Czym była sztuka kilkaset lat temu, a czym jest współcześnie? Od dziesięcioleci artyści i artystki skutecznie próbują zrekonstruować powszechną definicję sztuki oraz ją podważyć. Dla wielu odbiorców, nawet dziś, sztuka ogranicza się do klasycznych mediów, takich jak malarstwo czy rzeźba, inni zaś rozumieją sztukę jako złożone pojęcie, które może przybierać najróżniejsze formy. Kiedy tak naprawdę zaczęto zastanawiać się nad definicją sztuki i jakie wydarzenie się z tym wiąże?
Wyzwanie rzucone sztuce
Kiedy w 1917 roku Europa od trzech lat jest pogrążona w krwawym konflikcie, amerykańskie Towarzystwo Artystów Niezależnych organizuje wystawę, na którą osoba podpisująca się jako „R. Mutt” przesyła pisuar nazwany Fontanną.
Dzieło to nie zostało wprawdzie wówczas wystawione, ale i tak zrobiło międzynarodową karierę. Pod tajemniczym pseudonimem krył się francuski artysta Marcel Duchamp, a przynajmniej pozwolił światu sądzić, że to on stał za tym pomysłem. Niewykluczone bowiem, że autorką głośnego dzieła była niemiecka artystka Elsa von Freytag-Loringhoven znana jako „Baronessa”. Niezależnie jednak od tego, kto wpadł na pomysł wystawienia pisuaru w galerii sztuki, jedno jest pewne – swoim aktem twórczym rzucił wyzwanie nie tylko organizatorom wystawy, ale – jak się później okazało – całemu światu sztuki.
Jak pogodzić ze sobą dadaizm, unizm i renesans?
Sztuka towarzyszy ludziom od zarania dziejów. Jak to więc jest możliwe, że wciąż nie udało nam się stworzyć przekonującej definicji „dzieła sztuki” – zjawiska, z którym mamy do czynienia od wieków? Niewykluczone, że stało się to z powodu zmian, które zaszły na przestrzeni stuleci w postrzeganiu twórczości artystycznej i wizerunku artysty.
Począwszy od Platona, który nie darzył sztuki zbyt wielkim szacunkiem ze względu na to, że odzwierciedlała świat rzeczy widzialnych, który z kolei sam był tylko odbiciem świata idei; przez Arystotelesa, upatrującego w sztuce (choć niekoniecznie w sztukach plastycznych) możliwości osiągnięcia katharsis, i oświeceniowych filozofów traktujących sztukę jako źródło przyjemności estetycznej (Kant); aż po Lwa Tołstoja, który w swojej emocjonalistycznej teorii traktował dzieło sztuki jako przekaźnik uczuć „wlewanych” w nie przez artystę i odbieranych następnie przez publiczność, filozofowie bezustannie głowili się nad przekonującą definicją dzieła sztuki. Dość powiedzieć, że żaden rezultat ich wysiłków nie został przyjęty bezkrytycznie przez innych myślicieli.
Koniec wieku XIX nie oznaczał, rzecz jasna, porzucenia namysłu nad sztuką i poszukiwania jej istoty. Wręcz przeciwnie – wraz z rozwojem kolejnych prądów, które miały ambicję podważenia zastanych ram instytucjonalnych i obyczajowych, zaczęto się zastanawiać nad tym, czy w ogóle jest możliwa jakakolwiek definicja sztuki. Ostatecznie czy można pogodzić w jednej definicji dzieła renesansowe i XX-wieczne reprezentujące na przykład dadaizm czy unizm?
Instytucjonalna teoria sztuki
Odpowiedzią na trudności związane z pogodzeniem w jednej definicji dzieł pochodzących z różnych epok i rozmaitych porządków jest definicja sztuki sformułowana przez George’a Dickiego, który głosił, że dziełem sztuki jest artefakt, któremu pewna osoba lub osoby działające w imieniu określonej instytucji społecznej (świata sztuki) nadały status kandydata do oceny. W poprawionej wersji definicji Dickie przyznał jednak, że nie miał na myśli artefaktu jako takiego, a raczej zestaw jego pewnych cech, za sprawą których zyskuje on status „kandydata do oceny”.
Podejście to wydaje się dość wygodne, bo dzięki niemu można uprościć skomplikowaną kwestię definicji sztuki i odpowiedzieć na pytanie o jej istotę w następujący sposób: „Sztuką jest wszystko to, co świat sztuki (galerie, muzea, szkoły artystyczne i podobne instytucje) uznały za sztukę”. W ten sposób łatwo wytłumaczyć zarówno fenomen Fontanny Duchampa, jak i Jednego i trzech krzeseł Kossutha, ponieważ w pracach tych zwykłe przedmioty takie jak pisuar czy krzesło stały się dziełami sztuki poprzez włączenie ich w przestrzeń galerii. Z drugiej jednak strony taka definicja niewiele mówi o samej sztuce poza tym, że sztuką jest to, co zostanie za nią uznane przez abstrakcyjne grono „ekspertów”. Czy podobne podejście nie skazuje sztuki na zależność od czyjegoś widzimisię? Ponadto historia sztuki uczy, że niejednokrotnie dzieła, które zostały uznane za obrazoburcze i wyrzucone poza oficjalny obieg, zyskały uznanie i rozpoczęły nowy rozdział w dziejach sztuki (przypomnijmy Salon Odrzuconych z 1863 roku). Czy w takim razie Śniadanie na trawie Maneta nie powinno zostać uznane za niesztukę w świetle definicji George’a Dickiego? Przecież w czasach, gdy powstało, nie spotkało się z uznaniem Salonu.
Na ten niejednoznaczny problem można spojrzeć z innej jeszcze perspektywy – odrzucić próby definicji sztuki i jej wytworów, godząc się z tym, że być może wszelkie wysiłki podejmowane na tym polu muszą skończyć się fiaskiem, i skupić się na tym, co sztuka wnosi w nasze życie. Innymi słowy – co świadczy o jej wartości.
Wartość sztuki
W dyskusji o wartości (lub raczej wartościach sztuki, bo te z pewnością są liczne) pomocny może się okazać nurt rozważań zwany socjologią sztuki. W uproszczeniu można powiedzieć, że dąży on do wyjaśnienia miejsca sztuki w danym społeczeństwie, znalezienia odpowiedzi na pytania, dlaczego niektórzy artyści osiągają status równy gwiazdom, a inni odchodzą w zapomnienie. Wbrew pozorom nie przesądza o tym tylko kunszt artystyczny. Uznanie określonego artysty i jego dzieł za wyjątkowe przypomina – według niektórych autorów reprezentujących ten nurt badań nad sztuką – rytuał niemal magiczny lub zbliżony do obrzędów sakralnych. W takim ujęciu wartość sztuki wyraża się w jej symbolicznym pośrednictwie pomiędzy tym, co materialne, a tym co duchowe. Nic więc dziwnego, że tak trudno ubrać w słowa to, na czym polega jej istota.
Niezależnie jednak od górnolotnych idei, które uosabia, czasami służy również bardziej przyziemnym celom i w tym zakresie również nie można odmówić jej wartości. Florencki kupiec Giovanni Rucellai zapytany o to, dlaczego kolekcjonuje wspaniałe dzieła m.in. Verocchia czy Paola Ucella odparł, że robi to, by uhonorować Boga, miasto i siebie samego. Być może motywy kolekcjonowania i podziwiania sztuki zmieniły się od czasów renesansu, ale chyba nie tak znacząco, jak mogłoby się wydawać. Mniejsza zatem o spory definicyjne. Pewne jest to, że sztuka wciąż ma moc oddziaływania na odbiorców. Być może w tym tkwi jej największa wartość i zarazem najbardziej frapujący sekret.
Paula Mroczkowska-Król
Literatura:
- Bohdan Dziemidok, Główne kontrowersje estetyki współczesnej, Warszawa 2002;
- Berys Gaut, Dominic McIver Lopes, The Routledge companion to aesthetics, Londyn 2005;
- Pierre Bourdieu, Reguły sztuki. Geneza i struktura pola literackiego, przeł. Andrzej Zawadzki, Kraków 2001;
- Michael Baxandall, Painting experience in fifteenth-century Italy. A primer in the social history ofpictorial style, Oxford 1988.