Za kulisami rynku: Art Basel, imperium, które zjada własny ogon
18.06.2025
Aktualności, Analiza rynku sztuki, Cykle, Magazyn

Za blichtrem stoisk, fleszami aparatów i rekordami sprzedaży kryje się mniej wygodna twarz Art Basel. To oblicze rynku sztuki, który coraz bardziej przypomina świat wielkich graczy, gdzie zwycięzca bierze wszystko, a reszta może co najwyżej kibicować z trybun.
Sukces Bazylei nie jest już tylko historią świetnie zorganizowanych targów. To symbol epoki dominacji kilku największych graczy, galeryjnych hegemonów, którzy zawłaszczają uwagę, zasoby i artystów. To oni rozdają karty. Mają wszystko: budżety, zespoły PR, lojalnych kolekcjonerów i dostęp do elitarnych sieci.
W tym systemie tylko najwięksi generują lwią część przychodów całej branży. Promują nazwiska warte miliony, ale też coraz częściej przejmują artystów z niższych szczebli, szybciej, skuteczniej, bez czekania. Dla średnich i małych galerii oznacza to jedno: kurczące się szanse na przetrwanie. Gdy cała strategia opiera się na jednym nazwisku, jego utrata może być ciosem, po którym trudno się podnieść.
Rynek się rozwarstwia. Z jednej strony elita grająca w lidze światowej. Z drugiej, eksperymentatorzy i niezależni gracze walczący o przetrwanie. A pośrodku? Coraz więcej pustki. Galerie się zamykają, wycofują z targów, rezygnują z przestrzeni stacjonarnych. Przechodzą w tryb online, łączą siły, reorganizują się. Ale coraz częściej nie po to, by się rozwijać, tylko by nie zniknąć.
To nie przypadek. To efekt systemu, który nagradza skalę, widoczność i kapitał. A dla tych, którzy nie mają dostępu do wewnętrznego kręgu decydentów, zostaje rola statystów. Art Basel, choć wzorcowo zorganizowana, staje się sceną, na której najlepiej widać, jak działa mechanizm koncentracji siły: więcej dla tych, którzy już mają dużo. Reszta może patrzeć z dystansu. Nieprzejrzystość transakcji tylko pogłębia ten podział. Brak publicznych cen, umowy zawierane szeptem, zamknięty obieg informacji.
Nieprzypadkowo największe galerie przejmują artystów od mniejszych. Wykorzystują swoje zasoby, by wypromować ich błyskawicznie i globalnie. Mniejsze galerie stają się inkubatorami, które inwestują w artystów latami, by potem oddać ich bez zabezpieczeń, umów i zwrotu inwestycji.
I tu rodzi się zasadnicze pytanie: czy ten system jest w ogóle zrównoważony? A może właśnie żyjemy w jego końcowej fazie, tuż przed przesileniem?
Bazylea pokazuje jedno, skuteczność to dziś koncentracja. Ale czy koncentracja nie zabija różnorodności? Czy rynek zdominowany przez kilku graczy potrafi jeszcze generować nowe jakości, czy tylko je opakowuje, wycenia i dystrybuuje?
Zmiany nie dotyczą już tylko estetyki. Struktura rynku sztuki wymaga nowego otwarcia.
Być może to właśnie na marginesach, w lokalnych współpracach, hybrydowych formatach i poza głównym nurtem, kiełkuje odpowiedź na logikę wielkich graczy. Modele oparte na partnerstwie, zaufaniu i długofalowym zaangażowaniu mogą nie mieć jeszcze spektakularnych wyników, ale mają coś znacznie cenniejszego – realny potencjał zmiany.
Bo pytanie, które warto dziś zadać, nie brzmi: kto wygrał Art Basel? Tylko: kto przetrwa, gdy dominujący model rynku zacznie gasnąć?
Anna Niemczycka-Gottfried
Rynekisztuka.pl