szukaj w portalu Rynek i Sztuka MENU
międzynarodowy rynek sztuki 2025

Sztuka życia. Rozmowa z Markiem Kellerem

21.03.2025

Aktualności, Wywiady

Rozmowa z Markiem Kellerem — światowej sławy marszandem, kolekcjonerem dzieł sztuki, promotorem meksykańskiej sztuki i mecenasem polskiej kultury, dzielącym czas pomiędzy Polską, Meksykiem, Paryżem i Nowym Jorkiem.

Sylwia Krzemianowska: Marku, jesteś pomysłodawcą i założycielem Ogrodu Rzeźb Juana Soriano w Kazimierówce pod Warszawą – największej prezentacji sztuki Meksyku w Europie. Od lat Jesteś także donatorem Muzeum Fryderyka Chopina. Największym i najbardziej hojnym — sztuka i miłość do niej zdeterminowała całe Twoje życie, ale szczególnie bliska była Ci muzyka, od której wszystko się zaczęło. Owocem tej miłości była kariera wokalna, ponieważ zanim wyjechałeś z Polski, miałeś na swoim koncie naprawdę znaczne sukcesy, zwieńczone karierą w Artystycznym Reprezentacyjnym Zespole Wojska Polskiego i legendarnym Zespole Pieśni i Tańca „Mazowsze”.

Marek Keller: Zawsze kochałem muzykę i zawsze była ona obecna w moim życiu. Moi rodzice, zauważyli to jak miałem 14 lat i od razu zapisali mnie na lekcje gry na fortepianie. Jeździłem z pobliskiego Piaseczna pociągiem do Warszawy, nie daleko Dworca Głównego na lekcje muzyki do Profesor Wandy Froelich na Plac Narutowicza. Dorastanie — pierwsze wyjazdy do stolicy, bo była blisko a młodego chłopaka ciągnie do dużego miasta. Metropolia wciąga, kusi, intryguje, czaruje… Wszystko było dla mnie niezwykłe i wszystko mnie interesowało. Dopiero co powstał nowy Pałac Kultury i Nauki. Nie wiem, czy my wszyscy z małych miast to mamy? Nowe znajomości, zwariowani ludzie, szkoła, a potem wojsko.

Marek Keller i Juan Soriano, 1999, fot. Archiwum Marka Kellera

Gdyby nie wojsko, byłoby gorzej ze mną, to był dobry kierunek, chociaż wtedy tego tak nie postrzegałem, ale później, dało mi to nowe zainteresowania i możliwości połączenia wszystkiego, czego wcześniej się uczyłem. Muzyki z grą na fortepianie, z zamiłowaniem do niej i z moją muzykalnością – wszystko to razem zaowocowało, ale na początku wyglądało to trochę inaczej. Decyzja o pójściu do wojska na dwa lata i pytanie — jak to przetrwać. Później zdałem sobie sprawę, z tego, że wojsko bardzo wiele daje, uczy dyscypliny, systematyczności, sumienności, która się w życiu bardzo przydaje, ale była i druga strona medalu. Wtedy, w czasach PRL-u – pogadanki polityczne, oficerowie polityczni, głupoty i bełkot, którymi nas bez sensu karmiono, o niebezpieczeństwie i zagrożeniach kapitalizmu, zepsutym Zachodzie. To wszystko było tak nonsensowne, ale człowiek zdawał sobie z tego sprawę i traktował to, jako coś, co tylko musi odbębnić. Inaczej się na to patrzy, jak ma się azyl, odskocznię lub pasję. Dla mnie sposobem na przetrwanie w wojsku była właśnie muzyka. Z pomocą naszego oficera podporucznika Franciszka Ostropolskiego, który znakomicie grał na saksofonie – założyliśmy zespół muzyczny. Podporucznik miał instynkt, potrafił spośród rekrutów wyłowić najzdolniejszych, dokooptował do naszego zespołu śliczną dziewczynę z Lidzbarka Warmińskiego, która potrafiła śpiewać i powstał zespół. Umożliwiało nam to częste wyjazdy i występy, ja też byłem wokalistą, jeździliśmy na konkursy, koncertowaliśmy i zaczęliśmy odnosić sukcesy.

Któregoś dnia ktoś mnie zapytał, dlaczego nie wezmę indywidualnie udziału w konkursie piosenki radzieckiej. Zgłosiłem się, przeszedłem wszystkie etapy i … w 1966 roku zostałem Laureatem Konkursu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Dyplomy mam do tej pory. I wtedy dopiero zacząłem się bardzo poważnie zastanawiać, co ja właściwie dalej chcę robić w życiu i co mogę zrobić z tym potencjałem, który posiadam. Za rok ogłaszano nabór do Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze w Karolinie, z wielką tremą pojechałem i tak spodobałem się Szefowej i Założycielce Zespołu, Pani Mirze Zimińskiej-Sygietyńskiej, że powiedziała „jak tylko skończysz wojsko, przyjeżdżaj, jesteś przyjęty!”. Egzamin polegał na przygotowaniu występu sprawdzającego muzykalność, głos, ruch sceniczny, balet i śpiew. Ale zanim trafiłem do Mazowsza, był zespół muzyczny w wojsku, o którym wspominałem, a później Artystyczny Reprezentacyjny Zespół Wojska Polskiego, też w mundurze i później już po wojsku, Państwowy Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze, z którym zjeździłem pół Europy. Czas mojego życia w Polsce, to także czas życia bardzo intensywnego towarzysko, przyjaźni i związków z wybitnymi ludźmi i artystami, które niejednokrotnie przetrwały do dzisiaj.

S.K: Pomimo licznych sukcesów, wyjazdów zagranicę, zdecydowałeś jednak o wyjeździe z Polski, początkowo głównie w celach zarobkowych, co w tamtych czasach było dość częste.

Paryż mnie uwiódł i tym, co zupełnie zmieniło moje życie i nadało mu nowy kierunek, dla mnie wtedy jeszcze niewyobrażalny, była właśnie decyzja o wyjeździe z Polski. Nie zdecydowałem się na ucieczkę na Zachód podczas tournée, bo nie chciałem nikomu przysparzać kłopotów. W ówczesnym systemie ktoś musiałby ponieść konsekwencję mojej ucieczki podczas służbowego wyjazdu. W 1972 roku wystąpiłem o paszport na wyjazd prywatny i ponieważ wcześniej wielokrotnie przekraczałem granicę służbowo i zawsze wracałem, dostałem paszport wraz ze zgodą na podróż prywatną do Francji i USA. Dostałem zaproszenie i w 1973 roku wyjechałem. Na początku oczywiście z zamiarem jak każdy wtedy, że zarobię pieniądze na kupno mieszkania, samochodu i wrócę. Marzenia, wtedy ograniczały się do własnego M3 w bloku, dywanu, meblościanki i telewizora, samochód był luksusem. Wyjeżdżając, nie myślałem o tym, że życie się tak ułoży, że zostanę przez ponad 50 lat poza Polską. Jestem i zawsze byłem Polakiem, to nie zmienia się wraz ze zmianą paszportu, zamieszkania lub obywatelstwa. Przez krótki czas byłem w Stanach Zjednoczonych, ale nie chciałem zostać tam na stałe. Dostałem zgodę, paszport i przyjechałem do Francji.

Ogród Rzeźb Juana Soriano, fot. Sylwia Krzemianowska

Kiedy znalazłem się w Paryżu, wszedłem w zupełnie inny świat, poznałem i zaprzyjaźniłem się ze wspaniałymi ludźmi, ze świata kultury i sztuki, z cudownym człowiekiem i wielkim pisarzem Carlosem Fuentesem, który był już wtedy Ambasadorem Meksyku w Paryżu, z jego I sekretarzem, którym był Sergio Pitol – prozaik, tłumacz i dyplomata. To w ogóle była taka „literacka ambasada”. Znaliśmy się i pisywaliśmy do siebie listy, jeszcze jak mieszkałem w Polsce, przecież tu także miałem przyjaciół ze świata kultury i sztuki, ale raptem świat się zmienia, staje się inny — zmieniają się zainteresowania, ludzie wokół mnie. Sergio Pitol powiedział mi: „Przyjeżdża Juan Soriano. To bardzo interesująca postać, musisz go poznać”. Jego przyjazd z Rzymu do Paryża był podyktowany zamówieniem na grafiki, które miał wykonać. Juan przez 8 lat mieszkał w Rzymie. Jego wyjazd z Meksyku do Włoch podyktowany był nie tylko pracą. Za wyjazdem z Meksyku krył się osobisty powód — wydarzenia polityczne w Meksyku. W 1968 roku w Meksyku miał miejsce strajk studentów, co miało bardziej ogólny, globalny kontekst, bo było odbiciem nastrojów i strajków studentów na całym świecie. To był burzliwy i niespokojny marzec 1968, w Czechosłowacji tłumiono Praską Wiosnę, trwała wojna w Wietnamie. W Meksyku zbliżały się Letnie Igrzyska Olimpijskie i rząd obawiając się, że z powodu rozruchów studentów, Olimpiada może zostać odwołana, wydał rozkaz strzelania do nich, pacyfikując strajkujących studentów na placu Tlatelolco. Podczas starcia z armią zastrzelono 250 demonstrantów i ponad 1000 raniono. Juan bardzo to przeżył, była to dla niego osobista tragedia, że w Jego ojczystym kraju dzieją się tak złe rzeczy. Te wydarzenia pozostawiły trwałe piętno na psychice Juana na wiele lat, stając się traumą, także dlatego, że Prezydentem kraju był Gustavo Diaz Ordaz, a człowiekiem odpowiedzialnym za wydanie rozkazu strzelania był Louis Echeverria (Minister Spraw Wewnętrznych i przyszły Prezydent) — człowiek, z którym Juan był w przyjaźni. I było mu bardzo ciężko pogodzić się z tym, że ktoś, kogo znał, był zdolny do takiego czynu, jak wydanie rozkazu strzelania do bezbronnych młodych ludzi. U Juana spowodowało to kilkuletnią, głęboką depresję, z której sam się wyleczył w ciągu 5 lat, ale ceną był wyjazd ze swojej ojczyzny na wiele lat.

S.K: Paryż całkowicie zmienił Twoje życie, w każdym aspekcie, to nie tylko przyjaźnie z najwybitniejszymi postaciami ze świata literatury i sztuki, ale związek z Juanem.

Juana poznałem przez naszych przyjaciół. Trafiamy na wspólny obiad, ja trochę zgubiony, ale i zafascynowany tym, tak zupełnie innym światem i tak innym stylem życia — pełnym tak wielu możliwości. Razem z Juanem włóczyliśmy się po ulicach Paryża, chodziliśmy, rozmawialiśmy i rozpoczęła się moja przyjaźń z Soriano, która w krótkim czasie przekształciła się w związek na całe życie.

Ogród Rzeźb Juana Soriano, fot. Sylwia Krzemianowska

Paryż mnie uwiódł, a Meksyk sam do mnie przyszedł w Paryżu. Spędziliśmy tam kilka lat z Juanem – w środowisku artystów, literatów, często odwiedzał nas Julio Cortázar, częstym gościem był również Fuentes i inni meksykańscy pisarze, poeci, artyści. Paryż ma w sobie tę magię. Cortázar był wspaniałym człowiekiem, słuchaliśmy razem tang argentyńskich, z Juanem sprzeczali się o Fidela Castro. Cortázar był za Castro, Juan przeciw. Fuentes, był Ambasadorem Meksyku w Paryżu, przychodziło wiele znakomitości, jak Octavio Paz, pisarz, poeta, noblista, znani francuscy aktorzy teatralni i filmowi. To były piękne czasy, dużo tequili, okoliczne knajpki i restauracje odwiedzane po przyjęciach i rautach w Ambasadzie — włóczyliśmy się z Juanem po ulicach Paryża do rana. Pamiętam taki moment, kiedy siedzieliśmy po jednym z przyjęć w znakomitej restauracji „La Coupole” Soriano, siedzący niedaleko mnie nagle zniknął pod stołem, po jakimś czasie zauważyliśmy, że niektórzy goście przy okolicznych stolikach zaczęli dziwnie podskakiwać. On zgubił but i…siedząc pod stołem intensywnie zaczął go szukać w restauracji, tak intensywnie, że goście zaczęli protestować i obsługa wyrzuciła go w tym jednym bucie na zewnątrz. Chciał się znowu dostać do środka, więc zaczął stukać i przez uchylone mu w końcu drzwi, zamówił u obsługi… najdroższą butelkę szampana. Oczywiście od razu niezwłocznie wpuszczono go do środka. Był pod każdym względem człowiekiem zupełnie wyjątkowym, był nie tylko obdarzony wielkim talentem, był wspaniałym towarzyszem do rozmów, człowiekiem wybitnie inteligentnym, z olbrzymim poczuciem humoru i dystansem do wielu spraw.

S.K: Okres paryski, to także zmiana zawodu. Zostałeś marszandem, kolekcjonerem, organizatorem i kuratorem wystaw sztuki, czyli znowu całkowicie pochłonęła Cię sztuka — zmieniłeś tylko dziedzinę.

Początki mojego pobytu w Paryżu, to także, zastanawianie się, w jakim kierunku iść i co dalej zrobić ze swoim życiem. Zawsze interesowałem się sztukami pięknymi, chociaż najbliższa była mi muzyka. Przecież wcześniej było śpiewanie w Mazowszu, prześpiewałem całe wojsko. I ten świat sztuk pięknych, który mnie zawsze fascynował, pochłonął mnie bez reszty, chociaż nigdy go nie studiowałem, ale zawsze miałem w sobie wrażliwość na sztukę.

S.K: Chyba o to chodzi, o wrażliwość, z którą się trzeba urodzić, jak powiedział kiedyś profesor Aleksander Jackowski „nie szkoła i nie dyplom decydują, o tym czy ma się coś do powiedzenia w sztuce, decyduje talent, pasja i osobowość”.

Dziś wszystko istnieje na wyciągnięcie ręki, najlepsze muzea, galerie, kolekcje dzieł sztuki, fachowa literatura, albumy, biblioteki, nie mówiąc o zasobach cyfrowo udostępnianych. Nie trzeba kończyć Akademii Sztuk Pięknych ani mieć dyplomu historyka sztuki. Mi dyplom nie był nigdy do niczego potrzebny, moje zainteresowanie sztuką zrodziło się z miłości do sztuki i pogłębiło po przyjeździe do Paryża, poprzez obcowanie z nią, z wybitnymi artystami, którzy ją tworzyli. Do tego stopnia, że temu postanowiłem się oddać i poświęcić swoje życie. Szybko zdobyłem wiele kontaktów i zacząłem organizować wystawy, oczywiście na początku z wieloma obawami, czy podołam, ale jak się podchodzi do tego z sercem i z jakąś już znajomością tematu to sprawy układają się same. Zostałem marszandem, trwa to do tej pory i wypełnia całe moje życie. Jako marszand reprezentowałem kilku artystów meksykańskich. Soriano był jednak najważniejszy i zdecydowałem się na Nim poprzestać, a On tylko pracował, nie interesowały go interesy, często rozdawał swoje prace, zanim ja zająłem się profesjonalną promocją i sprzedażą jego dzieł. Jego nie interesowały pieniądze, nic poza tworzeniem. Nie tworzył bardzo dużo, ale jak ktoś tworzy ponad 70 lat, to zbierze się z tego pokaźny dorobek. Ja mam wyłączność na wszystkie dzieła Juana, jego rzeźby, formy do robienia odlewów do wykończenia serii. On robił 6+3 autorskie, czyli 9. Wiele skończyło się już za jego życia, ale sporo jeszcze zostało i od czasu do czasu je sprzedaję. Jest rynek i są klienci, głównie w Meksyku i USA. To daje mi stałe zastrzyki finansowe i pozwala na kontynuację pracy i prowadzenie Fundacji.

Ogród Rzeźb Juana Soriano, fot. Sylwia Krzemianowska

Wróćmy do tematu chopinianów, bo to niezwykłe. Jesteś darczyńcą, który najbardziej przyczynił się do rozbudowania kolekcji pamiątek po Fryderyku Chopinie w Polsce. Począwszy od 1999 roku, podarowałeś Muzeum 21 bezcennych listów, no i w 2011 roku nabyłeś dla muzeum kolekcję 47 niezwykle cennych obiektów.

Myślę, że ich miejsce jest w Polsce. Jeśli chodzi o dokumenty, o których znajdowały się one poza Polską i chociaż osoba, której dotyczą, była Polakiem, to także kompozytorem światowej sławy – Fryderyk Chopin, który dla mnie ze względu na moją miłość do muzyki jest postacią szczególną. Ta muzyka i miłość do niej pozostały we mnie, kiedy nagle dowiedziałem się, że na aukcji w Nowym Yorku w którymś z domów aukcyjnych, gdzie licytowano pamiątki po Fryderyku Chopinie, osoba, która przyjechała z Polski i miała środki finansowe na zakup jednego z listów, który był bardzo ważny dla Towarzystwa im. F. Chopina, nie kupiła go, bo zabrakło jej 1000 dolarów, no i przez te 1000 dolarów ten list, który był bardzo ważny, zamiast trafić do zbiorów TiFC-u, trafił w ręce jakiegoś bogatego Teksańczyka, we mnie się nagle obudził „Polak-Bohater”. Skąd? Sam nie wiem. I złość, bo gdybym tam wtedy był, to dla mnie to 1000 dolarów nie stanowiło już takiego wielkiego problemu. Zacząłem rozmawiać z przyjaciółmi i powiedziałem mojej przyjaciółce, Ewie Osińskiej polskiej pianistce, mieszkającej na stałe w Paryżu, że ponieważ obraca się cały czas w świecie muzyki, jakby się nadarzyła jeszcze raz taka okazja, chcę zostać zawiadomiony.

No i było wiele okazji, i pewnym momencie okazało się, że jestem… drugim darczyńcą po Arturze Rubinsteinie. To przedziwne uczucie, taka postać jak Rubinstein — obywatel świata, znany wszędzie, który urodził się w Polsce, te wszystkie historie, pogmatwania naszej przeszłości, jego żydostwa, ta Łódź i Polska i on — pianista kochany przez cały świat. Przez tyle lat ofiarował Muzeum tyle pamiątek, ważnych dokumentów związanych z Chopinem, jego listy, i pewnym momencie zawiadamiają mnie, że ja, brzydko mówiąc, przebiłem Rubinsteina w tych darowiznach. Dla mnie było to coś wspaniałego i bardzo wzruszającego, że mogłem pozwolić sobie na to, żeby tyle cennych pamiątek i listów mogło trafić do Polski.

Ogród Rzeźb Juana Soriano, fot. Sylwia Krzemianowska

Chopin zmarł w Paryżu, wiele lat spędzając poza Polską, miał cały czas kontakt listowny z arystokracją polską. Wiele jego utworów jest dedykowanych dla przyjaciół i rodziny. Te listy i pamiątki — to się wywozi, przywozi, to kupują antykwariusze, a potem sprzedają, to trafia na aukcje. Historia tych ostatnich kupionych to ponad 40 listów ważnych w jego życiu, pisanych przez niego do rodziny. Dokumenty te wcześniej zostały uznane za zaginione, wiadomo było, że zostały przestudiowane przez II Wojną Światową, były nawet częściowo publikowane w Polsce, ale zawsze były w prywatnych rękach rodziny Chopina, należały do potomków jego siostry. I nagle podczas II wojny światowej zaginęły. Zaginęła tak duża część rzeczy wtedy, że nie było to nic nadzwyczajnego, po tylu latach te dokumenty nagle pokazują się a Stanach Zjednoczonych – prywatni właściciele tych dokumentów postanowili je ujawnić, nie wiem, co nimi kierowało, że po tylu latach zdecydowali się na ujawnienie ich i sprzedaż, ale pragnęli, aby te dokumenty znalazły się w odpowiednim dla nich miejscu.

Zawiadomili Narodowy Instytut im. Fryderyka Chopina w Warszawie, że są w posiadaniu tych dokumentów i są gotowi przystąpić do negocjacji i sprzedaży. Tam oczywiście zawrzało. To było jak bomba. Ważne było oczywiście stwierdzenie autentyczności tych dokumentów. Pozwolono na badania, ekspertyzy w Polsce i wróciły do USA. Nie było najmniejszej wątpliwości, że są autentyczne i wtedy zaczęto szukać środków, a ponieważ znali już mnie i pomogłem w kilku takich okazjach, zwrócono się o pomoc. Mnie to też wszystko ekscytowało, zaczęły się negocjacje i… skończyły pozytywnie. Wszystko trafiło do Polski, była wspaniała prezentacja i wystawa. Dla mnie był to bardzo wzruszający moment, kiedy mieliśmy je w rękach i można było tego delikatnie dotknąć. Moment niesamowity i te listy często składające się z pozornie nie znaczących detali, ale życie składa się z takich detali przecież — co jadł, co myślał, gdzie pojechał, że znowu coś tam mu nie wyszło, opisuje przyjaciół. Patrzyłem na tego listy i one bardzo przypominają partytury pisane przez niego ręcznie. Te partytury to jest właściwie dzieło sztuki plastycznej samo w sobie. Pełne nerwu i takich emocji, widać kiedy coś mu nie idzie łatwo, ale za chwilę jest inaczej, lekko. Cieszę się, że się udało.

Marek Keller, fot. Archiwum Marka Kellera

S.K: Twój powrót do Polski po latach. Decyzja o stworzeniu Parku Rzeźb Soriano w Polsce. Dlaczego?

Mój powrót do Polski po latach, wspomnienia, dawni koledzy, przyjaciele, ale także Meksyk i jego prezentacja tutaj, są dla mnie bardzo ważne. Meksyk jest miejscem, które dało mi nowe, inne życie, wielu przyjaciół i wiele możliwości. Ale to niesamowite jak odzywają się w człowieku po latach właśnie te wspomnienia i sentymenty. Zaczynamy szukać i wracać do miejsc, które pamiętamy. Te pola i miedze w Owczarni znałem jeszcze z czasów Mazowsza i wypraw z pobliskiego Karolina, w którym zespół miał siedzibę na msze do kościoła-ogrodu w Podkowie Leśnej. Okoliczne łąki, pola, lasy. Wspomnienia i sentymenty. Na otwarciu Parku Rzeźb Juana Soriano był Ambasador Meksyku Raphael Steger, który był tak zachwycony i oczarowany tym miejscem, że zaproponował, aby to miejsce stało się częścią Ambasady Meksyku. Wtedy wymyśliliśmy, że w galerii, która powstała w starej, przerobionej stodole będziemy prezentować sztukę meksykańskich artystów, ale pod warunkiem, że są bliscy w swej twórczości lub osobie Juanowi Soriano. On jako takiej szkoły nie miał, bardzo nie lubił ulegać wpływom, modom czy maniom artystycznym, ale byli artyści, których znał i cenił ich sztukę i to dla mnie było ważne. To miejsce, ten Park Rzeźb — czułem, że jestem mu to winien. Sam ogród jest zadedykowany tylko Jemu. Zmarł w wieku 86 lat i tych artystów, których prace chciałbym pokazać w galerii — na moje życie na pewno wystarczy. Działalność galerii zainaugurowała w 2009 roku wystaw poświęcona Juanowi, później od 2010 roku prezentowałem młodych artystów, pierwszym był Xawery Wolski – Polak mieszkający w Meksyku, był sąsiadem Soriano. Juan bardzo cenił jego prace i przyjaźnili się, następnie Jorge Gonzalezz, który był jednocześnie jednym z 3 odlewników w brązie prac Juana, ale także rzeźbiarzem, Juan udzielał mu wielu rad, inspirował. W końcu zaczął wystawiać swoje prace — chciałem je pokazać. Trzecim artystą był Manuel Felguerez artysta abstrakcyjny i także wieloletni przyjaciel Juana. W 2012 roku odbyła się wystawa prywatnych fotografii Fridy Kahlo — z jej albumu. Zbiór bardzo osobistych zdjęć, dopiero niedawno odnalezionych. Wszyscy mamy jakieś zdjęcia, które są dla nas ważne, te fotografie, pozostawały zamknięte przez ponad 50 lat. Kilka lat temu otwarto skrzynię i upubliczniono je, to co zaprezentowałem w Galerii to była zaledwie część z odnalezionych zbiorów, ilość miejsca nie pozwoliła na większą ekspozycję. Dotyczyły one także Diego Rivery — jej męża. Oglądając te zdjęcia mogliśmy wejść w jej osobisty, bardzo prywatny świat – jej podróży, miłości, rodziny, życia. To było wielkie przeżycie. Juan Soriano znał Fridę Kahlo bardzo dobrze, był na jej wystawie, na którą przywieziono ją chorą na łóżku. W Galerii w Kazimierówce pokazali swoje prace również znakomici inni artyści w 2013 roku malarz Vincente Rojo, a w 2014 roku Dr Lacra, w 2015 pojawiła się kolejna wystawa poświęcona Juanowi Soriano, a 2016 roku prace Marceli Lobo. W 2017 roku odbyła się wystawa fotografii, które wykonała Ana Lorena Ochoa „Juan Sorano. Portret Artysty z czasów dojrzałości” – portretujących i pokazujących Juana Soriano przy pracy. Ostatnia otwarta w 2019 roku to „Krwią i ogniem” Demiána Floresa, na której dominowały różnorodne techniki graficzne — głównie akwaforty i litografie.

Ogród Rzeźb Juana Soriano, fot. Sylwia Krzemianowska

S.K: Dlaczego Owczarnia (Kazimierówka)?

To, że właśnie w tym miejscu stworzyłem Ogród Rzeźb Juana, to kompletny przypadek. Kiedyś na jednej z kolacji, wyraziłem pragnienie posiadania jeszcze kiedyś domu w Polsce na wsi, ale jednocześnie blisko miasta i Krystyna Janda, z którą się zaprzyjaźniłem, powiedziała, że wydaje jej się, że istnieje takie miejsce, które byłoby dla mnie idealne i z tego co wie, nie jest na sprzedaż, ale żebym porozmawiał z właścicielką, miłą, starszą Panią i zobaczymy, co los przyniesie. Przyjechałem i zostałem całkiem zauroczony. Juan pokochał to miejsce od samego początku. Zobaczyliśmy to, co wyglądało oczywiście zupełnie inaczej, niż teraz i zaczęły się rozmowy z Panią Imroth. To, co jest teraz to tylko część, która ocalała. Posiadłość Kazimierówka we wsi Owczarnia, miejsce z bogatą historią, w czasie II wojny światowej znaleźli tu schronienie powstańcy z Warszawy, były składy przechowywanej w zakamarkach broni. Do I wojny światowej stał pałac, który pod koniec swojego pałacowego życia był pensją dla panien z dobrych domów. Podczas I wojny światowej został zniszczony. Został dom zarządcy. To, co było widać, był to tylko fragment pozostałości, ale on mnie zafascynował. Kilka miesięcy po naszej pierwszej wizycie u Pani Imroth zmarł Juan i chciałem, jeszcze nie wiedząc, jak połączyć to miejsce, które od razu pokochał z Meksykiem. Pomyślałem, że Juan i jego sztuka może być klamrą spinającą, to w całość. Pani Imroth po wielu rozmowach, zgodziła się na sprzedaż Myślę, że w pewnym momencie uwierzyła, że zajmę się tym miejscem w sposób należyty i zadbam o nie. Zacząłem remont tego co pozostało, zacząłem sprowadzać rzeźby Juana z Meksyku, czyścić park, starać się odczytać dawny rysunek tego miejsca, tu jest nadal wiele pięknych, starych drzew. Remont domu zarządcy posiadłości, dwóch stodół, starej piwniczki. I rzeźby w ogrodzie, to był całkowicie od początku zamierzony pomysł. I zaczęło się to moje życie tutaj i mój powrót do Polski i kontynuacja tego czym żyłem tyle lat. To miejsce ze mną od początku samo wspaniale współpracował, jakby wyczuwając moje intencje, często nie mając pomysłu, spacerowałem i nagle sama odsłaniała mi się jakaś polanka albo przestrzeń tak jakby czekała na przyjęcie meksykańskiego ptaka w brązie. Ostatni przybył byk i torreador przy wjeździe. Witają przybyłych gości. I wydaje mi się, że wystarczy, nie chcę, żeby miały za ciasno, lepiej, żeby każda żyła swoim życiem w swojej przestrzeni. Te ptaki Juana, które zdobią park, myślę, że to idealne miejsce, chciałem zrobić coś na odwrót, ptaki odlatują z Polski, jak robi się zimno do ciepłych krajów, te przyleciały stamtąd, z ciepłego Meksyku do Polski, wkomponowując się w mazowiecki krajobraz. Ale żeby to teraz mogło tak wyglądać i żeby dziś można było spacerować po tym parku, musiało przejść całe życie.

S.K: Stworzyłeś coś zupełnie unikatowego na skalę światową, na jednej przestrzeni w prywatnej posiadłości zgromadzona jest imponująca liczba prac jednego z najwybitniejszych artystów współczesnych. Monumenty z końca świata wtopione w lokalną, mazowiecką przyrodę.

Ludzie kochają to miejsce, tak jak pokochał je Juan i ja, przyjeżdża wielu obcokrajowców, przychodzą miejscowi na spacery. Przyjeżdżają z Warszawy lub końca Polski, grupy na rowerach, całe rodziny, z dziećmi. Z daleka, specjalnie albo z okolic, czasem zupełnie przypadkowo. Wtedy są najbardziej zaskoczeni, wśród lasu, na końcu drogi, wyłaniają się i wyglądają zza drzew wielkie, monumentalne rzeźby. Park, stawy, galeria, dróżki, ścieżki i otwarta brama, która zaprasza i zachęca, żeby po prostu wejść. Bo to miejsce powstało właśnie po to, żeby każdy mógł tu przyjść, dotknąć rzeźby Juana, obejrzeć nową wystawę w galerii, wpisać się do pamiątkowej księgi, zapytać o coś, albo chwilę odpocząć. Juan był bardzo szczęśliwy, kiedy osoby zwiedzające dotykały jego rzeźb, uważał to za wręcz konieczny, zupełnie inny kontakt ze swoją sztuką. Ja dzięki temu miejscu mogę dzielić się sztuką Juana i pokazać fragment swojego świata i tego czym żyłem tyle lat i żyję cały czas. Zapełniają się kolejne księgi pamiątkowe z wpisami, dedykacjami, zabawnymi rysunkami i komentarzami dzieci i dorosłych.

fot. Sylwia Krzemianowska

Kilka lat po otwarciu Ogrodu Rzeźb stworzonego wg Twojej własnej koncepcji, rozpocząłeś pracę nad kolejnym dużym przedsięwzięciem – budową Muzeum Juana Soriano w Meksyku – Museo Morelense de Arte Contemporáneo (MMAC) Juan Soriano. Co znajduje się w kolekcji?

W tym największym w moim życiu projekcie i najważniejszym nie byłem sam, wzięły w nim udział 4 instytucje: Ministerstwo Kultury Rządu Federalnego Meksyku, Rząd Stanu Morelos, gdzie Cuernavaca jest stolicą, gdzie zbudowano to muzeum, kolejnym partnerem jest bardzo ważny bank Banorte (Banco Mercantil del Norte) i ja jako Fundacja Juan Soriano i Marek Keller z całą kolekcją dzieł Sorano, która do tego muzeum wchodzi. Zaczęliśmy od zorganizowania konkursu na projekt dla architektów na budynek muzeum, wygrał go interesujący projekt Javiera Sancheza. Budynek jest przepiękny architektonicznie, otacza go 8-hektarowy ogród, gdzie również są rzeźby Juana, wtopione w przyrodę tak jak tu w Kazimierówce, tylko roślinność jest inna. Wstęp do ogrodu jest bezpłatny, do muzeum są bilety.

Muzeum posiada zgromadzoną przeze mnie kolekcje sztuki, którą przez te wszystkie lata gromadziłem razem z Juanem, chociaż Jego to mało interesowało, ja chciałem mieć taką kolekcję sztuki — jest to ponad 50 obrazów, 100 rzeźb, tysiące rysunków, gobeliny, rzeźby w srebrze, w brązie oraz całe archiwum prywatne Juana Soriano. Jest to największa kolekcja dotycząca Juana — korespondencja z galeriami, z przyjaciółmi, archiwum zdjęć, można dzięki temu lepiej go poznać, jego młodość, przyjazd do stolicy — całe życie. Poza muzeum jest sześć mniejszych budynków, z których każdy poświęcony jest jednej z dziedzin, w której Juan tworzył. Odbywają się tam kursy i warsztaty pod okiem profesorów, jest rzeźba, ceramika, grafika, jest sala baletowa, bo Juan robił także kostiumy do baletu i scenografię. Co niedziela w ogrodzie odbywa się spektakl z marionetkami. Dzieci siedzą na trawie wokół, a aktorzy za pomocą marionetek opowiadają życie Juana. Wystawy Juana Soriano są czasowe, zmieniają się, ponieważ, jest bardzo wiele materiałów, wystawiane są także prace innych artystów.

Do tej pory jest to mój największy i najtrudniejszy projekt. Szczęśliwie zrealizowany.

Marek Keller zmarł 23 października 2023.


Fragmenty z wywiadu opublikowanego w miesięczniku Nowaja Polsza (nr 10 (145) 2012), wydanego przez Bibliotekę Narodową (obecny wydawca tytułu Instytut Książki) z rozmów Sylwii Krzemianowskiej z Markiem Kellerem nagrywanych w latach 2011-2023 do wywiadu rzeki Sztuka życia – opowieść i miłości, sztuce, życiu.

Marek Keller (1946-2023) – światowej sławy marszand, organizator wystaw, znawca i kolekcjoner dzieł sztuki, mieszkający w Polsce, Paryżu i Meksyku, zaangażowany w promocję i pielęgnowanie dziedzictwa kulturowego. Założyciel „Fundacji Juan Soriano y Marek Keller A.C.” i Fundacji Marka Kellera „Ogród Rzeźb Juana Soriano” zajmujących się promocją spuścizny artystycznej Juana Soriano, jednego z najwybitniejszych artystów Meksyku XX wieku. Pomysłodawca i założyciel Ogrodu Rzeźb Juana Soriano w Owczarni pod Warszawą, działającego od 2009 roku unikatowego parku monumentalnych rzeźb.
Marek Keller jest największym darczyńcą Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie. Dzięki Jego działalności i pomocy finansowej od 1999 roku kolekcja Muzeum Fryderyka Chopina powiększyła się o 60 najcenniejszych nabytków.

W uznaniu zasług w 2003 roku otrzymał odznaczenia państwowe: Krzyż Oficerski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej przyznany przez Prezydenta RP oraz odznakę Zasłużony dla Kultury Polskiej przyznany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W 2012 roku Kapituła Orderu Orła Azteków – najwyższego odznaczenia państwowego w Meksyku uhonorowała tym odznaczeniem Marka Kellera za 30-letnią działalność na rzecz rozpowszechniania kultury meksykańskiej.
W 2011 roku Marek Keller podarował kolejny zbiór chopinianów w postaci ponad czterdziestu rękopisów i wydawnictw XIX-wiecznych przechowywanych przez rodzinę kompozytora. W 2014 roku w centrum Warszawy, przy zbiegu ulic Emilii Plater i Świętokrzyskiej stanęła rzeźba Juana Soriano „Torreador” – kolejny dar Marka dla Polski.

W 2019 roku na aukcji w Paryżu Marek Keller wylicytował list George Sand opisujący jej pobyt z Fryderykiem Chopinem na Majorce i przekazał Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie. Listy zakupione przez Marka Kellera pozostaną na zawsze bezcennym nabytkiem dla kultury polskiej, kwota wydana przez darczyńcę na zakup pamiątek związanych z Chopinem i przekazanych w darze Polsce przekroczyła 2 miliony złotych.

Juan Soriano – 1920-2006 malarz i rzeźbiarz. Jeden z najwybitniejszych i najważniejszych artystów meksykańskich. Urodził się w Guadalajarze. Ogromne, wielometrowe rzeźby Soriano zdobią place i budynki publiczne na wszystkich kontynentach. Rzeźbiarza uhonorował m.in. Król Hiszpanii Juan Carlos, przyznając mu Premio Velazquez, najważniejszą hiszpańską nagrodę w dziedzinie sztuk pięknych. Dzieła Soriano były eksponowane na 166 wystawach na całym świecie: od Ameryk, przez Europę, aż po Azję.

The Museo Morelense de Arte Contemporáneo (MMAC) Juan Soriano
Dr. Guillermo Gandara S/N Col. Amatitlan,
C.P. 62410 Cuernavaca, Morelos, Mexico, Cuernavaca 62410, Mexico
mmacjuansoriano.org
Niezwykły Ogród Marka i Juana zaprasza – pozostawioną spuścizną opiekuje się Fundacja Marka Kellera „Ogród Rzeźb Juana Soriano”, której Prezesem jest Maria Buchholtz-Gorczyńska | kontakt z Fundacją: mariabuchholtzgorczynska@gmail.com
Ogród Rzeźb Juana Soriano
05-807 Owczarnia, ul. Artystyczna 20
Sylwia Krzemianowska 

szukaj wpisów które mogą Cię jeszcze zainteresować:

Dodaj komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Magazyn

Kursy online

Odwiedź sklep Rynku i Sztuki

Zobacz nasze kursy Zobacz konsultacje dla artystów