Wchodzimy do muzeum. Poszukujemy szatni i kasy biletowej, by po kilku minutach trzymać już kurczowo w dłoni bilet wstępu. Orientujemy się, dokąd prowadzi każda z dróg muzealnych i ruszamy na spotkanie ze sztuką. Karnie obdarzamy spojrzeniem każdy z obiektów. Badania mówią jednak, że statystycznie przy dziele sztuki spędzamy tylko kilkanaście sekund. I następne. Szybki „rzut oka” na obiekt i dalej. Po odwiedzeniu wszystkich muzealnych sal możemy jeszcze ewentualnie skierować swe kroki do księgarni, w której mamy wybór nabycia wydawnictw artystycznych i szeregu gadżetów, które będą przypominać nam o odbytej wycieczce do muzeum. To jedynie uproszczony i uogólniony schemat wizyty w muzeum, lecz dostrzec można, iż miejsce to w XXI wieku przeistoczyło się bardziej w centrum epizodycznej rozrywki, aniżeli w świątynię sztuki. A był czas, gdy muzea były owymi estetycznymi kościołami.
Nowa religia
Przenosimy się w czasy przełomu XVIII i XIX wieku. Czasy ciekawe zarówno dla dziejów Europy, myśli filozoficznej, naukowców jak i działań artystów wszelkich dziedzin. Ciekawe również dla kształtującego się wtedy muzealnictwa publicznego. Dlaczego? Odpowiedź tkwi w zrodzonym w XVIII stuleciu fenomenie „religii sztuki”. Czy to znaczy, że wcześniej sztuka nie była ceniona i wywyższana? Ależ skąd! Jednak ów czas zrodził to szczególne oddanie Sztuce, gdy wszyscy, jakby instynktownie, poszukiwali oparcia w tym nowym, tak dynamicznie, zmieniającym się świecie. „Religia sztuki” była niejako reakcją obronną na doświadczenie oświeceniowego racjonalizmu i krytykę postaw religijnych. Pod powierzchnią chłodnego myślenia w filozofach i myślicielach żyła potrzeba kultu i nadania czemuś wyższego sensu. Postanowiono zawierzyć się sztuce, która nieść miała odkupienie przez doświadczenie estetyczne. Zjawisko „religii sztuki” było również czymś więcej niż zwykłym buntem i wyrazem sprzeciwu wobec kryzysu religijności. Religia sztuki była fenomenem niespotykanym nigdy wcześniej, próbą wyniesienia sztuki, w jej funkcjach poznawczych, artystycznych i profetycznych, na sam szczyt ludzkiej egzystencji. Sztuka była świętością, a jej twórcy… świętymi! Wszak w każdym dziele sztuki ze wszystkich stron świata dostrzec można ślad niebiańskiej iskry! Artysta zaś był istotą wywyższoną, gdyż sam był wiernym uczniem natury, czyli naśladowcą samego Boga… Jeden z niemieckich filozofów, Friedrich Schleiermacher, postulował ponadto, że artyści są jawnymi wysłannikami boskimi. Ich misją jest tłumaczyć i pokazywać rzeczy piękne, wieczne i niebiańskie. Artystów obwołano kapłanami. Zaś Wilhelm Wackenroder w usta wykreowanej przez siebie postaci literackiej zakonnika wkłada słowa znamienne do dziś. Smutnie przyznaje, iż galerie obrazów zaczyna traktować się jak jarmarki, na których mimochodem ocenia się nowe towary- chwali je, jak i wyszydza. A przecież to powinny być to świątynie, gdzie w krzepiącej samotności człowiek podziwiałby w ciszy i pokorze dzieła sztuki! Spotkanie ze szlachetnymi dziełami sztuki powinno być podobne poniekąd do modlitwy! A pokora wymaga, by galerie sztuki i muzea zamienić w świątynię…
Mitologia architektury
To, co udało im się przeczytać w manifestach romantycznych stało się inspiracją do tworzenia. Idea miała szansę się zmaterializować. Architekci mogli zatem zasiąść czym prędzej do swych stołów kreślarskich i rozpocząć projektowanie.. Ale niewiele publicznych muzeów powstało do tej pory… Gdzie szukać pomysłów? Jaka oprawa architektoniczna będzie najgodniejsza drogocennych zbiorów? Filozofia i architektura zgodnie zdecydowały, że to zdobycze cywilizacji antycznej, grecko-rzymskie monumenty, będą stanowić wzór dla budynków muzealnych świątyń sztuki.
Budowniczowie odwoływali się przede wszystkim do dwóch realizacji- monumentalnego greckiego Partenonu oraz stworzonego na planie centralnym rzymskiego Panteonu. Co kierowało nimi w podjęciu takiego wyboru? Kostium antyczny predestynował ówczesną architekturę muzeów do miejsca związanego ze świętością i należnym jej kultem. Przywołanie modeli architektonicznych epoki antyku, epoki idealnych form i czystych podziałów, uznano za godne reprezentowania tego, co kryły w środku. Amfiladowe sale i galerie, poprzedzone często hollem z monumentalną klatką schodową, stawały się symbolicznymi przestrzeniami odbywania pielgrzymki przez wiernego wyznawcę, który przekroczył sferę codziennego miasta, by wejść do przestrzeni sacrum. Stąd tak liczne nawiązania do planu świątyni Partenonu, najważniejszej świątyni poświęconej greckiej bogini Ateny. W XIX-wiecznej Europie ową „Ateną” jest już sztuka. Sztuka zgromadzona pod kopułą panteońską, pod którą w starożytności w złotym blasku słońca przebywali bogowie, a dziś dzieła, które wyszły spod ręki ich potomków- artystów. Ponadto przestrzeń budowli upodobniona do Panteonu miała nie tylko wywyższać sztukę, ale również uwznioślić samego zwiedzającego muzeum- wiernego wyznawcę.
Pielgrzymki po Europie
Przyjrzyjmy się dokładniej fasadzie British Museum czy Altes Museum w Berlinie. Warto też na dłużej zatrzymać oko na froncie Gliptoteki w Monachium. Wejścia do tych muzeów do złudzenia przypominają wspomniany już Partenon na wzgórzu Akropolu, a ich jońskie kolumnady wyróżniają miejsce, w którym za moment dokona się mistyczna ceremonia „przejścia”. Porównując również plany architektoniczne budynków dostrzegamy, że przed oczyma jawi nam się coś więcej, aniżeli kamienna bryła.
Zarówno brytyjczyk Robert Smirke jak i jego niemieccy „przyjaciele”- Karl Friedrich Schinkel i Leopold von Klenze zastosowali klasyczne elementy konstrukcyjne, sięgające jeszcze czasów Witruwiusza. Podziały wnętrz dostosowano do ekspozycji i rozmiaru zbiorów. Zaprojektowano proste podziały galerii na rzutach figur idealnych, prostokątów i kwadratów. Wszystko było takie czyste, harmonijne i wyrozumowane, tak mocno budujące nastrój. Co intrygujące na osi budynku British Museum i Altes Museum znajduje się zorganizowana reprezentacyjna przestrzeń na planie okręgu, nawiązująca do rzymskiego Panteonu, kolosalnej rotundy przesklepionej betonową kopułą z okrągłym otworem, oculusem, pośrodku. Taki układ doskonale podkreślał i eksponuje także współcześnie muzealne zbiory, jakby były niemalże relikwiami. Od teraz muzeum nie jest tylko miejscem, które gromadzi, prezentuje i chroni zabytki. To miejsce wytwarza atmosferę kontemplacji, skupienia i refleksji nad tym, co zostało zebrane pod jego dachem. Wielka sala rotundowa jest niezwykłym centrum, soczewką, skupiającą najwspanialsze dzieła. Muzeum i jego sale są samotniami, w których należy zadawać pytania i szukać odpowiedzi, jak w kościele… Tak, jak dzieje się to w świątyni Sybilli w Puławach, gdzie z wielką czcią i oddaniem Izabela Czartoryska gromadziła zbiory o szczególnym znaczeniu artystycznym i narodowym.
Pod opieką świętego Łukasza
Sakralizacja sztuki wkracza bez wątpliwości również i w obszar malarstwa. Znamienny dla „religii sztuki” był 1809 rok, będący czasem powołania stowarzyszenia malarzy, którzy nazywali siebie Nazareńczykami. Konotacje religijne są wyraźnie czytelne. Ci malarze swoim celem uczynili paradoksalnie bunt i religię. Buntowali się przeciwko metodom nauczania i tematom malarskim, wypracowanymi przez środowiska akademickie, by wspólnie przeżywać i współtworzyć własną wiarę, jaką stanowiło dla nich malarstwo religijne. Temu zawierzyli swe działania artystyczne, nie bojąc się przyjąć na siebie trudów prawdziwego życia klasztornego. Każdy z nich chciał choć w małej części przemienić się we Fra Angelico, Rafaela czy Albrechta Dürera. Fra Angelico był wzorem pokornego życia zakonnika- malarza. Rafael Santi swymi obrazami świadczył Nazareńczykom, że piękny obraz winien być metaforycznie i formalnie czysty. W Dürerze upatrywano natomiast wybitnej jednostki, którą należało otoczyć szczególnym kultem. W jego grafikach i obrazach dostrzegano niebywałą rzetelność i rzemieślniczą skrzętność. Choć Dürer częstokroć tworzył dzieła o tematyce świeckiej, mitologicznej, nawet magicznej to trud owej pracy poniesiony przez tego twórcę z północnej Europy jawił się w oczach XVIII- i XIX-wiecznych malarz jako przykład bycia dobrym chrześcijaninem, Nowym Adamem! Jego sztuka była sztuką o znamionach doskonałej. Doskonałość to przymiot boski. Wierzono przeto, że w dziele sztuki, również autorstwa Dürera, będzie dane dojrzeć idealny obraz utraconego niegdyś raju.
Na usta ciśnie się sentymentalne pytanie- co dziś zostało z tamtej epoki? Powszechny odbiór muzeum, jako instytucji i jako budynku, różni się od tego sprzed trzech wieków. Również dzieła sztuki i ich twórcy są dziś już czymś i kimś zupełnie innym. Rodzi się pytanie, czy zbudowanie koncepcji muzeum jako świątyni sztuki nie przyczyniło się paradoksalnie do śmierci sztuki, prezentowanej w „kościołach”? Czy pragnienie podarowania sztuce nieśmiertelności, boskiego, ponadczasowego wymiaru nie zaczyna przypominać procesu mumifikacji, rozumianego jako pozostawienie w świecie doczesnym jedynie ciała? Czy tworząc panteony sztuki i galerie zasłużonych nie pozbawiamy ich życia i mocy przemawiania? Czy w dobie współczesności, otwartych muzeów można jeszcze miejsce to nazwać świątynią?
Materiał chroniony prawem autorskim – wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie prawa w tym Autora i Wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione. Korzystanie z serwisu i zamieszczonych w nim utworów i danych wyłącznie na zasadach określonych w Regulaminie Korzystania z Serwisu. Zapoznaj się z regulaminem.
Paulina Barysz