Malarka, rysowniczka i fotograf. Katarzyna Adamek-Chase ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie na wydziale Grafiki. Jest członkinią Polskiego Związku Artystów Plastyków i stypendystką Universidad Politechnica de Valencia w Hiszpanii. Mimo sentymentu dla rodzinnego Krakowa nie stara się zamykać na obce wpływy – podróżuje, dokumentuje, a przede wszystkim eksperymentuje z materią sztuki. Swe prace wystawiała w Niemczech, w Austrii, we Włoszech i w kilku dużych miastach w Polsce. Specjalnie dla Rynku i Sztuki zgodziła się odpowiedzieć na kilka niekoniecznie wygodnych pytań.
Kim jest Katarzyna Adamek-Chase?
Z wykształcenie jestem grafikiem, natomiast cały swój wolny czas staram się poświęcać malarstwu i rysunkowi. Całe moje życie podporządkowałam sobie działalności twórczej. W dzieciństwie była to wiolonczela, nieco później sztuki plastyczne i fotografia. W czasie studiów związałam się także ze sztuką nowych mediów (praca dyplomowa z 2005 roku pod okiem prof. Jerzego Kuci – przyp. red.). Można powiedzieć, że wpływy różnych dziedzin sztuki ukształtowały mnie jako obserwatora i jako artystkę. Pozostając melomanem cały czas tworzę i szukam inspiracji.
Jak postrzegasz współczesny rynek sztuki?
Jeszcze w połowie XX w.o handlu sztuką przede wszystkim rozmawiano – obrazy odbierano osobiście, lub przynajmniej wykonując pojednawczy telefon. Dziś transakcje stały się bezosobowe, w dużej mierze przenosząc się do internetu. Trend kupowania sztuki przez internet powoli widać także w Polsce. Artyści zaczęli pokazywać swoje prace w wirtualnych galeriach, promować się w mediach, a klienci, szczególnie ci młodzi, znaleźli w końcu sposób na niemiłą obsługę co poniektórych galerii sztuki. Jeśli jednym słowem miałabym opisać współczesny rynek sztuki, użyłabym określenia: globalny.
Jesteś miłośniczką nowoczesnych technologii?
Hockney „przekonał” mnie do używania iPada i nie bez przyjemności zdarza mi się malować i szkicować wirtualnie. Biegle także posługuję się wieloma programami grafiki komputerowej, choć żaden z nich nie pochłonął mojej uwagi bardziej, niż zapach i konsystencja farby, struktura papieru i płótna. Może nie urodziłam się w stosownym czasie, ale ja po prostu kocham tzw. analog.
Wspomniałaś o Hockney’u. Których artystów cenisz sobie najbardziej?
Imponują mi postawy wybitnych ludzi, którzy mimo sławy nigdy nie zatracili w sobie skromności. Poza wymienionymi wcześniej na myśl przychodzi mi kilka nazwisk: DeChirico, Balthus, Freud, Pągowska, Nowosielski, Gielniak. To oczywiście twórcy uznani i rozpoznawalni, jednak których sztuka niesie z sobą pewną refleksję i szczerą intencję. Nie jest to kreacja nastawiona wyłącznie na szok i sensację.
Czy taki też zamysł przyświeca ci jako artystce?
W centrum moich zainteresowań zawsze była natura, która pozwala mi zachować status quo. Moim celem jest wybranie mechanizmów, które stały się, lub od dawna były częścią natury – częścią życia, tak roślinnego, jak i zwierzęcego, oraz nadania im formy. Nie staram się dawać jednoznacznych odpowiedzi, a jedynie kieruję go w stronę pewnych emocji. W ten właśnie sposób rozumiem szczerość tego co tworzę.
Pracujesz w ramach cykli tematycznych. Mimo szerokiego rozdźwięku między ich tematyką pozostajesz wierna malarstwu. Dlaczego?
Malarstwo jest zdecydowanie moim ulubionym medium. Pozwala mi odkrywać znaczenia ukryte w rzeczach pozornie oczywistych i błahych, ale i działa odprężająco. Jest jak narkotyk, pełen ubocznych skutków, który jednak leczy i gwarantuje samorozwój. Rzadko uciekam się do wielkich narracji. Myślę, że malarstwo już samo w sobie posiada duży ładunek znaczeń. Po prostu pracuję cyklami, które naturalnie wynikają z drążenia jakiegoś tematu i próby udoskonalenia pierwszej próby realizacji pomysłu. To poszukiwanie malarza, ciągły niedosyt i niezadowolenie skłaniają do kolejnego. Lubię pozostawiać formy niedopowiedziane. To także zachęta do dalszej pracy, która każdorazowo stanowi przekrój mojego rozwoju artystycznego. Choć faktycznie wyjątkowo cenię malarstwo, to czasem mieszam je dowolnie z innymi technikami w zależności od pożądanego efektu.
Wspomniałaś o naturze, która faktycznie, w sposób dosłowny jest widoczna w twoich pracach. Co wspólnego z tematyką lunarną ma jednak architektura?
Architektura to z pewnością temat zainteresowania, ponieważ żyję w mieście jest to część dnia codziennego, współistnienie z nią jest nie bez wpływu, jej forma oddziałuje na samopoczucie, emocje, ale i funkcjonalność życia. Inspiruje albo odstręcza.
Zainteresowanie architekturą pojawiło się w czasie mojego pobytu w Nowym Jorku, kiedy to w najpełniejszej formie dostrzegłam z jakiej wysokości człowiek jest w stanie spuścić kamień i jednocześnie nie zrobić sobie krzywdy. Zimny beton cały czas jednak stanowił jedynie tło, jakby skomplikowane rusztowanie, w którym kwitło życie. Nie byłoby to możliwe bez zachowania równowagi proporcji i marzeń – zupełnie jak w naturze. Równowaga ta zawiera się także w moich pracach, choćby tych z cyklu Landscape.
Wiem, że swoje liczne podróże dokumentujesz za pomocą podręcznego szkicownika. Na czym polega jego rola?
Szkicownik jest dla mnie niezastąpionym sposobem gromadzenia wrażeń z podróży, które z czasem stają się moimi obrazami i rysunkami. Fotografia pozostaje dla mnie obecnie głównie narzędziem do sporządzania notatek wizualnych. Odwrotnie jest ze szkicownikiem, który stawia mnie z ołówkiem przed zupełnie pustą kartką papieru. Notatnik mam ze sobą zawsze i wszędzie. Zapełniłam już kilkadziesiąt z nich.
Nad czym w takim razie pracujesz obecnie?
Aktualnie nad serią rysunków opartych na liniach tworzących struktury quasi-tektoniczne. Nazywam je medytacyjnymi, ponieważ są bardzo pracochłonne, powolne i na swój sposób generyczne. Do serii medytacyjnej zaliczają się również najnowsze duże formaty płócien, stworzone z małych punktów. Ponadto pracuję nad koncepcjami kilku instalacji – rysunkowej i dźwiękowej. Chronicznie brakuje mi czasu na realizację wszystkich pomysłów. Szkicownik zapełnia się zdecydowanie szybciej aniżeli płótna.
Wystawiałaś swoje obrazy w Polsce i poza granicami kraju. Jacy są współcześni odbiorcy sztuki?
Niecierpliwi. Mają coraz mniej czasu, są spięci, ciągle gdzieś zmierzają, zamiast spać w pośpiechu przerzucają kolejną stronę książki, oglądają kolejną minutę wideo, zamawiają kolejny katalog. Wszystkiego pragną szybciej, co nie wróży dobrze samej sztuce. Wiem to, bo sama taka jestem.
Od jakiegoś czasu jesteś bardzo aktywna – pokazujesz swoje prace i jesteś w kontakcie z różnymi społecznościami. Czy oznacza to, że niedługo będziemy mieli okazję zobaczyć kolejną wystawę z twoim udziałem?
Obecnie mam etap pracy w skupieniu. Potem zaplanuję wystawę, poszukując odpowiedniej przestrzeni do pokazania nowych prac. Prywatnie dojrzałam do porzucenia średniowiecznej praktyki tworzenia i umierania z dziełem sam na sam. Mimo tego że jestem stosunkowo aktywna online i staram się systematycznie pokazywać swoje prace, to zawsze tym ostatnim podsumowaniem etapu twórczego jest wystawa – w żywym gronie, bez błyszczących ekranów elektronicznych urządzeń .
Katarzyna Adamek-Chase (ur. 1980 w Krakowie) absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie – dyplom w pracowni prof. Jerzego Kucia na wydziale grafiki. Stypendystka Universitat Politecnica de Valencia (Hiszpania). Członek Związku Polskich Artystów Plastyków (ZPAP). Zajmuje się malarstwem, rysunkiem oraz fotografią, wcześniej związana również ze sztuką nowych mediów, animacją oraz grafiką. Prywatnie podróżniczka i miłośniczka gry na wiolonczeli. Żyje i pracuje w Krakowie.
Zobacz profil Artystki w Katalogu Rynku i Sztuki
Z Katarzyną Adamek-Chase rozmawiała Anna Niemczycka-Gottfried
Portal Rynek i Sztuka