości.
„Życie jest jak podróż. Spakuj tylko to, co najbardziej potrzebne, bo musisz zostawić miejsce na to, co zbierzesz po drodze”
Znowu musi urządzić się w nowej rzeczywistości i chociaż nie cierpi na niedostatek, jako artystka wciąż szuka spełnienia. Amerykańska krytyka jest dla niej bezlitosna, moda na bohemę mija. Obrazy Tamary w obliczu dzieł awangardowych promowanych przez Peggy Guggenheim wydają się być passé. Jej sztukę określa się jako démodé. Newsweek pisze, że tworzy w stylu „soft porno”, a amerykańska prasa brukowa nazywa ją „baronową z pędzlem”. Czy jest to wielki cios dla artystki? Świadoma swej wartości traktuje Amerykę z ironicznym dystansem. Kiedy jej wystawa w Nowym Jorku okazuje się fiaskiem, porzuca malowanie, stając się celebrytką. Organizuje przyjęcia, integruje wokół siebie towarzyskie elity i angażuje w pomoc dla żołnierzy. Rozsyła swoje zdjęcia do prasy. Po śmierci męża, z którym spędza trzydzieści lat życia, przyjeżdża na chwilę do Paryża, w którym powraca fala fascynacji jej malarstwem i stylem art déco. Następnie przeprowadza się do Meksyku, do domu w pobliżu wulkanu El Popo, którego nazywa „swoim bratem”. Umiera podczas malowania, albo w czasie snu, a może zabija ją nowotwór? Jej prochy skrywa krater wulkanu El Popo. Tamara Łempicka jest nie tylko wielką malarką, której obrazów pożądają kolejne pokolenia, ale przede wszystkim genialnym twórcą mitologizującym swą własną biografię.
Dom zwany „Tres Bambus” Meksyk, Cuernavace. Wiosna 1980r. Gwiazdy garściami rozsypane po meksykańskim niebie w barwie indygo. Czarne zapisy chmur na horyzoncie dotykają nagich grani wulkanicznych gór na północy. Weranda tonie w ciemności. Oświetlony basen migocze wilgotnym błękitem – gigantyczna płachta prostokątnej akwamaryny. Maleńkie lampiony tu i tam błyskają wśród gałęzi sosen przy końcu ogrodu. Bryza wichrzy kępy bambusów i przemyka przez bujne krzaki nocnego jaśminu. Po drugiej stronie domu, zza rozsuwanych szklanych drzwi wysokich na dziesięć stóp, lecą potoki oślepiającego światła. Ona porusza się, poprawiając trochę stojące na sztalugach płótno, aż światło pada na obraz z góry i nieco z boku. Przerywa. W prawej dłoni trzyma cienki pędzel z włosia, lewą rękę przysunęła do siebie, bransoletka i topaz pobłyskują, wije się smuga dymu z nieodłącznego papierosa. Kładzie odrobinę farby i następnie robi krok do tyłu, z pędzlem w pogotowiu, w tej samej pozycji: portret artystki jako jej własna kreacja – elegancka postać skadrowana w oświetlonych drzwiach na tle zasłony z miękkiej czarnej nocy.” [Autor: Joanna Harrison; cytat z książki Tamara Łempicka, Między art deco a dekadencją. Laura Claridge, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2001]
ilustracja (góra): Tamara de Lempicka, La Belle Rafaela, 1927 r., źródło: WikiArt | © Tamara de Lempicka Estate
Zyta Misztal von Blechinger
[…] Tamara de Lempicka. Blaski i cienie artystki […]