szukaj w portalu Rynek i Sztuka MENU
Van Gogh

Drzazgi, zadry i szczeliny – wywiad z Natalią Andrzejewską

03.12.2015

Aktualności, Wywiady

Natalia Andrzejewska to młoda artystka zajmująca się malarstwem, a także sztuką w przestrzeni. Tuż po wystawie „Szczelina”, która odbyła się w październiku w warszawskiej Galerii Kuratorium, artystka zdradziła Portalowi Rynek i Sztuka jakie znaczenie w jej twórczości ma tzw. pamięć miejsca i jak odnaleźć inspirację w starej, czarnej stodole gdzieś na Warmii.

Warmińska wieś, to ona dała początek cyklom „Szczeliny” i „Drzazgi”. Jak to się stało, że młoda dziewczyna żyjąca w wielkim mieście odnosi się w swojej twórczości do świata i historii tak odległych od swojej codzienności?

Myślę, że droga twórczego rozwoju w naturalny sposób biegnie z zewnątrz do środka. Do niedawna szukałam inspiracji i bodźców wokół siebie. Teraz zaczęłam szukać wewnątrz, szperam w tym, co noszę w środku. Okazało się, że cała jestem wypełniona obrazami mojego drugiego domu na wsi, położonego na skraju lasu gospodarstwa, z prawie stuletnim domem krytym dachówką, sadem i czarną stodołą. To moja równoległa rzeczywistość. Nie mam pewności do którego miejsca wyjeżdżam, a do którego wracam. Mam swobodę przemieszczania się między tymi światami – w rozumieniu dosłownych podróży ale też symbolicznego podążania wątkami wspomnień, powidoków historii, scen, obrazów i nastrojów. Ale żeby móc czerpać głęboko z własnego wnętrza, trzeba być silnym i dojrzałym człowiekiem. Ja jeszcze dryfuję po powierzchni. Rzadko zbieram się na odwagę, żeby wstrzymać oddech i zanurzyć głowę. Natomiast wierzę w to, że dalsza droga prowadzi od osobistych historii i indywidualnego doświadczenia do prawd ogólnoludzkich. Uniwersalnych.  Jeśli w sztuce, którą robię, kiedykolwiek uda mi się dotknąć takiej uniwersalnej struny, będę szczęśliwa.

Dom i stodoła, fot. Julia Andrzejewska

Dom i stodoła, fot. Julia Andrzejewska

Dużo mówisz o tzw. pamięci miejsca. To ona jest budulcem twoich obrazów i – ostatnio – obiektów z drewna.

Badam osobistą przestrzeń, mój obszar intymny, miejsce rodzinnej mitologii. Zauważyłam, że właśnie czarną stodołę traktuję jako punkt centralny dla świata „tam”. Czarna drewniana konstrukcja jest zadrą w krajobrazie. Czymś co przedziela, a jednocześnie spaja obraz przyrody wokół. Szczeliny między deskami tworzą się pod wpływem naprężeń, a w efekcie przesunięć powodowanych wysychaniem i kurczeniem włókien drewna. Tworzy się prześwit.

Pojęcie nieszczelności między wnętrzem a zewnętrzem, stanowi podstawę koncepcyjną dla moich obrazów z cyklu SZCZELIN.

Cykl DRZAZG stanowi natomiast jego logiczne rozwinięcie w rozumieniu formalnym, natomiast ideowo jest dotknięciem nowego tematu: zmysłowego pierwiastka rzeczywistości, do którego chcę się zbliżyć.

Fot. Julia Andrzejewska

Fot. Julia Andrzejewska

Od obrazów, których inspiracją była czerń drewnianej stodoły przeszłaś teraz do instalacji z czarnych szczap drewna, nasuwających skojarzenia z na wpół zwęglonymi pniami drzew rażonych piorunem. Nazywasz je „Drzazgi”. Nasuwa to skojarzenie z czymś ostrym, ze skaleczeniem, zadrą.

Chciałabym, żeby to co robię było takimi zadrami w umyśle odbiorcy. Czymś co zostaje pod skórą i drażni. O czym się ciągle pamięta. Moje prace wynikają często z poczucia niepokoju i chcę, żeby ten niepokój też powodowały. To takie rezonowanie odczuć i emocji. Niezbyt przyjemne. Ale nie ma być miło. Ma być prawdziwie. Zależy mi na intensywności odczuć, które powodują. To co robię zawsze wynika ściśle z obserwacji rzeczywistości. Te obiekty nasycam swoim własnym sensem. Ale to odbiorca dopełnia je swoją wrażliwością i skojarzeniami. I chcę, żeby je zapamiętał jako coś ważnego.

Uzyskałaś efekt monumentalności i niepokojącego magnetyzmu. Te znaki odczytuje się intuicyjnie.

Tak. Bardzo wierzę w pozaintelektualny odbiór sztuki. Zależy mi też na uzyskaniu pewnej gęstości znaczeń. Pamięć bodźców, które czerpię będąc np. w lesie, filtruję przez język sztuk wizualnych, których doświadczam, i których uczę się na co dzień. Mam wrażenie, że zmniejszam dystans między zjawiskami znanymi a wyczuwanymi.

W twojej twórczości dużą rolę odgrywa warsztat. Twoje prace to przykład szczególnej dbałości o detal i materię.

To prawda, dużo uwagi poświęcam szczegółom. Zależy mi na uzyskaniu efektu szlachetności formy. Moimi pracami opowiadam historię, którą chcę pokazać w piękny sposób. W moich obrazach istotną rolę pełnią połacie koloru w stosunku do ograniczonej ilości detali. Są przestrzeniami intensywności, są ekspansją, detonacją.

Chcę aby materia i barwa w moich obrazach uobecniała, narzucała, była ciężarem, masą. Połacie są intensywne, ogarniają odbiorcę ale są wewnętrznie sprzeczne – są momentem defiguracji, która pokazuje tworzenie się przedstawienia. Studiowałam konserwację dzieł sztuki, dzięki temu mam świadomość warsztatu i swobodę poruszania się w różnych technikach plastycznych. Ta wiedza bardzo pomaga, wiem jak uzyskać plastyczną jakość, na której mi zależy. Pewnie z tego też powodu w pracy towarzyszy mi skupienie i precyzja, której wymagała ode mnie praca konserwatora.

Fot. Jan Michałowski

Fot. Jan Michałowski

Zajrzyjmy do twojej pracowni. Jak zaczynasz proces tworzenia nowego dzieła?

No to musimy najpierw zajrzeć do mojej głowy. To tam ten proces się zaczyna. Tworzenie jest dla mnie procesem o charakterze implozji: tak, jak zapadanie się ścianek naczynia pod wpływem panującego podciśnienia. Staram się osiągnąć skupienie. To takie wstrzymywanie oddechu i zanurzanie się we własne myśli. To bardzo intymny moment. Teraz myślę, że jest bliski medytacji. Nawet dźwięki z zewnętrznych stają się wewnętrzne: szum mojego krwiobiegu łączy się z dźwiękami otoczenia. Ale to zdarza mi się bardzo rzadko.

„Wszystko dzieje się w bezdechu” – taki nadałam tytuł jednej z moich malarskich instalacji. To zdanie ciągle pobrzmiewa mi w głowie podczas pracy.

I co dalej? Przygotowujesz szkice, plany, notatki?

Nie, zaczynam budowę! Od razu. Intuicyjnie. Z początkowego spokoju i skupienia nic nie zostaje i zaczyna towarzyszyć mi wkurzenie. Bo muszę szybko skonstruować obraz, zanim mi umknie to, o czym chcę nim opowiedzieć. W pracy często towarzyszy mi gniew. Nawet gdy jestem już zmęczona pracą wiem, ze nie odpuszczę dopóki nie skończę obrazu. Ale nie ma też już siły. Zaczynam pracować coraz szybciej, byle do przodu, żeby się nie zatrzymać. I wtedy powstają najlepsze rzeczy.

Obraz zostaje skonstruowany ale jeden nieprzemyślany gest grozi zawaleniem się całej budowli. Malując porządkuję, układam, sprzątam chaos i niepokój. Wypełniam tym własną potrzebę harmonii i logicznego sensu. Moje geometryczne obrazy są pełne związków z rzeczywistością, przedstawiają, są wizualizacją pewnych pojęć. Układ geometrycznych form oraz wrażenia optyczne przenikania i nakładania, uwidaczniają konflikt, niepokój, niepewność, moją próbę zamknięcia w sztywne ramy obrazu czegoś, co wymyka się definicjom.

Chyba bardziej piszę te obrazy, niż je maluję. Powstają obrazy-notatki, obrazy-uderzenia. Ważne są dla mnie precyzja, skrót myślowy, wieloznaczność i synteza przekazu. Dążę do stworzenia własnego kodu, przeformowania myśli na czytelny znak plastyczny. Ale rzadko zdarzają się chwile takiej twórczej pewności, gdy przełożenie myśli na materialny przedmiot okazuje się możliwe.

Nadrzędną rolę pełni intuicja i obserwacja. Bardzo staram się nie zatracić tej umiejętności „wyłączania” głowy, na rzecz pracy rąk. Jak maluję, to myślę dłońmi.

Fot. Zyta Piechowska - Andrzejewska

Fot. Zyta Piechowska – Andrzejewska

Na otwarciu wystawy w galerii Kuratorium powiedziałaś, że na przekór niematerialnej, cyfrowej rzeczywistości, ty musisz ubrudzić ręce. Co miałaś na myśli?

Że jestem jednak bardzo analogowa. Sprawia mi przyjemność rozlewanie farby, materialność struktury papieru, faktura drewna. Zmysłowość procesu tworzenia jest bardzo ważna. Ta potrzeba fizycznego kontaktu z materiałem zaprowadziła mnie od obrazów na płótnie do surowego drewna, którym teraz się zajmuję.

Mówisz z jednej strony o prostocie komunikatu a jednocześnie każdym obrazem budujesz wielopoziomową historię.

Bardzo ważna jest dla mnie gęstość znaczeń. Budowanie takich piętrowych metafor. Ale to nie ujmuje komunikatywności. Pozwalam odbiorcy swobodnie zatrzymać się na dowolnym poziomie interpretacji. Można poruszać się po przyjemnej powierzchni doznań czysto estetycznych. Można dotykać chropowatości barwionego czernią papieru i porozmawiać o lesie. Można pomyśleć o szczelinach i prześwitach dla światła, powietrza i zapachu między deskami szalunku ściany stodoły. Ale można też zastanowić się w ogóle nad pojęciem wnętrza i zewnętrza: w rozumieniu dosłownym i symbolicznym. Ta historia mówi też o trującej farbie pokrywającej kiedyś te drewniane ściany. O czerni ziemi, kamieniach, spalonym lesie. O żeliwnych krzyżach. O śmierci. Te najgłębsze poziomy wynikają często z nieuświadomionej sfery własnych emocji. Jeśli ktoś dociera aż tam – czuję się zaskoczona. Ale to jest niepokojące. Sama nie lubię tam zaglądać zbyt często.

Fot. Jakub Kosiarz

Fot. Jakub Kosiarz

W ostatnim czasie pokazywałaś swoje prace w kilku warszawskich galeriach. Opowiedz o tych wystawach i dalszych planach. Czy będziesz kontynuowała obecne cykle prac czy pracujesz już nad czymś nowym?

Pełen cykl SZCZELIN pokazałam po raz pierwszy w galerii Bardzo Biała. To była dla mnie bardzo ważna wystawa ze względu na szczególną aranżację prac. Obrazy pokazywane do tej pory jako samodzielne obiekty, zestawiłam ze sobą tworząc jeden, długi na ponad sześć metrów obraz. Dzięki temu uzyskałam efekt masy, ciężaru, litej ściany. To skłoniło mnie do odważniejszego zmierzenia się ze skalą prac. Sięgnęłam po 2,5 metrowe drewniane płyty.

Na kolejnej wystawie w galerii Kuratorium pokazałam już pierwsze DRZAZGI. Po drodze były jeszcze wystawy w Łodzi, Toruniu i Kielcach. Także każda wystawa jest dla mnie bardzo silnym bodźcem do dalszej pracy. W galerii patrzę na własne prace na nowo. Tak jakby kontekst innego otoczenia wyostrzał mi ich odbiór. Patrząc na własną wystawę od razu planuję dalsze kroki. Jednak szczególny sentyment mam do wystawy w Olsztynie, na której prezentowałam pierwsze obrazy z cyklu SZCZELIN. Poczułam wtedy głęboki sens tego co robię, chyba ze względu na osadzenie w pobliżu miejsca, z którego prace pochodzą: moja wieś leży ok 20 km od Olsztyna. To dzięki tej wystawie podjęłam decyzję, że chcę się poświęcić pracy nad tym tematem. Właśnie ze względu na jego głęboko osobisty charakter i silne emocje, które przezierają przez te moje SZCZELINY. A więc tak – kontynuacja w rozumieniu podstaw koncepcyjnych, natomiast nieustannie szukam nowych form. Marzy mi się realizacja w przestrzeni, w bezpośrednim odniesieniu do naturalnego otoczenia, na pograniczu land artu, działania site-specific. Moja historia powinna zatoczyć koło.

Portal Rynekisztuka.pl

LOGO RiSi

szukaj wpisów które mogą Cię jeszcze zainteresować:

Dodaj komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Magazyn

Kursy online

Odwiedź sklep Rynku i Sztuki

Zobacz nasze kursy Zobacz konsultacje dla artystów

Zapisz się do naszego newslettera

Zapisując się na newsletter zgadzasz się z regulaminem portalu rynekisztuka.pl Administratorem danych osobowych jest Media&Work Agencja Komunikacji Medialnej (ul. Buforowa 4e, p. 1, p-2-5, 52-131 Wrocław). Podanie danych jest dobrowolne. Zgoda na otrzymywanie informacji handlowych może zostać wycofana w każdym czasie. Więcej informacji na temat danych osobowych znajduje się w Polityce prywatności.