Drogie czyli wybitne – o Wojciechu Fangorze opowiada Roman Kaczkowski
16.02.2023
Aktualności, Analiza rynku sztuki, Migawki ze świata sztuki, Na deser
W 1999 roku, po niemal czterech dekadach spędzonych za granicą, Wojciech Fangor (1922-2015) powrócił do Polski. Motywowany zapewne względami sentymentalnymi, pragnął ostatnie lata życia spędzić w rodzinnym kraju. Wracając zabrał ze sobą ok. 200 płócien, namalowanych jeszcze w Stanach Zjednoczonych. Mając wewnętrzne poczucie spełnienia – za sprawą licznych wystaw, wielu lat pracy dydaktycznej i szerokiego uznania „za oceanem” – postanowił przekazać znaczną część dorobku artystycznego instytucji, która zaopiekowałby się dziełami, włączając je do kolekcji. Jakież było zdziwienie artysty, gdy spotkał się z odmową. Argument? Jego malarstwo zostało ocenione jako obcy kulturowo implant.
Skonfundowany Fangor zabrał obrazy i udał się do jednej z podwarszawskich wsi, gdzie na peryferiach rynku sztuki, tworzył w zaciszu przez kolejne lata. Artysta zapraszany był do różnych realizacji. Minęły dwie dekady. Polska scena artystyczna zaczęła ewoluować, a sztuka i jej percepcja społeczna uległy transformacji.
Otwarta w ubiegłym roku wystawa retrospektywna Fangora w Muzeum Narodowym w Gdańsku okazała się ogromnym sukcesem. Kilkadziesiąt tysięcy odwiedzających zapragnęło zobaczyć prace kultowego malarza. Co ciekawe, jest to ta sama sztuka, która wcześniej spotkała się z ostracyzmem. Sukces frekwencyjny nie wynika bynajmniej z faktu, że Fangor w pewnym momencie został odrzucony – na wyobraźnię odbiorców (skutecznie) oddziałują obrazy warte miliony.
Na doskonałą percepcję twórczości nie wpływa również (niedawne) pozbycie się obrazu Fangora z kolekcji Muzeum Guggenheima, gdzie w 1970 roku miała miejsca jego wystawa indywidualna. Fakt, że został zaprezentowany we wspomnianej instytucji jest wzmiankowany przy każdej nadarzającej się okazji.
Tymczasem, muzeum – uważane za jedną z najbardziej opiniotwórczych placówek kulturalnych na świecie – pozbyło się dzieła polskiego artysty z kolekcji, oddalając jego międzynarodową rozpoznawalność. Obraz finalnie trafił do Polski – kolejny spektakularny wynik, kolejne zainteresowanie ze strony mediów, kolejni zwiedzający na wystawie! Tymczasem Fangor z artysty międzynarodowego coraz bardziej przypomina artystę wyłącznie polskiego.
Przez dziesięciolecia rynek instytucji wystawienniczych żył w odosobnieniu od rynku sztuki. Mało tego – wręcz ostentacyjnie się od niego odgradzał. Ostatnie lata charakteryzują się pewnymi zmianami. Te dwa (na pozór) odmienne od siebie światy przenikają się coraz mocniej. Rynek sztuki oddziałuje spektakularnymi rekordami, które nierzadko rozpalają wyobraźnię bardziej niż sama istota i jakość dzieła. Instytucje decydują się na wystawy pożądanych i drogich na rynku artystów, mając (słuszne) przekonanie, że spotkają się one z powszechnym zainteresowaniem.
Dwadzieścia lat temu niewiele osób chciało oglądać w Polsce obrazy Fangora. Dziś – w ciągu kilku miesięcy – wystawę retrospektywną jego prac w gdańskim Muzeum Narodowym odwiedziło ponad 30 tys. osób. Jedyne czego chciałbym życzyć, kolekcjonerom, przedstawicielom instytucji wystawienniczych, jak i odwiedzającym muzea czy galerie to odwaga i gotowość do poznawania nowych fenomenów w sztuce. To właśnie niszowe zjawiska, podejmujące często aktualne zagadnienia, nie zawsze są promowane przez rynek i instytucje. Sztuka bowiem to ciągłe poszukiwanie. Zmaganie się z nieznaną dotąd estetyką, formami i treścią.
Roman Kaczkowski, ekspert rynku sztuki
Ukończył historię sztuki na UJ, studia poświęcił na zgłębianie tajemnic rynku sztuki. Tej tematyce też poświęcił swoją prace magisterską. Po studiach rozpoczął pracę w instytucjach polskiego rynku sztuki. W pierwszej kolejności w galerii Piotra Nowickiego, następnie wydawnictwo Art&Business, by w końcu rozwinąć swoje umiejętności w domu aukcyjnym DESA Unicum, gdzie przez 6 lat zajmował się doradztwem w zakresie inwestowania w dzieła sztuki, budowania kolekcji dzieł sztuki. Od trzech lat realizuje swój własny projekt ARX Gallery, która zajmuje się najlepszą klasyką polskiej sztuki powojennej.
Zdj. góra: Wojciech Fangor, M 73, 1970, źródło: Sotheby’s
Słabe to malarstwo Pana Fangora.Dobrze się sprzedaje,okej.Pomysl plastyczny żaden, to kontynuacja minimal artu z pozorami istotnej pozaplastycznej idei.W poszukiwaniu oryginalności Fangor uzyskał tylko względnaą charakterystyczność.W swoich obrazach konstruowanych w oparciu o dwuosiową symetrię powiela tych artystów, którzy lekceważąc twórcza intuicję artystyczną lekceważą zasady wynikające z wymogów percepcji formy przez ludzki mozg.Stad mamy nudę wizualną , unieruchomienie gry napięć kierunkowych , nie ma ruchu ,choćby sugerowanych planów perspektywicznych.Martwe niestety pracę.
W punkt. Od trzydziestu lat widzę tak samo. A co do cen- takiej wieloletniej promocji w Polsce nie miał nigdy żaden inny malarz.
200 przywiezionych obrazów mówi nam, że nie miał w USA zespołu ludzi promujących jego sztukę, a dlaczego, otóż mamy za dużo obrazów tzw. sztuki nowoczesnej i trudno ją wciskać ludziom. Opatrzyły się kolorowe plamki.