Stanisław Barańczak w jednym ze swoich utworów poetyckich, zapisał: „Jeżeli porcelana to wyłącznie taka. Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu”. Czy istnieje jednak na świecie takie naczynie czy ceramiczny bibelot, który rozbity lub pokruszony nie wywołałby żalu? Istnieje również przesąd który mówiący, iż stłuczenie porcelany przynosi szczęście. W czym zatem tkwi sekret porcelany, jak powstawała i czy współcześnie wciąż jest „świętym Graalem” wyposażenia stołu?
Dźwięk prosto z Chin
Ojczyzną porcelany są Chiny, gdzie produkowano ją co najmniej od VII wieku. Z uwagi na geografię „wynalazku”, najważniejszym składnikiem porcelany jest tzw. glinka kaolinowa, nazwana tak od miejsca pierwotnego wydobywania – zbocz gór Gaoling w Chinach. Porcelana była i jest wytwarzana z mieszanki surowców poprzez wypalanie w temperaturze około 900 °C. Uformowane i wypalone w ten sposób naczynia są pokrywane lśniącą, białą glazurą. W zależności od intencji, porcelana może być obiektem zdobionym malarsko; do dekoracji wykorzystuje się farby ceramiczne, tworząc zdobienie podszkliwne (motywy są wykonywane na biskwicie, i po pokryciu szkliwem ponownie wypalane) lub naszkliwne (farba jest nakładana na glazurę, a produkt jest wypalany po raz trzeci). Ten niedługi opis procesu wytworu porcelany może mylnie sugerować, iż jest on nieskomplikowany i mało angażujący, ale dopiero powolna, sumienna i ręczna praca z surowcami najwyższej jakości daje szansę na stworzenie przedmiotu, będącego kwintesencją porcelany. W czym zaklęty jest ów sekret porcelany? Świetnej jakości porcelana jest śnieżnobiała i przepuszcza światło, co sprawia, że w dłoniach swojego właściciela porcelanowy talerzy lub filiżanka rozgrywają unikalny spektakl barwy i światła. Owe cechy sprawiają, że naczynia porcelanowe są cienkie, wydają się bardzo mało wytrzymałe, lecz jest to mit. Starannie wyrobiona porcelana to uroczy przedmiot, lecz niezwykle wytrzymały, o bardzo niskiej nasiąkliwości i dużej nieprzepuszczalności cieczy. Kolekcjonerzy porcelany mają swój sposób na odróżnienie dobrej porcelany od gorszego jakościowo fajansu – na nie chronione szkliwem miejsce nanosi się kropelkę atramentu, a jeśli po krótkim czasie da się ją zmyć pod bieżącą wodą to znaczy, że mamy do czynienia z porcelaną; jeśli zaś plama zostaje to oznacza wyrób z fajansu. Porcelanę cechuje również wyjątkowy dźwięk, gdy np. zostanie lekko dotknięta nożem – porcelana „śpiewa” dźwięcznie i wysoko.
Kamień filozoficzny
Relacja o historii porcelany z Chin prowadzi do Europy. Handel drogą morską, Jedwabny Szlak oraz ekspansje polityczne i geograficzne sprawiły, że kaolinowe wyroby zaczęły wzbudzać zainteresowanie mieszkańców starego kontynentu, a przede wszystkim jego zamożnych mieszkańców. W Europie przed poznaniem i wynalezieniem własnych sposobów wyrobu porcelany, na stołach królowały zastawy srebrne lub fajansowe; ubożsi korzystali zaś z naczyń glinianych, cynowych, drewnianych. Gdy poznano już istotę wschodniej porcelany, w Europie ceniono ją przede wszystkim za unikalną, dekorację, niespotykaną dotąd w wytwórniach. Z uwagi na swoją urodę, szlachetność, rzadkość i trudność w sprowadzeniu możemy się jedynie domyślać jak wielce ceniona w Europie była porcelana. Zainteresowanie wschodnimi wyrobami elektorów saskich sprawiło, że drugą „stolicą” porcelany stały się Niemcy – to tam po raz pierwszy zróżnicowano i odkryto właściwości gatunkowe chińskiej porcelany. Technologię ową wynalazł Ehrenfried Walther von Tschirnhaus. Po jego śmierci prace kontynuował w Dreźnie i Miśni jego uczeń, Johann Friedrich Böttger, alchemik elektora saskiego i króla Polski Augusta II Mocnego, kolekcjonera chińskiej porcelany. Böttger wyprodukował twardą białą porcelanę w 1709 roku i od tego czasu datuje się produkcję porcelany europejskiej. Co ciekawe, współpraca pomiędzy Tschirnhausem a Böttgerem nie polegała jedynie na produkcji porcelany, ale była raczej rodzajem dworskiego spisku, w którym August II Mocny pod groźbą gilotyny żądał od obydwu nie tylko eksperymentów z wypalaniem glinek, ale także wynalezienia kamienia filozoficznego!
Miłość Augusta Mocnego do „białego złota” stała się zatem przyczynkiem do powstania pierwszej manufaktury tych wyrobów. W 1710 roku otwarto w Miśni Królewską Manufakturę Porcelany, dzięki której władca mógł wpływać, fundować i nadawać ton pierwszym, a zarazem najważniejszym wyrobom porcelanowym w Europie. Początkowo starano się działach w duchu chińskiego wynalazku i wschodnich dekoracji – nie pomyślano o tworzeniu własnych, związanych kulturowo z Europą motywów, a kopiowano orientalne wyroby. Dopiero kilkadziesiąt lat później rozpoczęto projektowanie bardziej odpowiadających Europejczykom wzorów. W końcu w 1771 roku receptura produkcji porcelany została upubliczniona, a to przyczyniło się do niespodziewanego wzrostu zainteresowania i produkcji porcelany – fabryki zaczęły powstawać niemal w każdym kraju. Bliskie położenie Polski wobec Saksonii, a także zależności polityczne z dynastią Wettynów sprawiły, że wiedza o porcelanie i moda na jej używanie trafiła do naszego kraju stosunkowo szybko – już w 1783 roku ruszyła pierwsza fabryka w Korcu, która tworzyła liczące niekiedy po kilkaset elementów zastawy na możnowładcze stoły.
Od powstania do powstania – Korzec
Manufaktura w Korcu została założona przez litewskiego stolnika Józefa Klemensa Czartoryskiego oraz Franciszka Mezera. U Czartoryskiego inicjatywa założenia fabryki porcelany pojawiła się podczas jego licznych podróży zagranicznych, które odbywał celem poszerzenia wiedzy zagadnieniami gospodarczymi i nowinkami przemysłowymi. Zwiedziwszy manufaktury w Saksonii i Prusach i po dokładnym zbadaniu jakości złóż kaolinu w swych dobrach wołyńskich, podjął decyzję o organizacji manufaktury zlokalizowanej w Korcu. Czartoryski wiedział, że sukces przedsięwzięcia zależy w dużej mierze od niskich kosztów surowców, co warunkowało posiadanie własnych złóż. Dlatego przed uruchomieniem wytwórni w Korcu przesłał próbki okolicznych glinek do ekspertyzy do Miśni, gdzie uzyskał pozytywną opinię. Wytwórnia ta była całkowicie uzależniona od swego mecenasa, bowiem zarówno surowce do produkcji jak i materiał do opału – drewno, dostarczały ziemie Czartoryskich. Również place pod budowę oraz budulec były własnością księcia. W roku 1784 sprowadzony z Warszawy Franciszek Mezer rozpoczął produkcję wyrobów. W kilka lat później przedstawiono już pierwsze wyroby królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, który nagrodził Franciszka Mezera pierścieniem z monogramem królewskim. Manufaktura korecka dorównywała jakością wyrobów i sławą innym uznanym w Europie manufakturom, m.in., w Miśni i Sèvres. Początkowo w Korcu naśladowano ichniejsze wyroby, lecz z czasem modelarze koreccy stworzyli własne wzory figurek i zastaw stołowych.
Najczęstszym motywem zdobniczym, charakterystycznym dla dekoracji talerzy, były bukiety kwiatów, stosowane stale przez cały okres działalności Korca. Komponowano je z jednego, wyróżniającego się kwiatu (róży, tulipana, goździka, żonkila lub maku) dopełniając kilkoma mniejszymi (prymulkami, niezapominajkami, bratkami, jaskrami, dzwonkami). Bukiet umieszczano na ogół centralnie w lustrze (talerza, półmiska, salaterki czy spodka filiżanki) albo na ściankach (wazy, imbryka, filiżanki itp.), uzupełniając go trzema lub czterema mniejszymi pojedynczymi gałązkami kwiatów (m. in. niezapominajek, bratków, dzwonków itp.) malowanymi na kołnierzu lub korpusie naczynia. Około 1820 roku do wzornictwa koreckiego wprowadzono słynne wiązanki z makiem, który występował w czterech gamach kolorystycznych: fioletowo-czerwonej, fioletowo- żółtej, czerwonej i fioletowej. Jedną z częściej stosowanych dekoracji zastaw stołowych była także winna latorośl w różnych wariantach. Wśród wzorów koreckich znane są też wieńce plecione z traw z kwiatami i kłosami oraz z traw z niebieskimi dzwonkami od wewnątrz. W sumie w manufakturze opracowano kilkadziesiąt rodzajów fryzów i bordiur, a nawet rozbudowanych kompozycji ornamentalnych zdobiących całą powierzchnię naczynia. Ten triumfalny pochód sztuki zdobniczej przerwało zajęcie Wołynia przez wojska rosyjskie w roku 1793. Spowodowało to odcięcie manufaktury koreckiej od rynków zbytu na terenie Polski. Nieszczęście nie opuszczało wytworni bez długi czas – pożar, który strawił wszystkie budynki manufaktury w roku 1796, przerwał jej działalność. Manufaktura wróciła na rynek w 1800 roku, lecz w wyniku wymiany kadry zarządzającej i rzemieślników traciła raczej na rentowności i renomie. Tragiczny los historycznej wytwórni przypieczętowały wydarzenia powstania listopadowego – zamknięcie fabryki na czas krajowych niepokojów doprowadziły do jej ostatecznej likwidacji dwa lata później.
Od skromnych magnatów po mistrzów rzemiosła – Ćmielów
Na przełomie XVIII i XIX wieku garncarz Wojtas vel Wojtos, utożsamiany przez niektórych badaczy z Janem Zbrożkiem, założył w Ćmielowie dużą wytwórnię fajansu, jednocząc kilka mniejszych, istniejących wcześniej warsztatów garncarskich. W roku 1804 hrabia Małachowski, kanclerz wielki koronny, od 1787 roku właściciel dóbr ćmielowskich, odkupił warsztat Wojtosa i założył profesjonalną fabrykę wyrobów fajansowych. Tak zaczyna się historia najsłynniejszej, najstarszej i funkcjonującej do dziś wytwórni porcelany w Polsce.
Celem rozpowszechnienia wyrobów, optymizacji kosztów produkcji, a zarazem podążając za wzorem innych fabryk epoki, wytwórnia w Ćmielowie produkowała ceramikę użytkową przeznaczoną dla szerokich warstw społecznych, a jej wyroby charakteryzowały się solidnością wykonania i niskimi cenami. W 1811 roku Małachowski zdecydował się na marketingową inicjatywę i rozesłał w podarku kilka serwisów fajansowych swojej manufaktury ministrom Księstwa Warszawskiego, zdobywając rozgłos i uznanie wśród nader zamożnej grupy. Dzieła trafiły między innymi do samego księcia Józefowa Poniatowskiego, który był urzeczony urodą naczyń oraz samą ideą rozwijania w Polsce przemysłu ceramicznego. Pierwsze naczynia ćmielowskie były jeszcze dość niedoskonałe, grubościenne, wykonane z nie zawsze dobrze oczyszczonej masy. Stylistyką i dekoracją dotrzymywano kroku ówczesnym gustom, wyrabiając antykizujące wazy, wieloelementowe zastawy, dekoracyjne floralnie i animalistycznie patery, sosjerki oraz idylliczne w wyrazie figurki stołowe, bibeloty, maszynki, mydelniczki, młynki… Po roku 1840 wyroby fabryki Ćmielów zaczęto zdobić za pomocą przedruków (w tonie szarym, niebieskim, czerwonym lub zielonym), przedstawiając krajobrazy wiejskie, ale także sceny historyczne, mitologiczne i biblijne oraz portrety sławnych ludzi, co doskonale odzwierciedlało ducha i gust epoki. W połowie XIX wieku przedsiębiorstwo rozpoczęło produkcję „białego złota” na ogromną skalę – już w 1901 roku manufaktura zdobyła Grand Prix na Wszechrosyjskiej wystawie w Petersburgu. Znakiem wytwórczym manufaktury początkowo był napis „Ćmielów” bądź rysunek łabędzia na tle gałązek roślinnych. Obecnie, po wielu przekształceniach historycznej wytwórni, znakiem fabryki ćmielowskiej jest inicjał „Ć” w trójkącie.
Porcelana to dziś design!
Jeszcze słowo należy się fabryce w Ćmielowie, a tym samym porcelanie projektowanej i wytwarzanej po 1945 roku. Na przełomie lat 50. i 60. XX wieku, po koszmarze i stagnacji drugiej wojny światowej, w ćmielowskiej fabryce zrealizowano pionierski nowatorski w formie, dekoracji i technologii projekt. Fabryka wzbogaciła ówczesną sztukę dekoracyjną o kultowe już dziś tzw. figurki ćmielowskie, powstałe w kooperacji wytwórni i Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Czym były owe małe cuda? Były one szczególnym rodzajem odpowiedzi na polityczny okres odwilży, reprezentowały nowoczesną myśl plastyczną w stylistyce New Look, były próbą przerwania paradygmatu stylistyki art dèco. W 1955 roku w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego został zatrudniony rzeźbiarz Henryk Jędrasiak, który stworzył zespół złożony z młodych absolwentów warszawskiej ASP. W jego skład weszli: Hanna Orthwein, Mieczysław Naruszewicz i Lubomir Tomaszewski. To wtedy ci artyści młodego pokolenia przygotowali kolekcję modeli rzeźb porcelanowych mających pełnić rolę współczesnego bibelotu. Wkrótce stały się one jednymi z najbardziej rozpoznawalnych dzieł warszawskiego Instytutu. Na bazie przygotowanych wzorów rozpoczęto ich produkcję nie tylko w Ćmielowie, ale we wszystkich polskich wytwórniach porcelany. Figurki ćmielowskie dziś należą do kategorii jednych z najważniejszych zjawisk w sztuce użytkowej swojego okresu, o znaczeniu porównywalnym do tego, jakie miały figurki z Miśni dla wieku XVIII oraz figurki kopenhaskie dla doby modernizmu.
Jak możemy dowiedzieć się od badaczy materii i kustoszy Muzeum Narodowe w Kielcach: „Figurki ćmielowskie to świadoma rezygnacja z ozdobnych detali na rzecz syntetycznego kształtowania bryły. Sylwetki zwierząt i ludzi zyskują sumaryczny, lecz rozpoznawalny profil. Często naturalne proporcje zostają zniekształcone, a wybrane fragmenty uwypuklone. Bywa, że uproszczone sylwetki ocierają się wręcz o abstrakcję. Zespół IWP – mając za źródło inspiracji świat ludzi i zwierząt – stworzył bogaty zespół, który oddaje z wyjątkowym zmysłem obserwacji różne istoty żywe. Obok domowych i gospodarskich zwierząt: kotów, psów, osiołka, kury, koguta, indyka w tej ceramicznej kolekcji pojawiają się mieszkańcy lasów: lis, wilk, łasica, jeleń oraz liczni przedstawiciele świata ptaków: sowa, bażant, dudek, bocian, sroka, paw, marabut i cała rodzina pingwinów. Nie brak zwierząt egzotycznych: wielbłąda, pantery, słonia, nosorożca, antylopy, żółwia oraz prehistorycznych, jak np. dinozaur czy mamut.” Zaś Barbara Banaś, badaczka stylistyki New Look i polskiego designu zwróciła uwagę, iż figurki często otrzymywały czarno-białą dekorację wykonywaną techniką natryskową, wykorzystując również barwy, ale przede wszystkim kolory podstawowe.
„Niczego mi proszę pana | Tak nie żal jak porcelany” (Cz. Miłosz, Piosenka o porcelanie, 1947 rok)
fot. zbiory MNKi, Małgorzata Stępnik
Paulina Adamczyk